Site icon Centrum Druku 3D | usługi druku 3D, drukarki 3D, wiedza i informacja

Przewidywanie przyszłości, czyli ile modeli drukarek 3D będzie na rynku za 5-10 lat?

W maju napisałem artykuł NA POMOC! Za chwilę premiera kolejnej drukarki 3D. Dziś mamy końcówkę września i nic się w tym temacie nie zmieniło, nowe drukarki 3D mnożą się jak króliki i wkrótce – nie licząc pojedynczych, najbardziej medialnych modeli, nie będzie sposobu aby rozróżnić ich od siebie. Ta sytuacja nie będzie naturalnie trwała wiecznie – podobnie jak w przypadku każdej nowej technologii prędzej czy później zainteresują się nią naprawdę wielcy gracze i uporządkują rynek według swoich surowych, korporacyjnych zasad. Kto zostanie na placu boju? Dziś spróbuję przewidzieć przyszłość…

Na początku pragnę zaznaczyć, iż poniższy tekst dotyczy wyłącznie rynku niskobudżetowych, osobistych drukarek 3D i nie ma absolutnie żadnego związku z urządzeniami droższymi niż 10-15k PLN.

Sytuacja obecna

Według oficjalnych szacunków, podczas ostatniego Dnia Druku 3D w Kielcach zaprezentowano 40 działających drukarek + 3 kolejne w mniej lub bardziej złożonej formie. Z tej liczby można było wyróżnić ok. trzydziestu-paru unikalnych modeli, co stanowi oczywiście nikły procent tego co jest dostępne na rynku na całym świecie. Podejrzewam, że w samych Chinach występuje dwukrotnie więcej, mniej lub bardziej zróżnicowanych względem siebie modeli drukarek 3D. Tak czy inaczej ta sytuacja jest o tyle kuriozalna, co tymczasowa, na temat jej zalet i wad pisałem już w wymienionym we wstępie artykule. Jedno jest pewne – jest tylko kwestią czasu gdy to się zmieni i unormuje, tzn. będzie wyglądało tak jak w pozostałych tego typu branżach.

A w pozostałych branżach wygląda to tak, że mamy kilku liderów, kilku – kilkunastu znaczących graczy oraz masę niszowej lub wąsko wyspecjalizowanej drobnicy. Dla porównania w drukarkach do papieru liderami i/lub znaczącymi producentami są (kolejność alfabetyczna) Canon, Epson, Hitachi, HP, Konica Minolta, Lexmark i Xerox. Nawet jeśli pominąłem kogoś równie ważnego (Oce, Fujitsu, Panasonic etc.) to lista i tak będzie liczyć maksymalnie 10-12 firm. Podobnie jest na rynku notebooków, gdzie mamy do czynienia z dziesiątką znaczących firm: Acer, Apple, Asus, Dell, Fujitsu, HP, Lenovo, Samsung, Sony i Toshiba.

Paradoksalnie na dzień dzisiejszy, mimo tego że rynek drukarek 3D jest świeży mamy bardzo podobną sytuację. Znanych na całym świecie marek jest kilkanaście (kolejność przypadkowa):

Reszta modeli to drobnica. W zestawieniu celowo nie wymieniam ostatnich hitów z Kickstartera, czy The Form 1, na które jestem chwilowo obrażony, ponieważ mimo całego hype`u należą one póki co również do kategorii drobnicy, a ich wpływu na rynek nie można na chwilę obecną ocenić? Mimo to, każdego miesiąca na rynku pojawia się przynajmniej kilka nowych modeli, będących w większości przypadków zmodyfikowanymi kopiami w/w rozwiązań. Od czasu do czasu trafiają się pojedyncze perły – niestety, choć stanowią one często zupełnie nową jakość, giną w zalewie wtórnych i mało innowacyjnych kserokopii. Większość nowych twórców drukarek 3D żywi nadzieję, że uda im się przebić do światowego TOP 10, jednakże bez odpowiedniego wsparcia finansowego i marketingowego będą to próby z góry skazane na porażkę. Abstrahując od wyzwań i problemów jakie wiążą się z seryjną produkcją i serwisem urządzeń, to samo zdobycie rozgłosu i wyróżniającej się pozycji w oceanie takich samych lub podobnych drukarek 3D będzie jak wygrana na loterii (może nie Lotto, ale na pewno jakiejś karty-zdrapki).

Tak więc, bez względu czy na rynku pojawi się 500 czy 1000 modeli drukarek 3D, ludzie i tak będą wybierać spośród grona kilku – kilkunastu urządzeń, a reszta będzie miała zastosowanie albo w jakichś niszowych branżach, albo będzie sprzedawana równie niszowymi kanałami pośród znajomych firm lub z polecenia na zasadzie: „mam świetną drukarkę 3D od sprawdzonego i utalentowanego konstruktora; jest dobra i tania!„.

Back to the future…

A teraz wracają do kwestii postawionej w tytule artykułu, niczym Nostradamus przewiduję: za 5-10 lat, na rynku światowym będą liczyć się:

Na rynku polskim przetrwają (ale w marginalnej – w porównaniu z w/w formie):

Czasu jest mało

Warunkiem przetrwania polskich firm będzie nawiązanie współpracy z tzw. dużym biznesem, czyli jakimś Venture Capital (tak jak uczyniło to Omni3D). Nie widzę możliwości aby ktokolwiek był w stanie odnieść sukces samodzielnie, bez wsparcia w wysokości setek tysięcy / milionów złotych na rozbudowę infrastruktury, zatrudniania pracowników, prowadzenia badań i – być może, publikowania patentów. To, że dziś – tu i teraz, można samodzielnie (lub przy pomocy kilku dobrych kolegów) prowadzić całkiem przyzwoity biznes na produkcji tego typu sprzętu, wkrótce skończy się tak szybko jak się zaczęło. Ten kto prześpi swoją szansę, będzie wspominał po latach niewykorzystaną okazję niczym polski piłkarz możliwość zrobienia kariery w zagranicznym klubie. Rozwój konstrukcji jest ważny, ale jeszcze ważniejsze są odpowiednio ukierunkowana polityka sprzedażowa, a przede wszystkim marketing. Chociaż obecny rozkwit branży druku 3D spóźnił się nieco na falę dotacji unijnych, to gdy tylko one powrócą (a w jakieś formie powrócą) warto po nie sięgnąć i mądrze zainwestować pozyskane w ten sposób środki.

Bo bez istotnego dofinansowania, ani się obejrzymy jak piękna przygoda z drukiem 3D dobiegnie końca. Duzi gracze nie będą mieli skrupułów. Wytną wszystko w pień. I to nie będzie nic osobistego, oni po prostu tak grają w tą grę…

Exit mobile version