Wszyscy, których pozostawiono samych sobie

W tym tygodniu cała branża druku 3D zmaga się z upadłością Desktop Metal — analizując przyczyny ich spektakularnego upadku i wspominając obietnice, jakie przedstawiciele firmy składali niegdyś inwestorom.

W całym tym hałasie wiele osób jednak zostaje pominiętych…

  • resellerzy Desktop Metal oraz wszystkich submarek, które Ric Fulop przejął przez lata
  • usługodawcy, którzy zbudowali swoje biznesy w oparciu o rozwiązania Desktop Metal i ich szerokie portfolio maszyn
  • klienci końcowi, którzy zamiast maszyn produkcyjnych zostali z muzealnymi eksponatami

Wszyscy oni zostali pozostawieni sami sobie.
Bez wsparcia, bez części zamiennych, bez oficjalnego wyjaśnienia.

Nie mówiąc już nawet o jednym prostym słowie: „Przepraszamy”.

To nie była typowa upadłość. Zazwyczaj firmy bankrutują z powodów, które można wyjaśnić i zrozumieć:

  • zmiany w geopolityce (wojny, kryzysy gospodarcze, wojny handlowe itd.)
  • zmiany w trendach zakupowych klientów końcowych
  • przełomy technologiczne, które czynią produkt przestarzałym
  • odejście założyciela lub kluczowych liderów i zastąpienie ich mniej kompetentnym zarządem
  • błędna strategia produktowa lub marketingowa (np. tegoroczna kampania Jaguara)

Nie, przypadek Desktop Metal był inny.

To była firma skazana na porażkę od samego początku. Jej oryginalne technologie były albo słabe pod względem użyteczności (Bound Metal Deposition), albo wcale nieoryginalne (Metal Binder Jetting, wewnętrznie nazwany Single Pass Jetting).

Przez około siedem lat udawało się im opakowywać te technologie w warstwy rzekomej innowacyjności i wyjątkowości. Sprzedawali swoje produkty jako rewolucję, która miała odmienić przemysł produkcyjny.

Inwestorzy dali się porwać tej narracji — ale klienci końcowi w większości nie. W ten sposób powstała gigantyczna przepaść między skalą inwestycji a rzeczywistymi przychodami.

Wtedy Desktop Metal zaczęło „kupować przychody” — przejmując EnvisionTEC i ExOne. Ale to tylko zwiększyło zatrudnienie, a już i tak wysokie koszty operacyjne zaczęły rosnąć jeszcze szybciej, co przyspieszyło tempo spalania gotówki.

Do tego doszły kolejne przejęcia mniejszych firm i startupów — i tak powstał korporacyjny Frankenstein: niezdarne monstrum, które nie potrafiło ruszyć w żadnym konkretnym kierunku.

Desktop Metal stał się samonapędzającą maszyną samobójczą.

W pogoni za przychodem firma wciąż rosła, co zwiększało jej wewnętrzne koszty, co z kolei wymagało większych przychodów, które próbowała osiągać przez kolejne przejęcia, co znowu zwiększało koszty… i tak dalej.

W końcu firmie skończyły się pieniądze — i nawet wymuszone przejęcie przez Nano Dimension nie zdołało jej uratować.

Ale większość z was to już wie.

Ten koniec nikogo nie zaskoczył.
Ale zostawił za sobą wiele ofiar.

Ofiary

Najgorsze w tym wszystkim było to, że aż do samego końca udawali, że wszystko jest w porządku.
Że to tylko tymczasowe problemy. Że wszystko da się jeszcze naprawić.

Dla wielu resellerów i użytkowników maszyn Desktop Metal wiadomość o bankructwie była całkowitym zaskoczeniem.

Szczerze mówiąc, jestem pewien, że są jeszcze ludzie, którzy nawet o tym nie słyszeli!

Podobnie było z Nexa3D. Operacyjnie ta firma przestała istnieć jesienią 2024 roku, kiedy pewnego dnia jej CEO po prostu spakował biurko i odszedł na zawsze. A jednak z zewnątrz przez ponad pół roku wszystko wyglądało tak, jakby firma nadal funkcjonowała.

Słynne oświadczenie z grudnia 2024 było tylko korporacyjnym bełkotem.

W końcu, w lipcu 2025 roku, po kilku miesiącach zakulisowych rozmów i manewrów, ogłoszono, że Stratasys przejął wybrane aktywa.

Teraz dokładnie ten sam scenariusz powtarza się z Desktop Metal.

Nikt niczego nie potwierdza.
Nikt niczego nie wyjaśnia.
Nikt nie mówi ani słowa.

Oto całe oświadczenie od Nano Dimension — prawnego właściciela Desktop Metal:

Nano Dimension Ltd. (…) today announced that its subsidiary, Desktop Metal, Inc. (“Desktop Metal”), has filed for bankruptcy protection under Chapter 11 of the Bankruptcy Code.

The decision to file for bankruptcy protection was made by Desktop Metal’s independent Board of Directors, who conducted a process to explore available strategic alternatives and address Desktop Metal’s significant liabilities and liquidity needs stemming from decisions made by its prior management.

Ofir Baharav, Nano Dimension’s CEO, said: “We are safeguarding our financial strength and preserving our position as the best capitalized company in our ecosystem. This is what enables the Company to pursue strategic opportunities from a position of maximum strength — and that is exactly what the Company’s shareholders should expect from us.”

Co to mówi resellerom?
Co to mówi użytkownikom maszyn?

Szczerze mówiąc, nie winię ludzi z Nano Dimension za powściągliwość w komunikacji — w końcu to oni tej zgniłej jabłoni nie chcieli. Została im narzucona przez sąd, w wyniku lekkomyślnych działań poprzedniego CEO, Yoava Sterna.

Ale ktoś powinien w końcu wyjść przed szereg i to wszystko wyjaśnić.

Nie wiem — może ta sama osoba, która tyle razy opowiadała na konferencjach i seminariach o świetlanej przyszłości Desktop Metal?

Kiedy rozmawiam z przedstawicielami różnych firm o stanie rynku AM, wracamy zwykle do tych samych problemów:

  • powolna adaptacja nowych technologii w produkcji
  • brak świadomości u klientów, kiedy i jak stosować druk 3D
  • brak standardów, norm i procedur
  • trudna obsługa maszyn (szczególnie w metalowym AM)

Ale powyższa sytuacja dorzuca jeszcze jeden, głębszy problem: brak zaufania do firm. Brak stabilności rynkowej.

Jak można ufać w sens inwestowania w nowe technologie, skoro co kwartał jakaś firma z branży AM się wycofuje (jak ostatnio Trumpf), albo ogłasza bankructwo (jak BCN3D)? A wyjaśnienia to albo korporacyjny bełkot, albo… ich brak.

Owszem, upadki firm to naturalna część biznesu.
Ale sposób, w jaki to się dzieje w branży AM, nie ma nic wspólnego z profesjonalizmem.

Powiedziałbym wręcz: jest to niehonorowe.

Nie powinno być tak, że ktoś przez lata grzeje się w blasku reflektorów świata druku 3D, kreując się na czołową postać branży — a potem znika bez słowa i bez możliwości kontaktu.

Albo że ktoś może być CEO firmy A, a potem nagle zostaje CEO firmy B, nie wypowiadając już nigdy ani jednego słowa o firmie A —
(która gnije i rozkłada się w jego cieniu).

To nie jest poważne. To nie jest dojrzałe.

Jeśli firmy nie szanują swoich klientów i partnerów, nie powinny oczekiwać szacunku w zamian.

Przewijanie do góry