„Print the Legend” na Netflix. Czy warto go zobaczyć?

Dla wielu osób, trwający obecnie okres społecznej izolacji jest równoznaczny z pracą zdalną oraz spędzaniem większej części życia w czterech ścianach. Co robić w tym czasie? Można poświęcić się swojej pasji, czytać więcej książek albo… nadrabiać filmowe zaległości. W ramach produktywnego spożytkowania czasu zdecydowałam się na obejrzenie „Print the Legend”, dokumentu na temat druku 3D, który zalegał na mojej Netflix 'owej liście „Do obejrzenia” od trzech lat…

„Print the Legend” dodano do bazy Netflix w 2014 roku i przedstawia historię z dwóch, poprzedzających premierę dokumentu lat. Historię ówczesnej branży druku 3D poznajemy przez pryzmat dwóch głównych postaci – Bre Petis, założyciela Makerbot oraz Max’a Lobovsky, współtwórcy Formlabs.

Prawdziwą siłą filmu jest pokazanie jak różne można mieć podejścia do technologii druku 3D na przykładzie dwóch podobnych ścieżek rozwoju firm. Ich historie, mimo, że rozgrywają się symultanicznie, nie są ze sobą silnie połączone, a przeplatają się jedynie w przypadku niektórych wydarzeń.

Kanwą dla dokumentu jest rozwój dwóch firm – Formlabs i Makerbot. Twórcy opierają porównanie obu producentów na zasadzie przeciwności, nie jest to jednak nagminne, a uwypukla jedynie jak na przestrzeni lat zmienili się twórcy obu biznesów. Bre Pettis, przyrównywany tu do Steve’a Jobs’a, jest od początku przedstawiany jako osoba, której swoją charyzmą udało się zrzeszyć fanów technologii druku 3D.  Bazowanie (początkowo) na zasadach open-source, połączone z ekscytacją i wiarą w projekt przyciągał tłumy do MakerBot, przez co firma w ekspresowym tempie osiągnęła sukces.

W opozycji do Bre, stoi Max Lobovsky. Wycofany, nieśmiały student MIT, który poświęcił studia na jednej z najlepszych uczelni na świecie, aby rozpocząć swój projekt budowy drukarki 3D Form1. Plany grupki młodych ludzi pracujących przy projekcie szybko udało się spełnić – za sprawą kampanii na Kickstarter udało im się zebrać finansowanie na poziomie 3 milionów USD.

W przypadku jednej jak i drugiej firmy, duży zastrzyk gotówki okazał się kamieniem milowym w ich rozwoju. W Makerbot oznaczało to odcięcie się od otwartej architektury i przejście na zamknięte urządzenie. Dla społeczności, było to ogromne rozczarowanie – firma, którą do tej pory kojarzyli z ruchem open source odwróciła się od nich. Dodatkowo, w dokumencie pada zstwierdzenie, że wielu członków tej społeczności dzieliło się swoimi pomysłami, które potem Makerbot sprzedał… Cóż, to nie wygląda jak historia, która miała skończyć się happy endem…

Zaraz potem, w Makerbot nastąpił rozłam. Twórcy, z uwagi na odmienne poglądy na temat rozwoju firmy, pokłócili się.  Zach Mayer chciał pozostać przy filozofii open source (odejście od otwartej architektury opisał na swoim blogu jako, Bre natomiast zależało na „zbudowaniu seksownej drukarki 3D w stylu Apple”. Pettis zrobił z drukarką 3D to samo co Jobs z komputerami – sprawił, że technologia wcześniej zarezerwowana jedynie dla specjalistów stała się przystępna dla nieprofesjonalnych użytkowników domowych.

W Formlabs to czas wytężonej pracy, wydłużających się opóźnień w dostawach i… pozwu o naruszenie patentów 3D Systems.

Nie chcę jednak zdradzać Wam wszystkiego – warto obejrzeć dokument w wolnym czasie i wyrobić sobie własne zdanie na jego temat. Dodam jeszcze, że w dokumencie pojawia się sam Cody Willson, twórca projektu drukowanej 3D broni – myślę, że poznanie go chociaż części jego poglądów i szerzonej misji to ciekawe doświadczenie…

Podsumowując, dokument świetnie pokazuje ewolucję – od garażowej firmy, w której luźne środowisko pracy, przekładało się na swobodne, ale skuteczne działanie, po organizację, zatrudniającą ponad 200 osób, kiedy luz zastąpiła biurokratyczna skrupulatność, która wielu pracownikom podcięła skrzydła. Większość ludzi przedstawionych w dokumencie to pasjonaci technologii, dla których ta ewolucja okazała się nie do przejścia, a zdradzenie własnych przekonań było zbyt dużym wyrzeczeniem.

W jednej z scen Max Lobovsky, założyciel Formlabs, mówi, że chciałby, aby jego projekt prezentował Bre, bo sam nie ma takiej charyzmy jak on. Czas pokazał, że aby zostać jednorożcem nie potrzeba charyzmy Bre, ale bardziej pokory i ciężkiej pracy, która przynosi efekty.

Wszyscy, którzy posiadają konto na Netflix, „Print the Legend” mogą obejrzeć za darmo.

Grafika przewodnia: [1]

Scroll to Top