Start-up to jedno z najmodniejszych słów w świecie szeroko pojętych nowych technologii. Każdy jest lub chce być start-upem – start-upy są przebojowe, nowatorskie, modne i w ogóle bardzo „cool„. Zwykłe, normalne firmy realizują zwyczajne projekty, ciułając po drodze pieniądze – start-upy robią rzeczy spektakularne, a pieniądze płyną do nich szerokim strumieniem, czy to z kieszeni Aniołów Biznesu, czy z rachunków bankowych funduszy Venture Capital. Tak przynajmniej wszyscy to postrzegają… Rzeczywistość jest jak zawsze zgoła inna – brudna, brzydka i grząska. Nawet w najdoskonalszych przykładach start-upów, które przekształciły się w bogate, rozpoznawalne na całym świecie przedsiębiorstwa w rodzaju Apple, Google, Microsoftu, Amazona, Facebooka, a ostatnio Snapchata czy YO, gdzieś po drodze wydarzały się rzeczy, które kładą się cieniem na wizerunku firmy, do których ich twórcy nie chcą za bardzo wracać. Dziś będzie krótka, acz bardzo przykra historia start-upu, który się nie udał. 28 maja zamknęło się Trinity Labs.

Trinity Labs to stosunkowo mało znana firma produkująca drukarki 3D, w którą zaangażowane były jednak bardzo znane w międzynarodowej społeczności RepRap nazwiska. W zespole Trinity byli m.in. Mike Payson z MendelMaxa, Artur Wolf – późniejszy twórca Smoothieboard / Smoothieware, Triffid Hunter oraz Wulfnor, czyli Arek Śpiewak – znany i ceniony członek polskiej społeczności RepRap, obecnie prezes 3D Printers i twórca HBota. Firmą kierował sam Ezra Zygmuntowicz, bardzo znana postać w świecie internetu – jeden z czołowych architektów języka oprogramowania Ruby on Rails oraz prezes wielu spółek technologicznych.

Arek wspominał mi kilkakrotnie o tym, iż pracował w Trinity Labs, nigdy jednak nie chciał o tym zbyt wiele opowiadać. Gdy serwis Fabbaloo opublikował 28 maja informację o tym, że firma oficjalnie ogłosiła swój koniec, zadzwoniłem do niego z prośbą o komentarz. Po pewnych oporach zdecydował się w końcu opowiedzieć swoją historię, która jest równie ciekawa, co przykra i przygnębiająca. Morał z niej płynie jeden: nigdy nie ufaj start-upom…

Przygoda Arka i Trinity Labs rozpoczęła się w czerwcu 2012 roku. Podczas rozmów na IRC`u na kanale #reprap o drukarkach 3D, gdzie Arek prezentował zdjęcia swoich urządzeń oraz dzielił się przemyśleniami na temat ich budowy, odezwał się do niego człowiek o pseudonimie „ezmobius„. Poinformował, że kompletuje ekipę do swojej firmy i że Arek jest na szczycie jego listy. W nowym teamie miały się pojawić wszystkie wymienione powyżej „gwiazdy” światowego RepRapu – oprócz Mike`a, Arthura i Triffid Huntera miał dołączyć jeszcze Kliment, który ostatecznie się na to nie zdecydował. Dla Wulfnora, który stawiał dopiero pierwsze kroki w tym świecie, samo zaproszenie do tak zacnego grona było nie lada wyróżnieniem.

Niestety temat urwał się równie szybko jak się pojawił. Mimo początkowego niepowodzenia Arek pracował nad własnym oprogramowaniem Yarrrh, elektroniką Sunbeam i własnymi drukarkami 3D, m.in. głośną deltą, o której pisały wszystkie największe serwisy poświęcone drukowi 3D. W listopadzie 2012 roku „ezmobius” odezwał się ponownie przedstawiając się tym razem jako Ezra Zygmuntowicz – znany i ceniony programista i przedsiębiorca z USA. Zaproponował Arkowi pracę i wynagrodzenie na poziomie 60.000$ rocznie. Arek oczywiście się zgodził (60k $ rocznie daje ok. 16k PLN miesięcznie!), niestety na skutek niesłowności Ezry i przeciągających się terminów do formalnej współpracy pomiędzy nimi doszło dopiero w lutym 2013 r.

