Rynek edukacyjny stopniowo zyskuje rangę El Dorado desktopowych drukarek 3D. Jakie drukarki pasowałyby do szkół najlepiej? Czy warto inwestować wielkie sumy w sprzęt w imię lepszej edukacji 3D? Czym chwalą się firmy szukające klientów w szkołach?

Makerbot to bodajże najpoważniejszy gracz w segmencie drukarek ze szkolnych pracowni. Ich drukarki znajdują się tu i ówdzie w najróżniejszych miejscach świata. Zeszły rok podsumowywali dużym wydarzeniem medialno-biznesowym, jakim była dostawa Replikatorów do wszystkich szkół w miejscowości Montclair, w stanie New Jersey. Makerbot nie omieszkał pochwalić się tym wydarzeniem na swoim blogu firmowym, wiadomość trafiła też na łamy portali branżowych.

Montclair nie jest metropolią, niemniej jednak nie jest to zabity deskami koniec świata. Jest to miasto o wielkości porównywalnej do Malborka lub górnośląskiego Knurowa, będąc niejako bliżej tego drugiego, ponieważ także jest częścią dużej aglomeracji miejskiej – Montclair leży w pobliżu Nowego Jorku. Nie zmienia to jednak faktu, że liczba drukarek, która trafiła do wszystkich siedmiu (!) szkół w Montclair wynosiła łącznie… 27 sztuk, z czego 18 było nowych, zaś 9 „odnowionych”. Wynik imponujący raczej tylko dla firmy garażowej.

W tym samym czasie mniej znana firma, New Matter uruchomiła swój program grantów „Educate and Inspire” (Edukować i inspirować), w ramach którego na początku marca dostarczy po trzy drukarki i po kilkanaście rolek filamentu oraz kilkanaście dodatkowych powierzchni roboczych do łącznie stu (!) szkół. Drukarki MOD-t są oczywiście mniejsze i nieporównywalnie prostsze, ale także wielokrotnie tańsze. Niska cena być może powoduje, że łatwiej rozdać dużo drukarek za darmo (czego Makerbot akurat raczej nie robi), ale oznacza też dużo większą przystępność dla instytucji oświatowych, które miałyby ewentualnie takie urządzenia kupować.

MOD-t wydaje się być dobrym rozwiązaniem dla szkoły. Urządzenia są małe, przez to łatwe do przeniesienia pomiędzy klasami, oraz tanie – więc ich koszt nie jest tak dramatycznie bolesny dla dyrekcji szkół. Dodatkowo są wyposażone w pokrywę zamykającą komorę roboczą, co ma także niemałe znaczenie w świetle doniesień o zagrożeniach zdrowotnych związanych z drukiem 3D. Maszyny Makerbota nie posiadają żadnej z tych cech.

Makerbot stara się co prawda reagować na wyniki wspomnianych badań, publikując uspokajający komunikat o „przestrzeganiu najnowszych norm bezpieczeństwa i obowiązujących wymagań”. Gwarantują jednak wyłącznie jakość swoich własnych filamentów, oraz to, że piąta generacja Makerbotów używa wyłącznie PLA. Innymi słowy potwierdzają, że druk domowy i szkolny może być wykonywany wyłącznie z PLA, a najlepszy filament to… firmowy PLA Makerbota. Kwestia ewentualnej dodatkowej wentylacji w ocenie Makerbota jest nieistotna ze względu na jakość ich filamentu.

Dokładnie takie same zapewnienia o ekologiczności i bezpieczeństwie padają ze strony New Matter. Czyli tyle wiemy, ile zjemy. Jednak w przypadku tej małej drukarki producent przynajmniej postarał się o włączenie w zestaw pokrywy zamykającej komorę roboczą.

Jaka drukarka byłaby zatem lepsza dla szkół? Przede wszystkim drukarka możliwie jak najbardziej bezpieczna pod względem BHP i zabezpieczenia przed wystawieniem na szkodliwe substancje. Po drugie, drukarka niedroga. Oczywiście, niełatwo co właściwie oznacza „niedroga”. Z zasady lepiej kupić jedną za 1000 dolarów, która przeżyje cztery gorsze za 300, czyli łącznie 1200, i będzie przy tym łatwiejsza w obsłudze, pod warunkiem, oczywiście, że zapewni taki sam stopień zabezpieczenia uczniowskich nozdrzy i płuc.

Niestety, o stopniu trudności obsługi drukarki szkoły dowiedzą się prawdopodobnie dopiero po zakupie i może okazać się, że także droższa i lepsza drukarka wymaga zbyt dużych umiejętności niż nauczyciele byliby skłonni sobie przyswoić. Stąd zaś tylko krok do stwierdzenia, że lepiej jednak inwestować w sprzęt tani, którego w razie problemów nie będzie szkoda zezłomować lub ewentualnie odsprzedać z rabatem i przesiąść się na nowy.

Biorąc pod uwagę, że drukarki 3D regularnie przechodzą na wyższy poziom doskonałości, również w technologii FDM, chyba lepiej nie przywiązywać się do jednego urządzenia, które w następnym roku szkolnym może okazać się nie tylko drogie, ale jeszcze znacznie gorsze od nowszych generacji drukarek.

Źródła: Makerbot, New Matter, 3DPrint

Bartosz Kuczyński
Tłumacz, wykładowca i wydawca gier dydaktycznych w firmie Luderis. Zwęszył potencjał drukarek 3D w 2012 roku i od tego czasu wytrwale kibicuje tej technologii.

    Comments are closed.

    You may also like