Encoris, amerykańska firma z 13 letnim doświadczeniem w zakresie dostarczania spełniających najwyższe wymagania medyczne, kastomizowanych szkieletów, zarobiła na swoich produktach w 2015 blisko 1 milion dolarów. Wykorzystuje w tym celu m.in. druk 3D

Druk 3D, a raczej biodruk 3D wchodzi coraz szerzej i skuteczniej w dziedzinę medycyny, a naukowcom udaje się opracować coraz skuteczniejsze metody jego stosowania i leczenia za jego pomocą pacjentów. Nie tak dawno pisałem o hydrożelach, które daje się drukować na biodrukarkach 3D, dzięki czemu będzie możliwa całkowita odbudowa chrząstek stawowych. Za chwilę na łamach CD3D pojawi się jeszcze jeden tekst o być może istotnym dokonaniu w medycynie przy zastosowaniu m.in. druku 3D.

Druk 3D i medycyna jednak charakteryzują się tym, że wszelkie odkrycia, wykonane badania i prace są “dużym krokiem na przód”, “obiecującym odkryciem”, “rewelacyjną informacją, która pozwoli nam…”. Ogromna większość z tych rewelacji opiera się jednak jedynie na wstępnych sukcesach, które aby mogły być przekute w funkcjonujące i zarabiające biznesy czy w faktyczny przełom w medycynie i łatwiejszą/szybszą/efektywniejszą pomoc ludziom musi minąć jeszcze sporo czasu.

Mimo, iż wiadomość o Encoris to czysta przechwałka, a być może nawet i sponsorowany artykuł, temat niesie za sobą zdecydowanie więcej treści niż sama reklama. Po pierwsza firmie udało się osiągnąć pułap sprzedażowy na poziomie 1 miliona dolarów do końca 10 miesiąca w roku. Po drugie milion ten został zassany z rynku medycznego w kontekście druku 3D, który w ogólnym odczuciu utożsamił się już z wielkimi odkryciami pokroju drukowania implantów czaszek, całych organów, tkanek czy zapasowych stawów. Po trzecie produkty Encoris są prawdziwie innowacyjne i na niezwykle wysokim poziomie zaawansowania, spełniając skomplikowane zależności medyczne. Osiągnięcie tego jest możliwe tylko i wyłącznie poprzez posiadanie specjalistycznej wiedzy medycznej oraz inżynierskiej (CAD).

Na czym tak naprawdę zarabia Encoris? Ich produkt to spersonalizowane wysokiej klasy modele szkieletów (ich części). Służą one do dydaktyki, ale także nauki i trenowania przez chirurgów, przeprowadzania przez nich symulacji przed bardziej skomplikowanymi operacjami czy pokazaniu pacjentowi na czym jego problem polega i co go ewentualnie czeka.

Z drugiej strony, jednym z ich kluczowych odbiorców jest firma K2M, która specjalizuje się w dostarczaniu wysoce specjalistycznych urządzeń i aplikacji do przeprowadzania najbardziej skomplikowanych operacji na kręgosłupie. Jakość produktów Encoris w prostej linii przekłada się na większy sukces sprzedażowy K2M – high-endowe, ruchome modele z zainstalowanymi aplikacjami K2M, pokazującymi wszelkie zależności rozwiązań medycznych silnie oddziałują na klienta (szczególnie gdy mowa o tak wrażliwym i kluczowym elemencie jak kręgosłup człowieka).

Firma Encoris zarobiła więc swój milion dzięki wysoce specjalistycznej wiedzy (bardzo wysokie bariery wejścia), bardzo dobremu produktowi, który spełnia najwyższe oczekiwania zasobnych odbiorców (unikalny, wysokomarżowy produkt), wyczuciu szansy poprzez odpowiedź na nie spełnioną potrzebę, oraz wykorzystanie innowacyjnych technologii wytwarzania (jakość produktu + elastyczność i szybkość dostarczenia gotowego produktu do klienta) .

Nie możemy oczywiście zapomnieć, że mówimy o specyficznym rynku amerykańskim, który bez problemu generuje potrzeby wyższego rzędu. Odnajdują się na nim wystarczająco zasobni pacjenci z całego świata, którzy szukają w Ameryce najnowocześniejszych i najbardziej obiecujących rozwiązań medycznych.

Oznacza to, że próżno szukać klientów na high-endowe rozwiązania z wykorzystaniem druku 3D na poziomie szpitali Wojewódzkich w Polsce. Jednak na naszym oraz europejskim rynku (tym drugim w końcu większym od amerykańskiego) istnieją poważne, zamożne i nowoczesne kliniki oraz ośrodki medyczne, których zapotrzebowanie na innowacyjne technologie i produkty maleć w czasie raczej nie będzie. W końcu, gdyby można było to ludzie chcieli by kupić nieśmiertelność. I na pewno będą do tego dążyć.

Karol Krawczyński
W branży druku 3D działający od 2013 roku. Jego przygoda zaczęła się od FDM, a następnie rozwinęła w stronę profesjonalnych i przemysłowych rozwiązań z firmą Solveere. Autor blisko setki artykułów na CD3D, prowadził dział Rynki Finansowe w Gazecie Finansowej oraz magazyn Business Coaching. Pasjonuje się szermierką i fantastyką - obiema w szerokim ujęciu.

    2 Comments

    1. To nie całkiem tak, że polskie szpitale nie korzystają z druku 3D. Mało, ale korzystają. Proszę zapytać w Klinice Ortopedii w Zakopanem, robią modele ludzkiej miednicy i na modelu dopasowują protezę biodra, planują operację. Oczywiście nie robi się tego do każdego zabiegu, ale tylko do tych nietypowych, bardzo skomplikowanych. Ale jak to u nas, koszty hamują zastosowanie.

    2. No właśnie, ale w klinice – dokładnie o tym pisałem. Rozpoznałem temat u kilku chirurgów ortopedów (nie pracujących w klinikach, a raczej szpitalach wojewódzkich) i wnioski były takie, że „mamy obraz z tomografu i to wystarczy”, po za tym nie ma czasu na rozwodzenie się: jest taki, a taki uraz, robimy to w ciągu 2 dni.
      Teoretycznie znalazł by się czas na druk modelu, ale podejście jest takie, że po co to komu pokazywać (strata czas), my wszystko dokładnie widzimy na obrazie 3D z tomografu itd. Pewnie opinie zmieniają się wraz z krzywą bardziej zaawansowanych przypadków różnych urazów. Nie tylko ortopedycznych zresztą.

    Comments are closed.

    You may also like