Długodystansowiec otworzył z trudem oczy i odruchowo sięgnął po telefon, aby wyłączyć alarm, który go obudził. Znowu była 05:45. Przez kolejnych 15 minut toczył rytualną walkę z samym sobą, aby położyć się z powrotem i powrócić do snu, ale równo o 06:00 – tak jak kilkaset razy wcześniej, mozolnie zsunął się z łóżka rozpoczynając kolejny dzień. Jak zwykle spoglądając w lustro i patrząc na trupio bladą twarz z podkrążonymi sino oczami, ślubował sobie, że dziś dla odmiany pójdzie spać jeszcze tego samego dnia… Nie jutro o 00:55 lub 01:48, tylko DZIŚ i prześpi chociaż sześć pełnych godzin… Gdzieś z tyłu głowy, jego podświadomość z politowaniem uśmiechała się do siebie, wiedząc że to płonne nadzieje. Tacy jak on nie śpią. Tylko biegają… Na bardzo długi dystans.
Przez pierwszą godzinę po przyjeździe do ośrodka treningowego, Długodystansowiec próbował dojść do siebie przeglądając najświeższe informacje sportowe. Specjalizował się w bieganiu i był na tym polu jednym z najlepszych zawodników w kraju. Wiele osób przepowiadało mu wielką międzynarodową karierę, ale on wciąż startował wyłącznie w krajowych zawodach, zdobywając cenne doświadczenie, szlifując bezustannie formę i… czekając na właściwy moment. Tutaj był bezkonkurencyjny – tam, takich jak on były dziesiątki, a może nawet setki? W sumie nie interesował się tym aż tak bardzo – znał czołówkę zagranicznych zawodników i we wszystkich treningach i przygotowaniach starał się odnosić zawsze do ich osiągnięć. Wiedział, że bycie tylko tak dobrym jak oni nie wystarczy – musi być jeszcze lepszy. Gdy przyjdzie ten właściwy moment, wyjedzie zagranicę zaskakując wszystkich swoimi możliwościami. Ale to wciąż była tylko pieśń przyszłości… Czekało go jeszcze mnóstwo pracy i morderczych treningów. Jeszcze nie był gotowy. Jeszcze nie teraz…
Blood makes no excuse
Oprócz Długodystansowca, bieganiem zajmowała się niezliczona ilość zawodników. Nie licząc pojedynczych przypadków, większość absolutnie niczym nie wyróżniała się poza przeciętność, jednakże czterech z nich miało status prawdziwych gwiazd – i to nie tylko w kraju lecz również na świecie. Tą wielką czwórkę tworzyli: Ksawery, Ziemowit, Odys i Maksymilian. Pierwsza trójka specjalizowała się w sprintach, z kolei ostatni z nich nie do końca mógł zdecydować się co wybrać i w konsekwencji co kilka miesięcy próbował czegoś innego. Tak czy inaczej było o nich naprawdę głośno – często pojawiali się w mediach, brylowali na salonach, a ich fanpejdże na FB uginały się pod ciężarem lajków.
W przeciwieństwie do Długodystansowca, tajemnica ich sukcesu nie leżała jednak w ciężkich treningach, czy zwycięstwach odniesionych w prestiżowych zawodach, lecz w fantastycznie prowadzonej karierze. Tak naprawdę każdy z nich – może poza Ksawerym, był bardzo słabym biegaczem. Odys i Maksymilian byli pod tym względem wręcz tragiczni. Mimo to wygrywali czasem jakieś zawody i zdobywali jakieś trofea, a cały trick polegał na tym, że oprócz nich w tych zawodach uczestniczyli albo sami amatorzy, albo jeszcze słabsi od nich biegacze. Równocześnie zawody były bardzo mocno nagłośnione w mediach, które niezbyt mocno interesowały się całą dyscypliną i uważały, że to co relacjonują stoi faktycznie na bardzo wysokim poziomie. Z czasem doszło do tego, że czwórka biegaczy praktycznie w ogóle przestała gdziekolwiek startować, udzielała się za to medialnie prezentując fantastyczne materiały video z treningów, zapowiadając rychłe podbicie międzynarodowych aren.
