Tak blisko – tak daleko… Choć druk 3D jest coraz częściej obecny w mediach głównego nurtu i coraz więcej osób poszukuje informacji na temat tej technologii oraz związanych z nią możliwościach, to trudno szukać drukarek 3D w sklepach lub marketach. Co więcej, wszystko wskazuje na to, iż ta sytuacja jeszcze długo nie ulegnie zmianie. Aby drukarki 3D trafiły do masowej sprzedaży musi zostać spełnionych szereg warunków to umożliwiających. I choć ostatnie targi CES w Las Vegas pokazały, że jesteśmy na właściwej drodze, to do pełni szczęścia wiele nam jeszcze brakuje…

Na chwilę obecną drukarki 3D są używane przede wszystkim w firmach (przemysłowych, produkcyjnych, biurach architektonicznych, projektowych etc.) oraz w pewnym stopniu przez hobbystów i pasjonatów nowych technologii. Aby je zakupić należy dokonywać tego przez stronę www producenta, masowe platformy sprzedażowe on-line (e-Bay, Amazon, Allegro etc.), wybrane, duże sieci dystrybucyjne (Staples, Office Depot etc.) lub przez pojedyncze (dosłownie) sklepy próbujące rozwinąć na tym biznes. Jest to generalnie bardzo niszowy produkt o dość mocno ograniczonej dostępności – patrząc na to z perspektywy zwykłego klienta-użytkownika.

Od samego początku istnienia tzw. niskobudżetowych drukarek 3D, wszyscy zastanawiają się na ile możliwe jest ich wejście do masowej sprzedaży oraz kiedy ewentualnie to nastąpi. Z uwagi na swoją nazwę, konsumenci nieodparcie porównują drukarki 3D do tradycyjnych drukarek do papieru co jest niestety dość błędnym założeniem gdyż są to zupełnie różne urządzenia o całkowicie odmiennym zastosowaniu. Szerzej tą kwestię opisywałem w artykule o pierwszych krokach w druku 3D. Zastanówmy się jednak, jakie warunki musiałyby zostać spełnione aby obecność drukarki 3D na półce w markecie w centrum handlowym stała się faktem…?

  1. Powód zakupu – aby drukarki 3D stały się hitem sprzedaży ludzie je kupujący muszą wiedzieć po co je kupują i dlaczego? Choć drukowanie 3D jest samo w sobie fascynującym procesem, to wciąż za mało aby przekonać co najmniej dziesiątki tysięcy ludzi w każdym kraju miesięcznie do tego aby wydali dość spore pieniądze na sprzęt, na którym będą w stanie wydrukować co najwyżej proste gadżety lub równie proste części zamienne do urządzeń i sprzętów domowych. Innymi słowy, potrzebna jest realna potrzeba, która skłoniłaby konsumentów do dokonywania inwestycji w drukarki 3D.
  • Cena – aktualna cena drukarek 3D jest absurdalnie wysoka. Albo inaczej – cena drukarki 3D jest niewspółmierna do jej rzeczywistej wartości. Jedna z najlepszych (o ile nie najlepsza?) niskobudżetowych drukarek 3D, czyli chiński Up!2 Plus kosztuje ok. 9000 PLN brutto. Za tą kwotę można kupić wciąż całkiem przyzwoity samochód [SIC!]. Warunkiem bezwzględnym na to, aby drukarki 3D zaczęły się masowo sprzedawać musi być radykalna obniżka ich cen, przynajmniej do poziomu laptopów, czyli 1500 – 3000 PLN. I mówimy tu oczywiście nie o tzw. zestawach do samodzielnego montażu, tylko urządzeniach klasy MakerBot Replicatora, Zortraxa, Ultimakera 2 czy wspomnianego Up!`a.
    .
  • Oprogramowanie – na temat oprogramowania pisałem w artykule nt. open-source. Oprogramowanie w drukarkach 3D musi być proste, intuicyjne i przystępne. Aktualnie większość urządzeń jest opartych o open-source`owe rozwiązania, które choć posiada olbrzymie możliwości konfiguracyjne i szereg opcji do wyboru, jest niemożliwe do przyswojenia przez przeciętnego użytkownika, szczególnie takiego, który dokonuje zakupu sprzętu elektronicznego w markecie… Tutaj olbrzymim krokiem naprzód były premiery Cube 3 i MakerBot Replicatorów na tagach CES w Las Vegas i zakładam, iż ten kierunek będzie kontynuowany przez resztę liczących się producentów.
    .
  • Bezpieczeństwo – temat który jest często pomijany w kontekście drukarek 3D, a który stanowi obecnie chyba największą barierę do tego, aby drukarki 3D trafiły na półki sklepowe. Niskobudżetowe drukarki 3D mają otwartą konstrukcję, tzn. dostęp do poszczególnych elementów odpowiedzialnych za wydruk 3D w trakcie jej pracy jest bezproblemowy. Możemy zatem w łatwy i przystępny sposób dotknąć głowicy drukarki 3D rozgrzewającej się do temperatury 200 – 250 °C, dotykać do woli stołu roboczego rozgrzanego do temperatury 60 – 70 °C, wkładać ręce pod głowicę, a w niektórych konstrukcjach nawet w kółka zębate extrudera. Spróbujcie zrobić to samo w przypadku drukarki do papieru – jakakolwiek próba dostania się do części drukujących spowoduje automatyczne wyłączenie się urządzenia.
  • Dodatkowym aspektem są tutaj spaliny wydobywające się przy topieniu ABS / PLA czy innych ogólnodostępnych materiałów do druku 3D w rodzaju nylonu czy PET (t-glasse). Dopóki ta kwestia nie zostanie rozwiązana, prędzej czy później ktoś zakwestionuje możliwość używania tego typu urządzeń w warunkach domowych.

  • Dostępność – kolejna bolączka producentów drukarek 3D. Opóźnienia w produkcji i dostawie urządzeń zdarzają się nawet MakerBotowi, nie wspominając o mniejszych producentach. Niestety na dzień dzisiejszy drukarki 3D w większości przypadków się zamawia a nie kupuje. Zanim trafią one do masowej sprzedaży muszą być masowo produkowane – nie odwrotnie. Wiąże się to z dość dużymi nakładami inwestycyjnymi, ale tak niestety działa to na świecie.
  • Podsumowując, dopóki powyższe kwestie nie zostaną rozwiązane nie ma moim zdaniem co myśleć o możliwości zakupu drukarek 3D w sklepach czy centrach handlowych, a same urządzenia pozostaną przede wszystkim elementem wyposażenia firm i zakładów produkcyjnych.

    Paweł Ślusarczyk
    Jeden z głównych animatorów polskiej branży druku 3D, związany z nią od stycznia 2013 roku. Twórca Centrum Druku 3D - trzeciego najdłużej działającego medium poświęconego technologiom przyrostowym w Europie. Od 2021 r. rozwija startup GREENFILL3D produkujący ekologiczny materiał do druku 3D oparty o otręby pszenne.

    Comments are closed.

    You may also like