Druk 3D na giełdzie papierów wartościowych to w ostatnim czasie dość przykry temat. Wszystkie spółki notowane na amerykańskiej giełdzie od roku dołują przynosząc swoim akcjonariuszom mniejsze lub większe straty. Wszystko za sprawą niebotycznie wywindowanych cen akcji, co miało miejsce pod koniec 2013 roku – w dużej mierze za sprawą 3D Systems. Od tamtej pory rynek weryfikuje ich rzeczywistą wartość powodując ból głowy zarówno u ich posiadaczy, jak i wszystkich tych, którzy planowali wejście na giełdę z własną firmą. Do listy niepowodzeń możemy dziś dopisać wyniki giełdowe pierwszego funduszu powierniczego operującego w ramach rynku druku 3D, jaki pojawił się w zeszłym roku. Podobnie jak cała branża druku 3D notowana na giełdzie, Printing and Technology Fund zanotował spadek…
Historię początków funduszu opisywałem w zeszłorocznym artykule. Już wtedy zwracałem uwagę na to, że startuje on w bardzo niekorzystnych okolicznościach, gdyż właśnie z początkiem 2014 roku, kurs akcji spółek giełdowych związanych z branżą druku 3D zaczął swój systematyczny lot w dół… Największym problemem Printing and Technology Fund jest to, iż operuje on na akcjach bardzo małej ilości spółek – 3D Systems, Stratasysa, Autodesku czy Dassault Systems – twórców Solidworksa, które w większości przypadków muszą mierzyć się z rozczarowaniem inwestorów związanych z technologią druku 3D.
W 2013 roku rzesze tzw. ewangelistów druku 3D głosiły wszem i wobec, iż ta technologia stanie się remedium na wszystkie problemy świata, zagości lada dzień w każdym domu i dokona wręcz kolejnej rewolucji przemysłowej. Z czasem ludzie odkryli, iż na dzień dzisiejszy druk 3D ma jeszcze liczne ograniczenia, a przede wszystkim, że jest tym czym jest… technologią przemysłową, która służy gównie do optymalizacji procesów produkcyjnych w wybranych branżach. Choć ma olbrzymi potencjał rozwojowy i z każdym kolejnym miesiącem rewolucjonizuje kolejne obszary życia, to nie jest to do końca taka rewolucja jaką przepowiadano, a z pewnością nie ma ona charakteru globalnego.
Nie pomagają tu również negatywne rekomendacje analityków giełdowych (co opisywałem w ostatnim artykule nt. spadków na giełdzie) oraz same firmy tworzące branżę druku 3D, wśród których jest wielu zwykłych hochsztaplerów, próbujących na fali ogólnego zainteresowania tą technologią,sztucznie napompować wartość swoich aktywów, mimo iż w rzeczywistości są one nic nie warte. Do tego dochodzą, ludzie, którzy może i mają dobre intencje, ale koniec końców nie są w stanie sprostać oczekiwaniom jakie wywołali swoimi produktami (vide opisywany w poprzednim artykule Buccaneer).
Koniec końców nie należy jednak popadać w depresję lub panikę. Paradoksalnie to co się obecnie dzieje ma w dłuższej perspektywie wymiar pozytywny. Branża druku 3D jest bardzo młoda i musi się samoistnie oczyścić z różnych patologii. Firmy, które stawiają na rozwój organiczny, prędzej czy później odniosą sukces – tyle tylko, że nie będzie on tak dynamiczny i spektakularny jak w przypadku kilku upadłych podmiotów. Co starałem się niedawno opisać w nieco alegoryczny sposób…
Źródło: www.fabbaloo.com
Grafika: [1]