Paweł Ślusarczyk Centrum Druku 3D i Arek Śpiewak - Wulfnor

Paweł Ślusarczyk CD3D i Arek Śpiewak 3D Printers
podczas rozmowy na MakeCampie w Łodzi w sierpniu 2013 r.

Start-up żył pełnią życia, team rozwijał Smoothieboard, firmware oraz drukarki 3D. Arek był odpowiedzialny za deltę. Mimo, że jak wspomina czuł spory stres związany z tym zadaniem, problemy pojawiły się z zupełnie innej strony – zaczęło zawodzić zarządzanie. Inżynierowie z pensją po 5 000 $ miesięcznie zamiast zajmować się projektowaniem, zajmowali się składaniem drukarek 3D, gdyż ludzi do ich montażu nie było. Zespół był międzynarodowy i co za tym idzie, był rozsypany po całym globie (USA, Szwecja, Francja, Polska, Australia). Były problemy ze wzajemną komunikacją, a lider projektu – Ezra kompletnie nie ogarniał tematu. Przez większą część czasu bawił się drukarką 3D i zamiast rozwiązywać piętrzące się problemy, przedstawiał coraz to nowsze pomysły pochodzące z zupełnie innej planety… Pomysłów było od groma: od mikrodrukarki drukującej za pomocą Androida, po wielkie HBoty i Delty. Wszystko miało być „next big thing„. Niestety słowa Ezry nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości…

Wkrótce rozpoczęła się sprzedaż Aluminatusów – w zaledwie kilka dni zamówiono 50 szt., wszystko jako PRE-ORDER. Zwiększono więc ich ilość do 100 szt., które również natychmiast się sprzedały. Ekipa w Portland miała poskładać zamówione drukarki 3D w dwa miesiące. Niestety wkrótce okazało się to niemożliwe – drukarki 3D były niedopracowane, miały liczne bugi, paliły się elektroniki i zasilacze (Aluminatus miał dwa chińskie zasilacze po 400w). W firmie panował totalny chaos, współpraca z PBC linear – dostawcą napędów SIMO, które były sercem urządzenia, okazała się klęską. Napędy były nieprzetestowane i powodowały, że Aluminatusy były niesamowicie głośne. Jeden napęd kosztował 800-900 $, ale przy zamówieniu 1000 szt. jego cena spadała do 400 $. Zakup takich ilości przy przedsprzedaży 150 szt. urządzeń to samobójstwo, ale pieniądze szły jak woda, nikt ich nie liczył… Trinity Labs miało 2-3 mln $, które rozeszło się w kilka miesięcy.

Aluminatus Trident

Aluminatus Trident

Jeden po drugim zaczęły wychodzić kolejne błędy typowe dla start-up`ów. Mimo, że firma nie miała żadnego przychodu, pieniądze na wypłaty szły szerokim strumieniem. Ich wysokość to było prawdziwe szaleństwo – w końcu była kasa i coś z nią trzeba było zrobić. Błędy w zarządzaniu również były łatwe do przewidzenia – inżynierowie sprawdzają się tam, gdzie w grę wchodzi projektowanie, ale koordynacja prac, project management i finanse to dla nich to abstrakcja. Ludzie mieli mnóstwo chęci do pracy, ale  powinni być prowadzeni w mądry i przemyślany sposób, gdyż bez tego ich energia szła na wszystkie możliwe strony…

Tak tamten czas opisuje sam Arek:

Byliśmy grupą zapaleńców, która pracowała całą dobę non stop. Spałem od 9 rano do 17 lub 18 i z reguły mój dzień pracy trwał później od 20 do 30 godzin. Byłem jak zombie. Jedno mogę powiedzieć: to fatalnie wpływa na kreatywność…

Arkadiusz Śpiewak – 3D Printers

Firma była bardzo opóźniona z produkcją, a jedynym działającym i drukującym Aluminatusem był ten stojący w piwnicy Ezry – reszta była źle poskładana, ponieważ nie było żadnej dokumentacji, nie było żadnej linii produkcyjnej, a drukarki 3D składali inżynierowie. Do tego dochodził totalny brak organizacji i kompletnie nieprzemyślana pod kątem montażu konstrukcja urządzenia. Członkowie zespołu wytykali na IRC`u te błędy swojemu szefowi, ale byli bezsilni… Ezra uważał, że wie co robi, choć wyglądało to jakby sabotował działania własnej firmy.

