Drukarka 3D Buccaneer to symbol Kickstarterowej pułapki śmierci. Gdy w połowie 2013 roku jej twórcy – pochodzący z Singapuru start-up Pirate3D, zdobywali 1,44 mln dolarów, wszyscy przepowiadali im wielką, międzynarodową karierę. Później nastąpiło niestety twarde zderzenie z rzeczywistością – Piraci nie byli w stanie spełnić poczynionych podczas kampanii obietnic odnośnie zapewnienia odpowiedniej funkcjonalności urządzenia, utrzymać jego ceny, a przede wszystkim uruchomić produkcji i rozpocząć wysyłki sprzedanych drukarek 3D. Skończyło się na tym, że Pirate3D zwróciło blisko 15% otrzymanych na Kickstarterze pieniędzy i zamiast płynąć w kierunku Nowego Świata, dryfowało bezładnie po wodach niczyich popadając w zapomnienie. Teraz, dość nieoczekiwanie może się to zmienić! Firma otrzymała kolejne dofinansowanie w wysokości 2 mln $ od indywidualnych inwestorów, które zamierza wykorzystać do tego aby wskrzesić projekt i rozliczyć się w końcu z otrzymanych blisko dwa lata temu zamówień. Co więcej, zapowiada premierę kolejnego urządzenia. Jak dobrze jest dostawać tak co jakiś czas pieniądze od obcych ludzi na realizację swoich marzeń …
Buccaneer miał być rewolucyjny pod każdym możliwym względem. Miał być mały, ładny, prosty w obsłudze – a przede wszystkim bardzo tani. Pierwsza cena podana na początku kampanii na Kickstarterze wynosiła zaledwie 347 $. Komunikacja miała odbywać się za pomocą rewolucyjnej aplikacji internetowej, sterowanej z poziomu smartfona lub tabletu. Do pewnego stopnia urządzenie Singapurczyków wyprzedzało swój czas. Firma ubiegała się o 100 tysięcy dolarów dofinansowania, tymczasem ten wynik udało jej się osiągnąć w zaledwie 10 minut po jej rozpoczęciu. Pirate3D zdobyło łącznie blisko półtora miliona dolarów co przekuło się na ponad 3500 zamówień. Ten wynik do dziś jest jednym z najwyższych w kategorii technologie na Kickstarterze.
Potem wszystko się posypało… Pojawiły się problemy z uruchomieniem produkcji i jej rentownością. Nagle okazało się, że 347 $ to naprawdę niska cena i firma została zmuszona do jej ponad dwukrotnego podniesienia. Pierwsze egzemplarze, które zostały porozsyłane do wybranych użytkowników – choć fantastycznie zapakowane i wykonane, drukowały fatalnie.
Gdy wydawało się, że Pirate3D jest skończone, jej twórcy dokonali rzeczy wydawałoby się niemożliwej – sprzedali swój produkt jeszcze raz i to za jeszcze wyższą cenę! Wszystko za sprawą grupy inwestorów, której przewodzi Low Capital Management of Singapore. Co więcej, nowa strategia jest równie rewolucyjna jak miał być nią Buccaneer – Pirate3D zamierza koncentrować się na nowych rynkach zbytu, zlokalizowanych na Środkowym Wschodzie i w Afryce. Sprzedając swoje urządzenia na tak dziewiczych rynkach, ludzie nie będą wybrzydzać, nawet jak ich drukarka 3D będzie drukować tak, jak na zdjęciu powyżej. Po prostu nie będą mieli żadnego porównania…
Z perspektywy czasu widać, że Pirate3D nie mają za bardzo pojęcia o budowaniu drukarek 3D, są za to prawdziwymi mistrzami marketingu i sprzedaży. A co najważniejsze potrafią się przy tym świetnie bawić. Tak dotychczasowe dokonania firmy opisuje jej CEO – Brendan Goh:
Popełniliśmy błędy, ale w ogólnym rozrachunku było świetnie. Kolejna, nowa runda dofinansowania jest już załatwiona. Uruchamiamy dużą produkcję i przygotowujemy się na sprzedaż detaliczną.
Brendan Goh – CEO Pirate3D
Tłumacząc na polski: „Coco Jumbo i do przodu – to moje hasło, dobre nie?„
PS: świadomie nie poruszałem wątku dot. planów produkcji kolejnego, większego urządzenia. Jak firma rozliczy się ze wcześniejszych zobowiązań, powrócimy do tematu…
Źródło: www.3dprint.com