Druk 3D Unplugged

Daniël de Bruin postanowił iść po prąd. Albo nawet bez niego. Holenderski artysta stworzył pierwszą – i zapewne jedyną na świecie drukarkę 3D, działającą bez elektryczności, bez komputera i bez plików z projektem do druku 3D. Skonstruował ją tak, jakby skonstruowali ją XVIII-wieczni konstruktorzy. Efektem jego pracy jest jedyny w swoim rodzaju twór, będący połączeniem maszyny i instalacji artystycznej – manualna drukarka 3D drukująca z gliny, napędzana opadającym w dół ciężarkiem i wiatrakiem.

Drukarka 3D de Bruina działa w następujący sposób: do strzykawki (extrudera?) wkładana jest masa, z której będzie drukowany obiekt. Wylot strzykawki ma średnicę 2 mm, zatem dokładność wydruków nie stoi na zbyt wysokim poziomie. Strzykawka jest mocowana na drukarce 3D w jej środkowej części. Następnie zakładany jest drut, wzdłuż którego jest prowadzony w dół stół roboczy urządzenia. Kształt drutu odpowiada kształtowi modelu – jest to zatem substytut pliku STL. Kolejnym krokiem jest założenie ciężarka w górnej części drukarki 3D i opuszczenie go w dół przy równoczesnym wprawieniu w ruch śmigła. Ciężarek wraz ze śmigłem wprawiają całą maszynerię w ruch: powodują ekstruzję materiału, który jest układany warstwowo na kręcącym się wkoło stole roboczym, idącym w dół zgodnie z kierunkiem wytyczanym przez drut.

Proste i banalne, prawda?

Ciężarek musi być zawieszany na nowo średnio co 10 minut. Aby ukończyć wydruk o maksymalnej wysokości, może być on podnoszony do 8 razy. Śmigłem możemy z kolei regulować szybkość druku 3D.

Stworzenie tego urządzenia zajęło artyście 9 miesięcy, choć należy zaznaczyć, że tworzył je wyłącznie w wolnych chwilach. Budował ją w sposób spontaniczny, bez wcześniej przygotowanych planów. Największym wyzwaniem było utrzymanie tej samej grubości ścianki w momencie gdy promień wydruku się zwiększa. de Bruin rozwiązał ten problem w dość prosty sposób: jako że szybkość wytłaczania jest zawsze taka sama, to dla mniejszego promienia stół roboczy musi obracać się szybciej – i na odwrót. Przy mechanizmie prowadzącym znajdują się dwie płytki połączone ze sobą za pomocą małego koła pomiędzy nimi. Gdy jedna płytka porusza się w lewo lub prawo, promień się zmienia i zmieniają się prędkości.

Jeśli chodzi o same materiały, koszt urządzenia wyniósł 150 €, jednakże do tego doszło mnóstwo pracy związanej z frezowaniem i obróbką poszczególnych elementów na maszynach CNC.

Choć artysta bardzo chciałby móc sprzedawać tego typu urządzenia, patrzy na temat realistycznie zdając sobie sprawę, że popyt na nie byłby znikomy. Zamiast tego zamierza skoncentrować się na produkcji różnych ciekawych obiektów na swojej drukarce 3D i sprzedaży ich. Biorąc pod uwagę dotychczasowe efekty jego pracy nie liczyłbym tutaj na zbyt wiele… Projekt Holendra jest bardzo ciekawy, nie mniej jednak bliżej mu do Księgi Rekordów Guinessa niż jakichkolwiek pracowni artystycznych. To bardzo fajny koncept i świetny temat na artykuł, niestety walorów użytkowych ta drukarka 3D nie posiada żadnych.

Z drugiej strony wyobraźcie sobie jakby wyglądał nasz świat dziś, gdyby takie urządzenia faktycznie powstały w XVIII lub XIX wieku…?

Scroll to Top