Od czasu do czasu, któryś z nich jechał na jakieś prestiżowe zawody zagranicę, zakładał lśniący trykot i prężył się do kamer. Udzielał przy tym wielu wywiadów, roztaczając przez dziennikarzami spektakularne wizje i plany na przyszłość. W samych zawodach zajmował dość odległe miejsce, ale ujmował wszystkich swoim radosnym usposobieniem i otwartością. Na koniec dziennikarze byli pod tak dużym wrażeniem jego osobowości, że pisali o nim również z sympatią, nie wnikając za bardzo w słaby wynik, jaki osiągnął. Nie bez znaczenia była tu również pomoc sztabu trenerskiego, który będąc dość zasobnym w finanse i kontakty, bez problemu wpływał na odpowiednio dobre przedstawienie swojego podopiecznego w mediach. Pod tym względem prym wiódł przede wszystkim Ksawery.
In a shadow world, we hide in light
Ktoś kto tylko pobieżnie interesował się bieganiem był przekonany, że Ksawery to gwiazda światowego formatu. Do legendy przeszedł jego spektakularny wyczyn, gdy osiągnął rekordowy wynik w biegu na sto metrów, jaki miał miejsce za Oceanem. O tym biegu pisały wszystkie gazety sportowe na świecie – jeszcze nikt nigdy nie pobiegł tak szybko, w tak krótkim czasie. Informacja była o tyle sensacyjna, iż dokonał tego nieznany nikomu szerzej biegacz. W całej historii był tylko jeden haczyk – o rekordzie poinformował sam Ksawery, nie zachował się żaden film z biegu, ani nawet jakiekolwiek zdjęcie. Mimo to, historia zaczęła żyć swoim życiem, a Ksawery z miejsca trafił do czołówki biegaczy na świecie. Na fali tego sukcesu, zawodnik otrzymał nawet pokaźne stypendium na dalsze treningi i rozwój swojej bazy treningowej.
Z czasem inni rodzimi biegacze zaczęli w prywatnych rozmowach kwestionować rekord Ksawerego, jednakże koniec końców nikt nie miał żadnych podstaw ku temu, aby oficjalnie podważyć jego słowa. W końcu Ksawery przestał w ogóle o tym wspominać, tym bardziej że jego kariera nabrała zawrotnego tempa. Praktycznie co miesiąc na jego temat pojawiały się niezliczone artykuły w prasie sportowej dokumentujące jego niewiarygodne osiągnięcia na treningach. Z końcem roku zdobył wiele nagród i wyróżnień dla najlepszego biegacza sezonu, stając się powoli i nieubłaganie jedną z największych gwiazd na świecie. Tymczasem tylko nieliczni znali prawdę… To, że o Ksawerym pisały wszystkie największe media sportowe świata nie było tak naprawdę zasługą wyników jakie osiągał, tylko pewnego znanego korespondenta sportowego zasiadającego… w jego sztabie trenerskim.
Drugim najbardziej znanym rodzimym biegaczem był Ziemowit. Niestety nie posiadał takiego talentu do biegania jak Ksawery, nie miał również aż tak wielkiego wsparcia trenerskiego jak on. Mimo to udało mu się uzyskać spory rozgłos na świecie w nieco inny sposób. Ziemowit zasadniczo był sprinterem, ale jako jedyny zawodnik na świecie potrafił w trakcie biegu robić szereg niezwykle spektakularnych rzeczy. Np. robił salto, albo zaczynał biec tyłem. Czasem nawet skakał przez nieistniejące płotki. Choć z punktu widzenia sprintu było to całkowicie pozbawione sensu, było bardzo widowiskowe i wielu dziennikarzy widziało w tym fantastyczny materiał na artykuł. Po pierwsze, było to coś absolutnie nowego, a po drugie, nieczęsto można zobaczyć na własne oczy sprintera robiącego w trakcie biegu salto, lub czołgającego się jak dżdżownica.
Ziemowit jeździł na wszystkie możliwe mityngi i turnieje na świecie, prezentując swój unikalny styl biegania. Był pod tym względem niezmordowany, co przyniosło efekt w postaci licznych artykułów w międzynarodowej prasie sportowej. Niestety mimo wielu prób i starań, w przeciwieństwie do Ksawerego, nie udało mu się pozyskać żadnego stypendium. Powód był prozaiczny – koniec końców nikt nie traktował jego wyczynów poważnie. Ludzie lubili sobie na niego popatrzeć i opowiedzieć o nim swoim znajomym, niemniej jednak nie był dla nich nigdy poważnym biegaczem – raczej ciekawostką i tematem do anegdot.
