Myślę, że nadszedł właściwy moment aby postawić sprawę jasno – popularność druku 3D maleje, a czas powszechnej ekscytacji i fascynacji tą technologią mamy już dawno za sobą. Gdy przywołamy opisywany jakiś czas temu wykres hype’u Gartnera, obrazującego kolejne cykle zainteresowania i wykorzystywania nowych technologii przez użytkowników, zobaczymy, że nie licząc drukowania 3D prototypów i kilku wybranych zastosowań specjalistycznych (np. protetyka), drukarki 3D są w fazie zawyżonych oczekiwań, lub rozczarowania… Za 5-10 lat ma to ulec zmianie, ale cóż… jesteśmy tu i teraz, a nie w 2020 lub 2025 roku…
Kilka dni temu analizując różnego rodzaju trendy rynkowe związane z branżą druku 3D, poraz kolejny wziąłem na warsztat statystyki Google Trends zwracające informacje na temat ilości i pochodzenia zapytań kierowanych do wyszukiwarki Google. Odkryłem niesamowitą rzecz… W sumie nie wiem, czemu nigdy wcześniej nie zwróciłem na to uwagi?
Gdy spojrzymy na wykres przedstwiający statystyki wyszukiwania frazy „3D printing” lub „3D printer” okaże się, że jeden moment w historii wyróżnia się ponad wszystko inne. Miał on miejsce na początku maja 2013 r. Czy pamiętacie co się wtedy wydarzyło…?
Pochodzący z Singapuru, nieznany nikomu start-up – Pirate3D, ogłosił cenę swojej drukarki 3D jaką zamierzał lada moment zacząć sprzedawać na Kickstarterze. Buccaneer 3D miał kosztować 347 $. Pięć – dziesięć razy mniej, niż pozostałe urządzenia tego typu, które wtedy były dostępne na rynku. To była absolutna rewolucja i coś na co wszyscy czekali. Zresztą nawet dziś ta cena wciąż robi wrażenie.
Buccaneer wyróżniał się nie tylko ceną, lecz również fantastycznym jak na tamte czasy designem (na rynku wciąż dominowały reprapowe druciaki z kablami i elektroniką na wierzchu) i niedostępnymi dla kogokolwiek innego funkcjonalnościami (wbudowane WiFi i komunikacja przez urządzenia mobilne, biblioteka modeli do druku 3D on-line etc.).
Niestety mimo spektakularnego sukcesu na Kickstarterze (zebrano blisko 1,5 mln $) dość szybko okazało się, że „Apple wśród drukarek 3D” okazał się być wielką ściemą i skandalem. Firmie udało się wyprodukować i wysłać do klientów zaledwie niewielki procent zamówionych urządzeń i po przeszło dwóch latach ciągłego zwodzenia i niedotrzymywania poczynionych obietnic, w październiku 2015 r. Buccaneer został ostatecznie porzucony.
Dziś z perspektywy czasu możemy stwierdzić, że był to absolutny szczyt oczekiwań zwykłych użytkowników względem niskobudżetowych drukarek 3D. Buccaneer spełniał ich wszystkie oczekiwania – był tani, ładny, funkcjonalny i bardzo prosty w obsłudze. Miał tylko jedną wadę – nie istniał… Gdyby trafił jesienią 2013 r. na rynek i drukował przynajmniej poprawnie (np. tak jak dziś drukują drukarki 3D z XYZPrinting lub Monoprice), całkiem możliwe, że historia desktopowego druku 3D potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Pół roku po premierze Buccaneera 3D Systems i MakerBot skopiowały ich rozwiązania (czy raczej koncepcje) prezentując Cube 3 i Replicatory 5-tej generacji. Niestety ich produkty były stanowczo zbyt drogie dla zwykłego użytkownika i koniec końców sprawiały mnóstwo problemów z drukowaniem. Ostatecznie 3D Systems wycofało swoją linię niskobudżetowych drukarek 3D z rynku, a Replicatory są dziś oferowane głównie firmom i uczelniom.
Czy Buccaneer zmarnował jedyną w swoim rodzaju okazję jaka stała wtedy przed drukiem 3D? Czy gdyby za projektem stali rozsądni ludzie, mielibyśmy dziś do czynienia z pierwszą, globalną marką drukarek 3D? Są tacy, którzy twierdzą, że tamta konstrukcja od poczatku była mżonką i nie miała racji bytu. Z drugiej jednak strony, w 2013 roku istniała realna szansa na to aby stworzyć tego typu urządzenie w tej cenie. Niestety na ten pomysł wpadli nie ci ludzie co trzeba.
Czy doczekamy drugiej takiej szansy? Na pewno nie w najbliższej przyszłości…