Niecały tydzień temu MakerBot zaprezentował nową odsłonę swojego flagowego produktu – MakerBot Replicatora+. Jako jedni z pierwszych dostaliśmy możliwość przetestowania tej podkręconej wersji klasyka. Za mną dwa dni intensywnych testów, których wynikiem chcę się z wami podzielić.
Pamiętajcie, że te kilka dni to zdecydowanie za mało na kompleksowe poznanie drukarki 3D – póki co nieniejsza recenzja jest relacją z pierwszego spotkania z MakerBot Replicatorem+.
1. Unboxing!
Replicatora+ dostajemy w dużym pudle, opatrzonym logo MakerBota i grafiką przedstawiającą drukarkę (trzeba przyznać, że firma zapakowała urządzenie w bardzo ładny karton). Wewnątrz znajdziemy mniejsze pudełko z kilkoma lakonicznymi informacjami, które jednak są wystarczającą pomocą przy pierwszym uruchomieniu urządzenia. Oprócz tego, opakowanie zawiera:
- ekstruder (Smart Extruder+),
- dużą rolkę filamentu PLA (1.75 mm),
- przewód zasilający,
- kabel łączący komputer z Replicatorem+.
Przechodzimy do sedna – drukarka 3D zachwyca nowoczesnym wyglądem i dbałością o najmniejsze szczegóły. Jednak tak naprawdę nie różni się bardzo od poprzedniej wersji – widoczną na pierwszy rzut oka zmianą jest nowy stół roboczy Flex o zwiększonym obszarze roboczym. Urządzenie ma 3,5 calowy ekran LCD, sterowany przy pomocy gałki (podświetlanej!) i dwóch przycisków, przez co wygląda ultra profesjonalnie.
2. Ja i Replicator+ – sam na sam
Paczka rozpakowana. Zanim uruchomię drukarkę 3D – usuwam wszystkie zbędne klipsy i inne elementy z wnętrza komory. Montuję też ekstruder, który wsuwa się w prowadnice głowicy – dziecinnie proste.
Teraz czas na filament. Szpulę z materiałem umieszczam w wysuwanej kieszeni urządzenia, umieszczonej z tyłu. Z jednej strony to świetny patent, idealnie wpisujący się w elegancki wygląd drukarki 3D. Z drugiej – sprytny pomysł producenta na zapobieganie używania nieautoryzowanych filamentów. Chociaż co sprytniejszy drukarz szybko znajdzie sposób jak to obejść…
Żyłkę materiału wkładam w plastikową rurkę, która prowadzi wprost do głowicy rurki. Nic prostszego (tak mi się przynajmniej wydawało)!
Wszystkie kable na swoim miejscu? Mogę zaczynać! W odróżnieniu od drukarek 3D, z którymi miałam wcześniej do czynienia – tutaj cały proces włączania nie trwa kilkunastu sekund a kilka minut [SIC!]. W nagrodę za cierpliwość, po uruchomieniu drukarka 3D zagra nam melodyjkę, do złudzenia przypominająca dzwonek w noki 3310.
3. Czas na pierwszy wydruk!
Po włączeniu, od razu biorę się do testowania. Dużym atutem drukarki 3D jest fabrycznie skalibrowany stół, przez co po transporcie nie wymaga większych przygotowań i urządzenie jest gotowe do pracy. Na pierwszy ogień idzie bransoletka – jej wydruk ma trwać niecałe pół godziny. Zaczynam – przecież nie ma nic co mogłoby się nie udać… I nagle… error 81! Jak się szybko okazuje – z mojej winy, bo niewłaściwie umieściłam filament w głowicy. Mea culpa.
Po wciśnięciu guzika „print” rozpoczyna się kolejno – przygotowywanie, poziomowanie stołu oraz nagrzewanie eksturdera. Przed wydrukiem właściwym przygotowywany jest raft, aby zapewnić jak najlepszą przyczepność. Znakiem zakończenia drukowania jest sygnał dźwiękowy – taki sam jak przy włączaniu urządzenia.
Bransoletka (mimo swojej wątpliwej urody) wyszła całkiem przyzwoicie. Co prawda, dosyć mocno widoczne są nakładane warstwy materiału, ale takie przecież uroki technologii FDM. Proces odklejania gotowego modelu został ułatwiony przez wprowadzenie stołu roboczego z materiału Flex. Można go bez problemu wysunąć po skończonym procesie drukowania, lekko wygiąć i łatwo (a co najważniejsze, bez uszkodzeń) odczepić wydruk.
