Dlaczego producenci drukarek 3D są spłukani

Dwa tygodnie temu opublikowałem artykuł, w którym podzieliłem się swoimi przemyśleniami na temat tego, dlaczego wielkie korporacje ponoszą porażki w branży druku 3D. Artykuł został bardzo dobrze przyjęty, za co jestem ogromnie wdzięczny:

Równocześnie dziś na LinkedIn opublikowałem kolejny tekst, komentując bezkarność i brak jakiejkolwiek odpowiedzialności wśród menedżerów czołowych — jeszcze niedawno — startupów AM za ich upadki lub dramatyczną sytuację finansową. Ten wpis również spotkał się z bardzo pozytywnym odzewem:

Postanowiłem więc kontynuować ten wątek i napisać kilka słów o przyczynach problemów, z jakimi boryka się większość firm produkujących przemysłowe drukarki 3D. Nie chcę już więcej rozwodzić się nad Desktop Metal, Markforged czy Velo3D — wszystko, co trzeba było o nich powiedzieć i napisać, już zostało powiedziane.

Dziś chcę poruszyć temat tych firm z drugiej i trzeciej ligi, o których słyszycie raz w roku w mediach branżowych (kiedy niespodziewanie coś ogłoszą), widzicie je dwa-trzy razy w roku na targach lub konferencjach i od czasu do czasu polubicie ich post na LinkedInie.

Współtworząc raporty rynkowe dla VoxelMatters, wciąż często jestem zaskoczony liczbą mikro-niszowych firm produkujących wysoce wyspecjalizowane systemy druku 3D — firm, o których istnieniu nie miałem pojęcia lub musiałem sprawdzać ich profile w mediach społecznościowych, aby upewnić się, że jeszcze istnieją.

Te firmy łączy jedna wspólna cecha — większość z nich jest praktycznie spłukana.

Utrzymują się dzięki początkowym inwestycjom funduszy venture capital oraz grantom na projekty badawczo-rozwojowe, często powiązanym z uczelniami lub programami rządowymi (w tym także funduszami unijnymi). Jeśli chodzi o ich własną działalność komercyjną — pokrywa ona zaledwie niewielką część kosztów operacyjnych.

A nawet jeśli udaje im się wyjść na zero, to ich przychody są tak skromne, że firma dryfuje po rynku, sprzedając od czasu do czasu pojedynczy system, co pozwala jej przetrwać i wypłacić pensje 5–6 osobom, które ją podtrzymują przy życiu.

Skąd tak niska sprzedaż? Odpowiedź jest bardzo prosta…

Generalnie istnieje tylko kilka podstawowych procesów AM, które funkcjonują od 30–40 lat. Wszyscy je znacie: SLA/DLP, FDM/FFF, PolyJet, SLS/MJF, metalowe PBF, Binder Jetting. Część z tych technologii rozwijana jest przez zaledwie kilka firm (PolyJet, SLS/MJF, Binder Jetting), a część przez setki (SLA/DLP, FFF).

Mimo to ogromna liczba firm decyduje się stworzyć coś własnego — „oryginalną” technologię. Z jednej strony to bardzo szlachetna inicjatywa — w końcu podobne motywacje napędzały kiedyś pionierów każdej z wymienionych starszych technologii AM — ale z drugiej strony, te innowacje są często sztuczne i rozwiązują problemy istniejące w skrajnie wąskich niszach.

Wybaczcie, że nie podaję tu konkretnych przykładów — ale jestem pewien, że sami znajdziecie odpowiednie skojarzenia.

Dlaczego firmy tworzą takie sztuczne innowacje? Z dwóch głównych powodów:

  1. Po pierwsze: ego wynalazcy — „tylko moje rozwiązanie jest najlepsze”, „tylko moja metoda jest najefektywniejsza”, „tylko moje podejście rozwiązuje 'największy problem’ w istniejącej technologii AM” (nawet jeśli ten problem dotyczy 5% użytkowników).
  2. Po drugie: konieczność przekonania inwestorów i wyciągnięcia od nich finansowania; aby tego dokonać, „zwykła” drukarka 3D nie wystarczy — trzeba mieć „rewolucyjny system AM rozwiązujący krytyczną barierę dla przemysłowej adopcji” — i to właśnie nowa drukarka 3D wymyślona przez twórcę i jego zespół to robi.

W rzeczywistości nowa drukarka rozwiązuje problem dla minimalnej liczby użytkowników. Realnie rzecz biorąc, na całym świecie jest około 1000 potencjalnych użytkowników. Przy braku chęci lub środków na inwestowanie w płatny marketing — o czym pisałem w artykule „We Will Love You for Free” — tylko około 10% potencjalnych klientów w ogóle usłyszy o nowym systemie, co oznacza 100 osób. Spośród nich maksymalnie 10% będzie mieć realne środki finansowe.

W efekcie rzeczywista baza klientów to około 10 firm.

Nawet jeśli taki system kosztuje 2 miliony dolarów (co jest górną granicą ceny dla małych firm), to mówimy o maksymalnie 20 milionach dolarów przychodów.

A z 20 milionami dolarów w całej historii działalności nie da się rozwinąć firmy produkcyjnej w sposób zrównoważony — dlatego takie firmy pozostają zależne od funduszy VC lub stają się zakładnikami grantów i projektów badawczych.

Tak się nie da prawdziwie żyć — można jedynie wegetować.

Co się wydarzyło tego dnia w historii branży druku 3D?

28.04.2020: Velo3D pozyskało dodatkowe 28 mln USD w rundzie finansowania serii D.

Newsy & Plotki:

  1. Slate, startup z branży pojazdów elektrycznych wspierany przez Jeffa Bezosa, zaprezentował Slate Truck — przystępną cenowo, wysoce konfigurowalną elektryczną ciężarówkę. Dzięki ponad 100 punktom montażowym i otwartym na modyfikacje akcesoriom do druku 3D użytkownicy mogą przekształcić dwumiejscowego pickupa w pięcioosobowego SUV-a. Slate Truck znajduje się obecnie w fazie przedprodukcyjnej i ma kosztować około 20 000 dolarów.
  2. Slant 3D pozyskał 1,5 miliona dolarów w rundzie finansowania Serii A na rozwój swojej platformy druku 3D na żądanie, Teleport, oraz budowę nowych farm drukarek, w tym jednej w Louisville w stanie Kentucky. Teleport łączy sklepy internetowe bezpośrednio z produkcją, umożliwiając elastyczne wytwarzanie bez potrzeby magazynowania i szybszą dostawę w całej Ameryce Północnej.
  3. Firehawk Aerospace zdobył grant w wysokości 1,25 miliona dolarów w ramach programu SBIR fazy II od AFWERX na rozwój technologii stałych materiałów pędnych wytwarzanych metodami druku 3D. Projekt ma na celu opracowanie bezpieczniejszych, skalowalnych i stabilnych w przechowywaniu rozwiązań napędowych dla systemów broni powietrze-powietrze, wspierając potrzeby obronne USA poprzez szybsze i bardziej odporne systemy energetyczne.

Artykuł został oryginalnie opublikowany na The 3D Printing Journal: The Atomic Layers: S9E28 (00265)

Przewijanie do góry