Po trzech miesiącach pracy pojawiły się pierwsze opóźnienia w wypłatach, aż w końcu pieniądze przestały przychodzić w ogóle. Firma była w kryzysie. Na produkcji zawalono wszystkie możliwe terminy, a klienci byli mocno rozczarowani tym co dostali – naobiecywano im super drukarki 3D, plug&print i user friendly, a dostali zwykłego RepRapa opartego o RAMPS.

Pewnego dnia Ezra rozpłynął się… Po dwóch miesiącach okazało się, że był w szpitalu, ale nie wiadomo z jakiego powodu? Plotka głosi, że cierpiał na cukrzycę, której nie leczył? Zespół próbował odzyskać należne mu pieniądze, lecz zamiast nich otrzymał… pozwy sądowe z propozycją warunków, które były niemożliwe do zaakceptowania. Adwokaci Trinity Labs w zamian za wypłatę 50% zaległych poborów oczekiwali zakazu pracy u  konkurencji i zamknięcia wszystkich projektów: Smoothieware, Aluminatus, HBot i Trident. Nikt się nie zgodził na te skandaliczne warunki, co mocno odbiło się na finansach wszystkich członków teamu – Artur Wolf o mało nie stracił dachu nad głową. Z drugiej strony, wszystkie projekty pozostały otwarte.

Po ostatecznym zakończeniu współpracy z Trinity Labs w połowie zeszłego roku, Arek uruchomił 3D Printers, za pomocą którego produkuje i sprzedaje swoją elektronikę Sunbeam 2.0 oraz drukarki 3D HBot. Krótka, acz burzliwa współpraca z amerykańskim start-upem i próba realizacji tzw. „american dream” nauczyła go wiele pokory lecz również zupełnie innej organizacji pracy:

W 3D Printers wszystkie rzeczy robimy „po bożemu„. Najpierw przygotowujemy kompletną dokumentację, projektujemy wszystkie procesy i linię montażową, wszystko badamy w laboratoriach i planujemy przynajmniej 2-3 lata naprzód. Po przygodzie z Trinity nauczyłem się sporo jeśli chodzi o robienie interesów. Wiem już, że sam pomysł tak naprawdę nic nie znaczy, a druk 3d nie jest magicznym światem, w którym każdy start-up wypali. A sukces firmy to przede wszystkim ludzie, dbałość o szczegóły i ciężka praca.

Arkadiusz Śpiewak – 3D Printers

Paweł Ślusarczyk
Jeden z głównych animatorów polskiej branży druku 3D, związany z nią od stycznia 2013 roku. Twórca Centrum Druku 3D - trzeciego najdłużej działającego medium poświęconego technologiom przyrostowym w Europie. Od 2021 r. rozwija startup GREENFILL3D produkujący ekologiczny materiał do druku 3D oparty o otręby pszenne.

3 Comments

  1. Bardzo ciekawy artykuł..

  2. 3 miesiące z wynagrodzeniem 16k PLN, nawet za pracę zombie mode, to byłaby dla wielu ludzi w Polsce historia całkiem jasna i przyjemna.

  3. Witam,
    Artykuł z serii „Historia lubi się powtarzać”; podobnie było z boomem na PC w latach 90, potem dotcomy i będzie tak zawsze. W każdej branży, gdy szaleństwo wydawania pieniędzy na „trendy” hasła dzieje się tak samo. Ludzie nie lubią się uczyć i czas pokazuje, że nic się w tej materii nie zmienia. Na szczęście mamy coś takiego jak twarde prawa ekonomii, które w końcu upominają się. $5000 dla inżyniera w startupie.. to musiało się nie udać.
    Cóż jedyne słuszne start-upy, które mają realną szansę wyjść na ludzi to te „garażowe” firmy (wspomniane na początku artykułu). Jeśli od początku nie ma się określonego planu i wizji, nie skupia na jednym produkcie, oraz co najważniejsze nie zarządza się ściśle budżetem to potem mamy tego efekty.
    Choroba „przeinwestowania” to poważna choroba w biznesie i jedynym skutecznym lekarstwem póki co jest wstrzemięźliwość i zdrowy rozsądek chłodnej głowy. Dlatego jak ktoś obiecuje złote góry, chociaż widać, że wszystko idzie w innym kierunku, to trzeba brać nogi za pas, póki jeszcze wypłaty są wypłacane w terminie.

Comments are closed.

You may also like