Kolejno drukuję także dwa inne modele dostępne w pamięci wewnętrznej drukarki 3D – łańcuch i kanciastego rekina. Jakość jest zadowalająca, ale to przecież tylko kropla w morzu możliwość Replikator’a+. A jak poradzi sobie z bardziej skomplikowanymi kształtami?
Oprócz modeli dostępnych w pamięci wewnętrznej, są jeszcze trzy inne sposoby na dostarczenie plików drukarce: komputer, pamięć z wejściem USB oraz telefon komórkowy. Czas przetestować wszystkie z nich
4. Replicator+ vs komputer
Aby zacząć edycję modeli potrzebuję oprogramowania dostępnego na stronie MakerBot.com. Slicer jest intuicyjny, edycja nie jest wyzwaniem nawet dla początkującego użytkownika. Przejrzysty interface daje możliwość prostych zmian – jak wymiar czy umiejscowienie na stole.
Na pierwszy ogień – eksportowanie modelu z komputera. Tutaj nie mam większych problemów – laptop z połączeniem internetowym daje sobie dobrze radę z przesłaniem pliku do urządzenia. Wybieram plik z biblioteki dostępnej w programie. Wybór pada na kosmicznego psa. Podczas druku mam ciągły dostęp do widoku z kamery, umieszczonej przy głowicy, a także do stanu procentowego ukończenia wydruku.
„Space dog” budzi jednak kilka zastrzeżeń – widoczne są problemy w nakładaniu kolejnych warstw materiału szczególnie w wyższych warstwach modelu. Nie sposób im zaradzić, zmieniając na przykład prędkość druku, bo ten parametr narzucony jest odgórnie.
5. Replicator+ vs USB
Twórcy zrezygnowali tu ze standardowego wejścia SD, zamieniając je na USB. Zmiana w stosunku do wydruku prosto z komputera polega na tym, że należy wyeksportować plik na nośnik pamięci. Tym razem wybieram łódkę 3DBenchy.
Jakość jest zadowalająca. Nie można jej wiele zarzucić, chociaż z drugiej strony nie wyróżnia się na tle innych wydruków z niskobudżetowych drukarek 3D typu FDM.
6. Replicator+ vs telefon
Ostatni test – połączenie z moim telefonem. Pełna nadziei ściągam aplikację. Pierwszy krok – należy przez bezprzewodową sieć sparować mój smartfon i drukarkę 3D. Nie udało się za pierwszym razem. Niestety za dziesiątym też nie… Po godzinie walki z Replicator’em z pomocą przychodzi Sebastian z naręczem kabli i przewodów. Okazuje się, że należy podłączyć telefon i drukarkę 3D do wspólnej sieci WiFi. Jednak innej niż ta generowana przez drukarkę…
Dzięki aplikacji mogę nie tylko rozpocząć wydruk na drukarce 3D, ale zobaczyć również podgląd z kamery (z niewielkim opóźnieniem), czy aktualną temperaturę ekstrudera. Za pośrednictwem komórki możliwe jest też przerwanie wydruku. Jednak należy pamiętać, żeby nie pozwolić na przerwanie łączności z siecią WiFi – wtedy, nawet po ponownym przyłączaniu się do sieci możliwości aplikacji mogą być ograniczone bądź całkiem utracone.
7. Czy to koniec? Jeszcze nie…
Tutaj kończy się moja dwudniowa przygoda z najnowszą drukarką 3D MakerBota. Mimo swojego obłędnego wyglądu, drukarka 3D ma kilka rzeczy, nad którymi warto popracować. Mówię tutaj o zoptymalizowaniu funkcji obsługi przez telefon, tak aby była jak najbardziej przyjazna użytkownikowi. Tym bardziej, jeżeli reklamuje się hasłem „bezproblemowa łączność„…
Poza tym drukarka 3D jest dosyć głośna – tak jak większość modeli z rodziny MakerBot’a. Jednakże warto zwrócić na nią uwagę ze względu m.in. na elastyczny stół roboczy czy niepodlegający dyskusji przyjemną dla oka powierzchowność. Dodatkowo cena jest niższa niż przy poprzedniej wersji – za Replikator’a+ zapłacimy blisko 13 tys. PLN brutto.
Niemniej jednak, nie można odmówić Replikator’owi+ tego, że przez staranność wykonania i ciekawy design wyróżnia się na tle innych drukarek 3D. Miejmy nadzieję, że już niedługo najnowszy MakerBot trafi do Centrum Druku 3D na dłużej, co pozwoli nam na przeprowadzenie gruntowniejszych testów.