Jeśli chodzi o Odysa, jego międzynarodowa kariera nigdy nie nabrała tak dużego rozpędu jak w przypadku dwóch bardziej rozpoznawalnych kolegów, za to w kraju osiągnął status prawdziwej ikony sportu. Odys był naprawdę marnym biegaczem, ale za to absolutnym mistrzem autopromocji. Był bardzo sympatyczny i z miejsca zjednawał sobie sympatię tłumów. Mistrz kreowania własnego wizerunku. Zaczynał biegać w czasach, gdy mało kto jeszcze interesował się bieganiem na większą skalę i Odys wykorzystał to do cna. Na licznych spotkaniach z fanami pokazywał swoje zdjęcia z treningów i zawodów, roztaczając aurę wyjątkowości. Słuchając go, każdy sam chciał z miejsca zacząć biegać, a charyzma zawodnika powodowała, iż mnóstwo osób chciało kupować bilety na zawody aby zobaczyć go w akcji. Odys sprzedawał je na pęczki. Gdy jednak wybijała godzina zawodów… nie pojawiał się, lub przyjeżdżał kontuzjowany.
Mimo to jego kariera trwała w najlepsze. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało… W rzeczywistości rozczarowani kibice zasypywali go żądaniami o zwrot pieniędzy za bilety, a on zapewniał, że lada chwila je odda, po czym… organizował kolejne zawody, na których również się nie pojawiał. Nie przeszkadzało mu to w niczym w brylowaniu w mediach, gdzie opowiadał o swoich nieistniejących dokonaniach lub robił pokazy, które choć widowiskowe miały się nijak do prawdziwych zawodów.
Maksymilian był zupełnie z innej bajki. W ogóle nie potrafił biegać, nie miał za grosz kondycji i przegrywał wyścigi nawet z większością amatorów. Miał sporą ilość oddanych fanów, ale ci nie mieli żadnego pojęcia o bieganiu. Aby ukryć swój kompletny brak talentu, Maksymilian często zmieniał dyscypliny biegowe, w żadnej nie odnosząc poważniejszych sukcesów. Podobnie jak powyższa trójka, miał jednak za sobą bogaty sztab trenerski, który lekką ręką wydawał pieniądze na jego koleje próby podbicia świata. Podobnie jak Odys, miał niezwykły talent do autopromocji, co owocowało występami w mediach głównego nurtu, gdzie z zapałem opowiadał o zaletach biegania kreując się na eksperta w tej dziedzinie. Niestety wszystko to trwało tylko do czasu…
All we are is blood
Długodystansowiec patrzył na to wszystko w zadumie i wracał do treningów. Dawno temu przestał się tym przejmować. Kiedyś, na początku, bardzo go to mierziło – bywały wręcz chwile, że zaciskał bezsilnie pięści i zastanawiał się, czy nie rzucić wszystkiego w diabły. Z czasem wszystko zrozumiał. I się z tym pogodził. Robił swoje, aż miesiące jego ciężkiej pracy zaczęły w końcu przynosić efekty. Ludzie zaczynali dostrzegać fałsz w działaniach „wielkiej czwórki” i stopniowo zaczynali się od niej odwracać. Życie dość szybko zweryfikowało kto kim naprawdę jest…
Odys, choć formalnie w dalszym ciągu jest czynnym biegaczem, dawno temu przestał biegać i słuch o nim powoli ginie pod stosem zwróconych biletów na zawody, które nigdy się nie odbyły. Maksymilian poszedł w jego ślady – jego kariera legła w gruzach i dziś nie ma nawet siły i ochoty, aby odcinać od jej resztek kupony dawnej sławy. Ziemowit wciąż próbuje osiągnąć sukces na arenie międzynarodowej, ale jego los wydaje się być również przesądzony. Bez stypendiów nie będzie miał za co trenować – a na sukcesy w jakichkolwiek zawodach nie ma co liczyć. Ksawery jako jedyny wciąż pnie się po szczytach sportowej kariery, ale ktoś kto potrafi wybiec odrobinę w przyszłość wie, że i na niego nie czeka nic ciekawego. Za jego sukcesami stoi wybitny sztab trenerski – on sam mimo sporego talentu, koncentruje się nie na tym co trzeba.
Długodystansowiec biegnie przed siebie, kontrolując oddech i zasób sił. Wie, że wszystko co najlepsze jest jeszcze przed nim, ale zanim to osiągnie musi sukcesywnie budować formę i wytrzymałość. Gdy nadejdzie godzina próby – będzie przygotowany. Dokona tego sam, bez cudzego wsparcia, opierając się na własnej sile i doświadczeniu. Pieniądze są potrzebne aby osiągać cele, ale koniec końców – wszystko czym jesteśmy to krew.
Do śródtytułów w artykule wykorzystano fragmenty utworu „At the Well” zespołu Neurosis