Dlaczego Wielki Biznes omija druk 3D Wielkim Łukiem?

Dwa dni temu świat technologii obiegła sensacyjna wiadomość – twórcy i właściciele aplikacji mobilnej Snapchat odrzucili ofertę sprzedaży swojego start-upu do Facebooka, za kwotę… 3 miliardów dolarów. To trzykrotnie więcej, niż firma Marka Zuckerberga wydała w zeszłym roku na Instagram! Na kanwie tych rozważań, zacząłem szukać analogii do branży druku 3D – dlaczego nie licząc MakerBota, nie dochodzi tutaj do tak spektakularnych transakcji? Dlaczego w dalszym ciągu żaden gigant z branży przemysłowej lub IT nie przejął któregoś z czołowych producentów drukarek 3D? Czy wciąż jest na to za wcześnie, czy też coś jest nie tak z tą technologią, czego nie widzimy?

Aby móc w pełni zrozumieć skalę zjawiska, należy najpierw zrozumieć czym jest Snapchat. To aplikacja umożliwiająca robienie zdjęć za pomocą telefonu komórkowego (lub tabletu), dodawania do nich tekstów lub rysowania na nich prostych rzeczy (w stylu Paintbrusha) i rozsyłania do znajomych. Kluczową cechą tej aplikacji jest to, że dane zdjęcie będzie widoczne po odebraniu wyłącznie przez 3 sekundy – potem bezpowrotnie przepada. Snapchat jest hitem wśród amerykańskich nastolatków, ponieważ umożliwia im przesyłanie sobie nawzajem najbardziej nieodpowiednich zdjęć, bez obawy, iż zostaną one potem wykorzystane wbrew ich woli.

I to jest ta rzecz, za którą Mark Zuckerberg chciał zapłacić 3 miliardy dolarów. To 5 razy więcej niż była warta transakcja przejęcia MakerBota przez Stratasys. Czy wspominałem, że Snapchat jest kierowane przez 23-latka?

Wielu komentatorów analizowało tą decyzję na każdy możliwy sposób, porównując ją m.in. do analogicznej sytuacji gdy kilka lat temu to Facebook odrzucił ofertę sprzedaży do Yahoo. Evan Spiegel – CEO Snapchata jest po prostu przekonany, iż już niedługo jego aplikacja stanie się równie popularna co Facebook i nie warto sprzedawać się w tak wczesnej [SIC!] fazie rozwoju.

Tyle w temacie genialnych start-upów… Wracając do meritum: dlaczego tego typu rzeczy nie dzieją się w branży druku 3D i czy kiedykolwiek doczekamy się zaangażowania w nią takich pieniędzy? Odpowiedzi jest kilka i są one w sumie cały czas dokładnie takie same:

  • technologia druku 3D jest trudna i elitarna; grono jej odbiorców jest bardzo ograniczone i co więcej – nie widać póki co przesłanek aby ten stan rzeczy miał się zmienić
  • technologia druku 3D wymaga od użytkownika niezwykłego zaangażowania – tzn. aby móc w pełni skorzystać z jej zalet i możliwości, użytkownik musi wpierw poświęcić mnóstwo czasu na jej opanowanie; przeciwieństwem są w/w serwisy i aplikacje internetowe, które są bardzo proste i intuicyjne w obsłudze, angażując użytkownika nie po to aby je poznał, tylko w trakcie ich późniejszego wykorzystania
  • technologia druku 3D jest droga a próg wejścia w nią wysoki; korzyści jakie osiągnie z jej używania będą niewspółmierne do zainwestowanych pieniędzy i czasu.

Co należy zatem zrobić aby odmienić ten stan rzeczy? Maksymalnie uprościć obsługę, poprawić jakość pracy i obniżyć znacząco cenę. Tyle i aż tyle… Póki co nie znalazł się nikt, kto byłby skłonny podjąć się tego zadania.

