Automatyzacja w druku 3D od zawsze była postrzegana jako klucz do jego przemysłowej adaptacji. W teorii wszystko wydaje się proste: firma wdraża technologię AM, identyfikuje powtarzalne zadania, tworzy makra i skrypty optymalizujące produkcję, a następnie skaluje to rozwiązanie na inne linie produkcyjne, zakłady lub regiony.
W praktyce jednak ten model – choć logiczny na pierwszy rzut oka – szybko uderza w twardy sufit. Tym sufitem jest niestandardowy kod: kod tworzony na potrzeby wewnętrzne, często bez wspólnego języka, frameworka czy standardu.
Zamiast napędzać rozwój, staje się barierą, którą trudno pokonać.
Na pierwszy rzut oka pisanie własnych skryptów wydaje się naturalnym krokiem dla każdej firmy działającej w środowisku cyfrowym. W końcu elastyczność kodu pozwala dostosować narzędzia do konkretnych wymagań procesu, maszyn, materiałów i przepływów pracy.
Firmy zatrudniają inżynierów, którzy tworzą własne narzędzia automatyzujące w Pythonie, Bashu, C++ czy nawet VBA – obsługując takie zadania jak eksport, slicing, nesting, weryfikację geometrii czy monitoring produkcji.
I te narzędzia naprawdę działają – do pewnego momentu.
Problem pojawia się, gdy organizacja chce przejść z prototypowania do produkcji seryjnej.
- Gdy chce zintegrować AM z systemami ERP, MES czy PLM.
- Gdy potrzebuje przeskalować rozwiązanie z jednego inżyniera na całą fabrykę.
Wtedy okazuje się, że każde z tych narzędzi było tworzone pod konkretne potrzeby przez konkretną osobę, która często nie zostawiła żadnej dokumentacji.
Próba standaryzacji tych narzędzi, modyfikacji kodu i dostosowania go do nowego środowiska często kosztuje więcej niż zbudowanie nowego systemu od podstaw. Co gorsza, wiele z tych narzędzi jest silnie powiązanych ze specyficznym oprogramowaniem, które nie może być już aktualizowane, lub ze strukturami plików wejściowych, które zdążyły się zmienić.
W tym sensie niestandardowy kod w AM nie różni się od oprogramowania legacy w innych branżach.
Powstaje szybko, reaktywnie, bez myślenia o skalowalności. Ale w przeciwieństwie do tradycyjnych rozwiązań przemysłowych, branża AM jest zbyt młoda, by mieć ugruntowane standardy.
Nie istnieje jeszcze odpowiednik OPC-UA, MTConnect czy przemysłowej wersji G-code. Każda drukarka 3D ma własne API. Każde oprogramowanie ma inny system wtyczek (o ile ma jakikolwiek).
W tym chaosie firmy próbują ratować się własnymi narzędziami – ale to trochę jak próba przetrwania burzy na tratwie skleconej z przypadkowych desek.
Dlatego coraz częściej mówi się o potrzebie podejścia „API-first” – czyli architektury, w której system od początku budowany jest jako platforma z otwartym, dobrze udokumentowanym i skalowalnym interfejsem.
Jedną z firm oferujących takie rozwiązanie jest Dyndrite. Zamiast tworzyć kolejne „okienkowe” interfejsy maszynowe, Dyndrite buduje silnik obliczeniowy i zestaw API do zarządzania całym procesem AM.
Dyndrite nie narzuca, jak ma wyglądać interfejs użytkownika czy środowisko pracy – pozwala firmom budować własne narzędzia na stabilnym i wydajnym fundamencie, który zapewnia kompatybilność, modułowość i łatwą integrację z innymi systemami.
To podejście może być punktem zwrotnym dla całego sektora AM.
- Zamiast pisać skrypty do naprawy plików STL, firmy mogą korzystać z funkcji geometrycznych przez API.
- Zamiast ręcznie konfigurować podpory dla każdego pliku, mogą wdrażać automatyczne reguły.
- Zamiast łatać workflow za pomocą plików CSV i współdzielonych folderów, mogą tworzyć wystandaryzowane pipeline’y, które działają identycznie na każdej stacji.
Co więcej, mogą te narzędzia wersjonować, testować, dokumentować i wdrażać – jak w dojrzałym środowisku DevOps.
Ale to nie jest tylko kwestia technologii. To kwestia zmiany kultury inżynierskiej. Wiele organizacji wciąż traktuje oprogramowanie jak „dodatkowe narzędzie” – coś, co się instaluje, konfiguruje i używa.
W świecie AM to już za mało.
Potrzebna jest zmiana sposobu myślenia: z „zainstaluj i klikaj” na „buduj i integruj”. Tylko wtedy będzie można stworzyć prawdziwie zautomatyzowaną, skalowalną i bezpieczną produkcję addytywną.
Niestandardowy kod nie zniknie z dnia na dzień – i nie powinien. Daje ogromną elastyczność i wspiera eksperymentowanie. Ale jeśli AM ma wyjść poza niszową technologię złożoną z eksperymentów i proof-of-concepts, musi przejść ten etap.
Musi wejść w fazę standaryzacji, automatyzacji i powtarzalności.
A żeby to osiągnąć, potrzebuje otwartych, dobrze zaprojektowanych platform – a nie kolejnego zestawu skryptów, które działają tylko na komputerze jednej osoby.
Sufit niestandardowego kodu nie jest nie do przebicia – ale jego przebicie wymaga zmiany sposobu myślenia, struktury zespołów i wyboru odpowiednich fundamentów technologicznych. Dyndrite to tylko jeden z przykładów, że taka zmiana jest możliwa.
Reszta zależy od tego, czy branża rzeczywiście chce się rozwijać – czy tylko powtarzać to, co kiedyś przypadkiem zadziałało.
Artykuł został oryginalnie opublikowany na The 3D Printing Journal: „How custom code is killing AM automation„