Rekordowe wyniki finansowe Apple za I kwartał 2015, a sprzedaż drukarek 3D na świecie

Od wczoraj cały wielki świat biznesu żyje tylko jednym – Apple, firma przez jednych uwielbiana, przez innych wyśmiewana i deprecjonowana, opublikowała swoje wyniki finansowe za pierwszy kwartał 2015 (rok podatkowy w USA zaczyna się w październiku 2014), które… po prostu rzucają na kolana. Firma osiągnęła 74,6 miliarda dolarów przychodu oraz 18 miliardów dolarów zysku, co stanowi rekordowy wynik w historii wszystkich spółek giełdowych na świecie, przebijając pod tym względem nawet… Gazprom. Swój sukces zawdzięcza tylko i wyłącznie sprzedaży iPhone`ów – w szczególności najnowszych modeli, które spotkały się w zeszłym roku z powszechnym hejtem w sieci z uwagi na ich słynne wyginanie się w kieszeniach spodni. Hejt hejtem, a tymczasem Apple sprzedało… 74,5 mln urządzeń i to tylko w ciągu trzech miesięcy! Dla przypomnienia – wiecie ile wg Gartnera sprzedało się drukarek 3D przez cały zeszły rok? 108… tysięcy.

Tak, wiem że tego typu porównania są bez sensu, że porównywanie sprzedaży drukarek 3D do smartfonów ma taki sam sens, jak porównywanie ich do pralek, dysków przenośnych czy wiertarek, że są to zupełnie inne urządzenia o zupełnie innym przeznaczeniu etc. itp… Niemniej jednak chciałbym wykazać jak olbrzymia jest przepaść pomiędzy obydwoma rynkami i każdy komu marzy się drukarka 3D w każdym domu, musi w tej chwili zdać sobie sprawę jak wielki dystans ma do pokonania technologia druku 3D, aby upowszechnić się w świadomości przeciętnego konsumenta.

Przez pierwsze dwie dekady swojego istnienia, drukarki 3D były wykorzystywane przez wąsko wyspecjalizowane grupy osób – inżynierów, konstruktorów i projektantów. Z czasem to grono powiększyło się o branżę medyczną i stomatologiczną. Gdy pod koniec lat 00-nych wygasły patenty na technologię FDM i pojawił się projekt RepRap, urządzenia te stopniowo zaczęły trafiać w ręce osób prywatnych, które zaczęły je wykorzystywać do zupełnie nowych – dość przyziemnych celów. Mimo to, w dalszym ciągu mamy do czynienia z tym samym czym było to na początku – technologią przemysłową, która zaczyna być stopniowo udomowiana. Obecni konsumenci drukarek 3D, to ludzie którzy albo od początku wiedzą do czego je wykorzystać, albo ci, którzy dokonali zakupu pod wpływem fascynacji nowym tematem i potencjalnych możliwości jakie niesie ze sobą druk 3D. Niestety wysoka cena urządzeń skutecznie ogranicza to drugie grono…

Kolejna sprawa to stosunkowo skomplikowana obsługa drukarek 3D oraz długi czas potrzebny na wykonanie wydruku. Niestety tzw. „zwykli ludzie” oczekują prostego rozwiązania i szybkiego czasu jego realizacji. W przypadku druku 3D nie jest to takie proste. Czas potrzebny od napisania tekstu w edytorze tekstowym a jego wydrukowaniem na zwykłej drukarce atramentowej lub laserowej można liczyć w sekundach. Tymczasem na czas potrzebny na wydrukowanie modelu wykonanego np. w Tinkercadzie składają się:

  • eksport pliku do rozszerzenia STL
  • otworzenie go w oprogramowaniu drukarki 3D
  • wybór właściwości wydruku (ułożenie modelu na stole, ustawienie stopnia jego wypełnienia, wybór supportów etc.)
  • cięcie wydruku i konwersja na Gcode
  • nagranie pliku na zewnętrzną kartę SD (ewentualnie poczekanie aż oprogramowanie wgra plik na kartę SD po kablu USB)
  • wymiana filamentu – o ile chcemy zmienić kolor wydruku
  • rozgrzanie stołu i głowicy drukującej
  • dopilnowanie, żeby pierwsze warstwy wydruku dobrze przykleiły się do stołu i spokojne kontynuowanie wydruku (który i tak może się popsuć na wyższych warstwach).

Dla przeciętnego użytkownika nie mającego doświadczenia lub predyspozycji do obsługi bardziej skomplikowanych urządzeń elektronicznych, powyższa lista może stanowić barierę nie do przejścia. Tymczasem opisałem wyłącznie standardowy proces rozpoczęcia wydruku, z pominięciem ręcznej kalibracji stołu, smarowania jego powierzchni klejem lub „sokiem z ABS” czy typowych problemów z odklejającymi lub podwijającymi się początkowymi warstwami. Nie wspomniałem również ani słowa o kurczącym się ABS…

W przypadku smartfonów nie ma takich problemów – wszystko jest proste łatwe i przyjemne. Jest to produkt masowy, który jest wstanie obsłużyć zarówno dziesięciolatek jak i emeryt. Jednakże na pocieszenie mogę napisać jedno – jeszcze dwadzieścia lat temu komputer osobisty (PC nie laptop!) stanowił luksus, a jego obsługa była domeną prawdziwych specjalistów. Dziś jest to coś oczywistego, a próg wejścia jest wyjątkowo niski. Całkiem prawdopodobne, że na przełomie lat 20-tych i 30-tych XXI wieku podobnie będzie to wyglądało w przypadku drukarek 3D. Póki co jest to wciąż przyszłość, a do sprzedaży urządzeń na poziomie Apple mamy wciąż bardzo ale to bardzo daleko…

Scroll to Top