Made in China” to fraza, która trwale wbiła się w świadomość ludzi na całym świecie. Niestety coś co miało być symbolem potęgi gospodarczej Kraju Środka, stało się synonimem tandety, prymitywnej i często aż śmiesznej podróbki (sam pisałem o tym w artykule nt. Wnahao Duplicatora 4) oraz wyjątkowo niskiej jakości. Było to konsekwencją wyjątkowo niskich cen, a dokładniej – wyjątkowo niskich kosztów pracy. Niestety dla Chin świat się zmienia, a wraz z nim sytuacja w samych Chinach. Tania produkcja przestaje być domeną chińczyków, a firmy przenoszą produkcję do innych państw w Azji lub wracają z nią do siebie. Nie oznacza to jednak, że Chiny przyglądają się temu bezczynnie – skoro nie mogą konkurować już ceną, zaczynają jakością!

Wraz z porzuceniem klasycznego, komunistycznego modelu gospodarczego spod znaku ZSRR, Kuby czy Korei Północnej, Chiny weszły na dość szybką ścieżkę rozwoju gospodarczego przejmując rolę największej gospodarki świata. Równocześnie otwierając się bardziej na świat zaczęły poprawiać się warunki pracy i co za tym idzie nastąpił wzrost wynagrodzeń (oczywiście uśrednione w skali całego kraju – niekoniecznie w każdym jego zakątku). Chiny nie należą już nawet do pierwszej dziesiątki państw posiadających najniższe koszty pracy na świecie, a rolę najtańszej siły roboczej przejęły Bangladesz, Nepal, Bhutan, Madagaskar oraz praktycznie cała Afryka Środkowa.

Niezależenie od samych kosztów pracy, część firm produkcyjnych zdecydowała się wrócić z produkcją do swoich macierzystych krajów, a powodami tego były m.in. wyższa automatyzacja – pozwalająca na wyeliminowanie czynnika ludzkiego lub zmniejszenia go do minimum, oraz coraz wyższe koszty logistyki, skutecznie niwelujące marżę uzyskaną na tańszej produkcji danego asortymentu.

W obliczu tych zmian, zamiast ceną Chiny rozpoczęły konkurować jakością. Jednym z najznamienitszych przykładów tej tendencji był rok 2005, gdy powstała zaledwie 20 lat wcześniej firma Lenovo przejęła dział produkcji komputerów od symbolu tej  branży i na tamten czas chyba najważniejszej marki na świecie – IBM. Dziś Lenovo jest niekwestionowanym królem tej branży, notując najwyższą sprzedaż spośród wszystkich firm w rodzaju HP, Della, ASUSA, Toshiby, Acera, czy Apple.

Chiny upatrują też swojej szansy w druku 3D. Technologia ta jest bardzo wysoko rozwinięta w Państwie Środka, a rząd chiński nie szczędzi dotacji i subwencji na badania i wdrażanie jej w firmach i… szkołach! Nie przez przypadek trzecia największa firma produkująca drukarki 3D – Tiertime, pochodzi z Chin. Nie bez powodu najczęściej kupowaną niskobudżetową drukarką 3D na świecie jest należący do Tiertime Up!. Nikogo nie powinno dziwić też, że nawet prymitywne podróbki Replicatorów w postaci wspomnianego powyżej Wanhao… są całkiem udanymi drukarkami 3D.

I choć w dalszym ciągu produkcja w Chinach daje wiele do życzenia (vide „przygodaMarka Ryszki z Devil Design przy zakupie „elastycznego” filamentu), to tendencja zdaje się odwracać i całkiem możliwe, że za kilka-kilkanaście lat przynajmniej w kontekście drukarek 3D fraza „Made in China” przestanie symbolizować tandetę i bylejakość, a zacznie wysoką jakość i innowacyjność produktu.

Paweł Ślusarczyk
Jeden z głównych animatorów polskiej branży druku 3D, związany z nią od stycznia 2013 roku. Twórca Centrum Druku 3D - trzeciego najdłużej działającego medium poświęconego technologiom przyrostowym w Europie. Od 2021 r. rozwija startup GREENFILL3D produkujący ekologiczny materiał do druku 3D oparty o otręby pszenne.

Comments are closed.

You may also like