PrintM3 – start-up produkujący drukarki 3D z Singapuru uruchomił na początku tego tygodnia kampanię na Indiegogo, gdzie oferuje swoje ultra tanie delty za 399 $. Jest to cena standardowa – na początku trwania kampanii dostępne były jeszcze tańsze pakiety za 139$ i 199$ ale prawie natychmiast się sprzedały. PrintM3 prezentuje się bardzo schludnie, ma nowoczesną, kolorową obudowę i jest zabudowana z trzech stron. Nic dziwnego, że firmie udało się zebrać ponad 4000 $ w pierwszych 3 dniach trwania kampanii. To co mnie dziwi to fakt, że osoby które zamówiły drukarki 3D uczyniły to tylko i wyłącznie na podstawie renderów 3D… PrintM3 tak naprawdę jeszcze nie istnieje, a pierwsze – mocno niewyraźne zdjęcia prototypów dość mocno odbiegają od ślicznych wizualizacji. Czy naprawdę ludziom nie szkoda na to pieniędzy…?
Aktualnie sprzedaż mocno wyhamowała – i o ile nie wydarzy się coś spektakularnego, Singapurczykom raczej nie uda nie uda się osiągnąć wymaganego minimum 75k $. I bardzo dobrze – tego typu działania psują rynek niskobudżetowych drukarek 3D. Twórcy tego typu projektów oszukują w ten sposób nabywców składając obietnice, których nie są w stanie zrealizować. Choć znana jest specyfikacja techniczna tego urządzenia, świadomie jej nie podaję, gdyż ma ona jak dla mnie jedynie charakter wirtualny. Zresztą jakiś czas temu inna singapurska firma – Pirate3D, twórca (nie)sławnego Buccaneera zebrała na Kickstarterze blisko 1,5 mln $ obiecując rzeczy, z których się później po prostu wycofała.
Sukcesy innych ultra niskobudżetowych drukarek 3D – wspomnianego Buccaneera (1,4 mln $ na Kickstarterze), Micro (3,4 mln $ na Kickstarterze), czy Mod-T (0,5 mln $ po pierwszym tygodniu kampanii na Indiegogo) skłaniają kolejnych śmiałków do startowania z projektami, których jedyną przewagą jest cena. Problem z tego typu urządzeniami jest jeden – przy tak niskiej cenie, nie są one często w stanie spełnić początkowych założeń, lub ich jakość okazuje się niezadowalająca. W przypadku Micro i Mod-T nie wiadomo tak naprawdę jak te drukarki 3D będą w ogóle działać. Tzn. są znane pojedyncze, oficjalne filmy z ich pracy, ale poza nimi nie ma żadnych innych, przedstawiających je w akcji np. na targach (Micro były prezentowane chociażby na 3D Printshow w Nowym Jorku, ale wyłącznie jako standy reklamowe).
Rendery vs. rzeczywistość. Zdjęcia są oryginalne – na Indiegogo zamieszczono właśnie takie nieczytelne, rozmyte fotki drukarki 3D…
Ludzie wspierający tego typu projekty na Kickstarterze lub Indiegogo zadziwiają mnie? Zastanawiam się na co oni w gruncie rzeczy liczą? Chyba, że faktycznie jest to pewnego rodzaju bariera kulturowa, której nie potrafię zrozumieć? Może tak naprawdę tutaj wcale nie chodzi o zakup docelowego urządzenia za pomocą przedpłaty, tylko darowiznę na rzecz grupy konstruktorów pracujących nad – być może, innowacyjnym projektem? Czytając kolejne opisy takich kampanii sam zaczynam poważnie rozważać start z tego typu projektem. W sumie wystarczy spełnić tylko kilka podstawowych warunków:
- drukarka 3D musi być super tania – najlepiej żeby była warta nie więcej jak 300$ – 350$
- musi być mała i kompaktowa
- musi być albo bardzo kolorowa (najlepiej w stylu YOLO) albo maksymalnie jak tylko się da odwoływać się do designu Apple`a
- musi mieć „coś” unikalnego, np. nowy sposób prowadzenia stołu jak w Mod-T – moja drukarka 3D byłaby np. wyposażona w najmniejszy, najdokładniejszy i najtańszy skaner 3D :-); ważnym jest aby to „unikalne” rozwiązanie zgłosić do urzędu patentowego i opatrzyć je w kampanii sakramentalnym „patent pending„.
Przy mądrze poprowadzonej promocji w mediach zagranicznych i odpowiednio przygotowanej kampanii na samej platformie crowdsourcingowej milion dolarów jest jak najbardziej w zasięgu. Jak tak sobie o tym myślę, to w gruncie rzeczy wystarczy tylko spróbować i nie przejmować się konsekwencjami. Po prostu gdy w końcu dostanę te pieniądze, rozpocznę pracę nad finalizacją zamówień. Coś tam na pewno uda się zbudować i wysłać…? Kurczę… jakoś to będzie, nie? 🙂
Źródło: www.indiegogo.com via www.3ders.org
Grafika: [1] [2] [3] [4] [5]