Gdy kilka tygodni temu świat obiegła informacja, że HP wkracza w świat druku 3D, większość komentatorów podeszła do tego z zainteresowaniem i zaciekawieniem – nikt jednak nie skakał z radości, że oto w końcu któryś z największych koncernów zdecydował na wejście w ten rynek. Większość zastanawiała się jaką technologię wybierze i czy wejdzie bardziej w usługi biurowe czy przemysłowe. O sprzedaży masowej pisał już mało kto. Gdyby ten sam news pojawił się jeszcze w zeszłym roku lub chociaż 6 miesięcy temu – jego odbiór byłby zgoła inny. Dziś wszyscy są już na tyle świadomi ograniczeń i barier, że spoglądają na tego typu działania z nadzieją, ale tonują znacząco związane z nią emocje.

Należy zwrócić uwagę, że mimo wszystkich rekordów na Kickstarterze, newsów w telewizjach i gazetach mainstreamowych, licznych serwisach internetowych poświęconych tej branży, targach, eventach i konkursach, poza przejęciem MakerBota nie wydarzyło się nic równie doniosłego. Nikt nie próbował przejmować Ultimakera, Up!`a czy chociażby umiłowane przez branżę Formlabs. Nawet MakerBot sprzedał się „tylko” największej firmie z branży, a nie jakiejś gigantycznej korporacji pokroju HP, Philipsa czy Lenovo. Wydaje mi się, że każdy z największych graczy na rynku obserwuje z zaciekawieniem rozwój wydarzeń, ale nie stanowi to dla nikogo kluczowego spektrum zainteresowań. Oczy wielkiego biznesu wyszukują bardziej kolejnych Pinterestów, Twitterów, Instagramów, czy opisywanego powyżej Snapchata. Aby pognębić wszystkich jeszcze bardziej dodam, że za Snapchat chciano zapłacić 3 mld $ mimo, iż aplikacja nie zarobiła do tej pory ani centa…

Na rynku polskim sytuacja wygląda niewiele lepiej. Mimo wielu bardzo utalentowanych konstruktorów i bardzo prężnego środowiska, do tej pory jedynymi firmami, którym udało się zainteresować jakichkolwiek inwestorów były Omni3D i Materialination. Z tym, że o ile w przypadku tych pierwszych w grę wchodzą jeszcze całkiem spore – jak na Polski strat-up pieniądze, o tyle w przypadku Materialination – jak to mówią: kokosów nie ma… Reszta żyje z tego co udaje im się zarobić. Na nikogo nie czeka dobry wujek z walizką pieniędzy, skłonny wyłożyć miliony (lub nawet setki tysięcy) złotych na rozwój biznesu. I choć z jednej strony jest to bardzo zdrowe dla jakości samego rynku, który nie jest sztucznie pompowany kapitałem Venture Capitals lub dotacjami unijnymi, to gdzieś tam w środku da się odczuć pewne rozczarowanie, że za stosunkowo mało odkrywczą aplikację dla małolatów tzw. „Wielki Biznes” chce zapłacić abstrakcyjną kwotę na poziomie 9 miliardów złotych, a na bez porównania bardziej skomplikowane urządzenia patrzy z powątpiewaniem i pobłażliwością.

Choć drukarki 3D nigdy nie osiągną pozycji porównywalnej do Facebooka, czy Google, jestem przekonany, że ich czas w końcu nadejdzie. Nie nastąpi to w przeciągu najbliższych 3-4 lat, a wypatrywana przez wszystkich „nowa rewolucja przemysłowa” się nie wydarzy, niemniej jednak osiągną sukces rynkowy. Nikt tak naprawdę nie jest w stanie do końca przewidzieć ich miejsca w życiu codziennym i tego czy faktycznie pojawią się kiedykolwiek w użytku domowym, jednakże zarówno ja, jak i wszyscy komentatorzy, twórcy i konstruktorzy czują, że coś jednak jest w tym wszystkim na rzeczy. Coś co sprawi, że 10 – 15 lat drukarki 3D upowszechnią się w takiej lub innej roli. Komputery do podboju świata potrzebowały internetu. Co będzie „internetem” drukarek 3D…?

Scroll to Top