Laboratoryjna produkcja diamentów. Czy Leonadro Di Caprio odstawi „krwawe diamenty” do lamusa historii?

Amerykański startup Diamond Foundry, robi w USA tak wielka furorę, że w jego rozwój inwestują nie tylko milionerzy z czołowej dziesiątki najbogatszych biznesmenów Doliny Krzemowej, ale również gwiazdy kina, jak chociażby Leonardo Di Caprio. Największego smaczku całej inicjatywie dodaje fakt, że produkowane diamenty nie są kamieniami syntetycznymi.

W przeciwieństwie do uzyskiwanych do tej pory diamentów syntetycznych, te produkowane przez Martina Roscheisen’a, powstają na bazie diamentów naturalnych. Po niespełna dwóch latach nieudanych prób z reaktorem przyrostowym, ekipie Diamond Foundry, udało się w końcu złamać kod. Jak utrzymują przedstawiciele firmy, są teraz w stanie w warunkach laboratoryjnych wyprodukować setki ok. 9 karatowych kamieni w przeciągu dwóch tygodni. Taka liczba z pewnością zadziałała na wyobraźnię inwestorów, szeroko otwierając ich portfele. W przeciągu zaledwie kilku dni udało się od nich uzyskać około 100 mln $ dofinansowania.

Jednym z bardziej znanych dla szerszej publiczności fundatorów jest Leonardo Di Caprio, który od czasu gry w filmie „Krwawy Diament” stał się zagorzałym aktywistą na rzecz poprawy warunków pracy w kopalniach, niewykorzystywania do pracy dzieci oraz informowania na temat oddziaływania przemysłu wydobywczego na środowisko naturalne. Aktor wierzy, że inwestycja w tego typu firmy przyczyni się do skutecznego ograniczenia wydobycia diamentów naturalnych.

Głównym źródłem utrzymania Diamond Foundry jest sprzedaż wyprodukowanych kamieni do sieci około 200 zakładów jubilerskich. Podczas gdy diamenty syntetyczne są około 30% tańsze od tych naturalnych, te wyprodukowane przez firmę Martina Roscheisen’a cenowo zbliżone są właśnie do tych drugich, a docelowo prawdopodobnie będą od nich droższe.

Jak to się robi?

Jak nietrudno się domyśleć firma jest dość powściągliwa w rozpowiadaniu na lewo i prawo istotnych szczegółów procesu produkcyjnego. Trochę informacji podano jednak do wiadomości publicznej.

Inwestorzy startupu porównują produkcję do uprawy roślin – żeby powstała nowa potrzebujemy nasion z poprzedniej. W tym przypadku mały fragment naturalnego diamentu jest wykorzystywany jako baza (ziarno), na której „wyrastają” kolejne warstwy sieci krystalicznej, aż do uformowania całego kamienia. Następnie taka baza jest ponownie użyta przy produkcji kolejnych diamentów. Cały proces odbywa się we wnętrzu bardzo gorącego reaktora, w temperaturze około 4,5 tys. stopni Celsjusza.

Daimond Foundry twierdzi, że opracowała metodę, dzięki której jest w stanie układać kolejne atomy, warstwa po warstwie na „pożywce” utworzonej z fragmentów diamentów kopalnych, aż do otrzymania czystego kamienia w jakości jubilerskiej. Główna różnica w produkcji diamentów Roscheisen’a oraz tych sztucznych polega na tym, że te pierwsze nie mogą powstać bez substratu z kamieni naturalnych.

Czy przemysłowa produkcja diamentów jest w stanie wpłynąć na ich ceny rynkowe? Raczej nie. Sektor ten jest tak ogromny (wart około 30 mld $), że nawet laboratoryjne wytworzenie setek diamentów, nie będzie dostateczną ilością, która mogłaby znacząco wpłynąć na cenę i popyt tego surowca.

Źródło: www.businessinsider.com / www.diamondfoundry.com

Scroll to Top