Koncern Disneya od wielu lat wykorzystuje z powodzeniem druk 3D, zarówno w przemyśle filmowym jak i przy projektowaniu nowych zabawek. Jesienią zeszłego roku Andy Bird – prezes Disney International oświadczył nawet, iż jego zdaniem za 10 lat każdy będzie miał własną drukarkę 3D w domu. Firma jest zafascynowana tą technologią do tego stopnia, iż postanowiła stworzyć nie tylko własne urządzenie, lecz wręcz własną technologię druku 3D. Polega ona na tworzeniu trójwymiarowych obiektów… z wełny! Brzmi fantastycznie, lecz ma jedną istotną wadę – ma niewiele wspólnego z drukiem 3D, będąc niczym innym jak tylko dość prymitywną maszyną dziewiarską.
Za projektem druku 3 z wełny stoi Disney Research, które zaprosiło do współpracy Scotta Hudsona z Instytutu Carnegie Mellon’s Human-Computer Interaction. Efektem tej współpracy było stworzenie urządzenia przypominającego zwykłego RepRapa, który zamiast ekstrudować plastik do głowicy drukującej, podaje nitkę wełny, która wyszywa za pomocą igły zadany wzór.
Wzór jest wyszywany warstwa za warstwą tworząc trójwymiarowy obiekt – np. misia przytulankę, jak na poniższym filmie promocyjnym.
Jak widać, efekt końcowy nie jest zbyt ciekawy… Jestem przekonany, że gdyby pokazać gotowy wydruk nie mówiąc co on przedstawia, wiele osób miałoby poważny problem z odgadnięciem na co patrzy? Kolejną wadą jest to, że obiekt jest bardzo delikatny i nie potrzeba wiele siły aby go rozerwać. Jest to spowodowane tym, że naszywając kolejne warstwy przędzy na siebie, nie ma ona zbyt wielu punktów zaczepienia. Istotny jest również fakt, że przędza sama w sobie jest stosunkowo delikatna i mało odporna na zrywanie. Autorzy projektu zaznaczają co prawda, że jest on we wczesnej fazie prototypu i wymaga jeszcze dopracowania, nie mniej jednak z tego co można zobaczyć na załączonym filmie, nie prezentuje się to najlepiej.
Mnie w tym projekcie zastanawiają dwie sprawy… Po pierwsze, po co został on w ogóle zaprezentowany światu, skoro na chwilę obecną nie ma absolutnie żadnego zastosowania i nie spełnia żadnych norm użytkowych? Zrozumiałbym to, gdyby za projektem stała grupa młodych osób, które w poszukiwaniu granic wykorzystania nowych technologii wpadłaby na taki pomysł i pochwaliła się pierwszymi efektami swoich prac. Druk 3D z wełny wygląda na razie jak praca zaliczeniowa studentów jakiejś politechniki, ewentualnie eksperyment w rodzaju opisywanej niedawno w serwisie drukarki 3D MakerBot Replicator 2 przerobionej na urządzenie do robienia tatuaży. Po Disneyu oczekiwałbym czegoś więcej… Na pewno nie tego, że będzie się chwalił efektami wczesnych prac koncepcyjnych nad czymś, co może w ogóle nie zostać nigdy skierowane do produkcji i pozostanie wyłącznie w sferze ciekawostek.
Druga rzecz, która mnie nurtuje, to granice nazywania rzeczy mianem druku 3D? Jedyne co łączy opisywaną technologię z drukiem 3D – choć słowo „technologia” wydaje mi się mocno przesadzone, to fakt iż do jej stworzenia wykorzystano mechanikę drukarki 3D oraz, że materiał jest nakładany (naszywany) warstwa po warstwie. Czy to wystarczy…? Czy odtąd każdy proces nakładania rzeczy warstwowo za pomocą jakiegoś urządzenia w celu stworzenia obiektu trójwymiarowego będzie nazywany drukiem 3D? Bo jeśli tak, to mianem drukarki 3D możemy zacząć nazywać automaty do lodów, które drukują na waflu trójwymiarowy kształt loda – warstwa po warstwie, w sposób addatywny.
A może cała ta akcje to wyłącznie zwykły szum marketingowy, mający na celu przykryć fakt, że zespół badawczy Disneya zamiast opracować nowatorską technologię druku 3D (za co wziął zapewne niemałe pieniądze) wymyślił tylko prymitywną maszynę do szycia opartą na RepRapie, którą mógłby się szczycić co najwyżej początkujący FabLab lub Hakerspace? Koniec końców, trudno uznać ten projekt za cokolwiek innego, jak falstart Disneya i zalążek czegoś, co za kilka-kilkanaście miesięcy może nabrać kształtu jakiegoś bardziej poważnego przedsięwzięcia.