Moja przygoda z branżą wytwarzania przyrostowego rozpoczęła się dwanaście i pół roku temu, kiedy założyłem Centrum Druku 3D – skromnego bloga, który dość szybko stał się jednym z filarów rodzącego się polskiego rynku technologii addytywnych.
Ale to, czego większość ludzi nie wie, to fakt, że blog nigdy nie miał być celem samym w sobie. Miał być tylko pierwszym krokiem do tego, co pierwotnie uznałem za prawdziwy pomysł na biznes – sprzedaż drukarek 3D.
Ostatecznie do tego nigdy tak naprawdę nie doszło. Blog przekształcił się w dużą platformę informacyjno-edukacyjną, a drukarki 3D zaczęliśmy sprzedawać dopiero pięć lat później (i to trochę przez przypadek – nigdy nie było to nasze główne źródło przychodu).
To historia o tym, jak zamiast zostać „sprzedawcą broni”, stałem się właścicielem największej „strzelnicy” w kraju.
Zanim wszedłem do branży AM, miałem całkiem udaną karierę w reklamie i IT, prowadząc projekty dla największych marek na świecie.
Jednakże zmęczony i dość mocno rozczarowany tamtym światem, szukałem czegoś nowego – świeżego, surowego i pełnego potencjału. Rozwijająca się branża desktopowego druku 3D wydawała się idealnym wyborem. Jedyną realną alternatywą, którą wtedy rozważałem, był Bitcoin (kuszący, ale ostatecznie zbyt ryzykowny, a dla niektórych przedsiębiorców – wręcz śmiertelny).
Pod koniec 2012 roku – jak wielu przyszłych założycieli firm AM na całym świecie – natknąłem się na słynny dziś projekt Cody’ego Wilsona dotyczący wydrukowanej w 3D broni. To był impuls, który sprawił, że zacząłem traktować temat poważnie.
Żeby było jasne – od samego początku uważałem projekt Liberator za bezsensowną zagrywkę medialną. Nie miałem żadnego zamiaru produkować broni. Ale sama koncepcja druku 3D zaintrygowała mnie na tyle, że postanowiłem przyjrzeć się jej bliżej.
O drukarkach 3D słyszałem już przynajmniej rok wcześniej, więc technologia nie była dla mnie całkowicie nowa. Jednak to właśnie wiadomość o broni z drukarki otworzyła mi oczy na jej szerszy potencjał.
Podjąłem decyzję: będę sprzedawał drukarki 3D. Jako pierwszy wprowadzę je do sklepów z elektroniką użytkową!
Uznałem, że aby to osiągnąć, muszę zacząć promować drukarki 3D w mediach. Najtańszy sposób? Stworzyć własne medium. I właśnie to zrobiłem.
W styczniu 2013 roku narodziło się Centrum Druku 3D.
Ponieważ pracowałem już w branży IT, zbudowanie bloga nie było wielkim wyzwaniem. Pomagał mi programista, z którym współpracowałem w agencji interaktywnej.
Ale blog – medium – potrzebuje treści. Wtedy nie było jeszcze ChatGPT, Gemini, Groka ani żadnych innych narzędzi AI, więc wszystko musiałem pisać samodzielnie. To miało nieoczekiwany, ale bardzo istotny efekt: musiałem naprawdę wiedzieć, o czym piszę. Co oznaczało, że musiałem zgłębiać temat, uczyć się i rozumieć technologię w szczegółach.
Po kilku miesiącach zorientowałem się, że mam więcej praktycznej wiedzy niż większość osób śledzących ten temat.
Wraz ze wzrostem ruchu na stronie, coraz więcej osób zaczęło się do mnie odzywać – pytali o rady, opinie, prosili o konsultacje. Wciąż jednak ograniczałem się tylko do pisania artykułów – bez intencji (jeszcze) monetyzacji platformy. Przez cały 2013 rok była to działalność poboczna. Pracowałem na pełen etat jako PM i New Business Manager w dużej agencji digitalowej.
Ale gdzieś z tyłu głowy cały czas miałem główny plan – sprzedaż drukarek 3D. Można powiedzieć, że po cichu budowałem zaplecze pod to.
Wtedy wszystko się zmieniło – dzięki Krzysztofowi Wojewodzicowi, polskiemu przedsiębiorcy działającemu w sektorze edukacyjnych technologii. Latem 2013 roku Krzysztof odezwał się do mnie po przeczytaniu jednego z moich artykułów – tak zaczęła się długa i owocna współpraca.
To on jako pierwszy zauważył, że mój blog (który wkrótce miał się przekształcić w pełnoprawny portal informacyjno-opiniotwórczy) sam w sobie ma wartość biznesową. Zachęcił mnie, żebym skupił się na jego rozwijaniu, zamiast gonić za sprzedażą drukarek jak typowy sklep e-commerce.
W 2015 roku Krzysztof współzałożył ze mną CD3D – firmę stojącą za Centrum Druku 3D, która dziś działa pod nazwą COLORISED. Krzysztof odszedł w 2020 roku i obecnie jest jednym z czołowych ekspertów w Polsce w zakresie technologii mobilnych i sztucznej inteligencji.
Wziąłem sobie jego rady do serca i poświęciłem się rozwijaniu platformy. Z czasem przekształciła się ona w poważne narzędzie wspierające branżę AM – wraz z szeregiem usług i wydarzeń, które zaczęliśmy organizować.
- Pierwszą inicjatywą była Baza Drukarek 3D – katalog urządzeń produkowanych lub sprzedawanych w Polsce. Większość innych zestawień w tamtym czasie koncentrowała się na modelach zagranicznych, często niedostępnych w Europie.
- Następnie powstała Baza Firm 3D, która miała kluczowy wpływ na rozwój całego polskiego sektora AM. To było pierwsze miejsce, w którym ogromna większość lokalnych startupów zadebiutowała publicznie.
- Później pojawiły się szkolenia – najpierw ogólne z zakresu druku 3D, a później kursy o profilu biznesowym. Byliśmy pierwszą (i jedyną) firmą, która oferowała szkolenia nie z tego, jak działają drukarki 3D, ale jak na nich zarabiać.
- Po szkoleniach przyszedł czas na doradztwo, konsultacje i wsparcie w zakresie marketingu i strategii promocyjnych. Dzięki mojemu doświadczeniu w reklamie, okazało się, że jestem jednym z nielicznych specjalistów w tej dziedzinie. Większość osób z branży AM wiedziała, jak budować drukarki 3D – ale nie miała pojęcia, jak je sprzedawać.
- I wreszcie – nasze konferencje, na których aktywnie promowaliśmy druk 3D w różnych sektorach: edukacji, przemyśle, motoryzacji, obróbce metali i wielu innych. Uczestniczyliśmy również w niezliczonych pokazach dla firm i instytucji edukacyjnych.

I tu najważniejsze: sprzedaż drukarek 3D czy usług druku była zawsze działalnością poboczną i incydentalną.
To zmieniło się dopiero po 2020 roku, kiedy presja ekonomiczna związana z lockdownami zmusiła nas do zmiany modelu działania.
Nawet po tym, jak sprzedałem Centrum Druku 3D pod koniec 2023 roku i kontynuowałem swoją działalność globalnie – przez LinkedIn i The 3D Printing Journal – wciąż skupiałem się na tych mniej oczywistych aspektach branży AM: promocji, konsultingu, edukacji i budowaniu sieci kontaktów.
Praca w branży AM nie musi podążać utartymi ścieżkami. Wracamy tu do jednej z kluczowych myśli, którą przekazywaliśmy na naszych szkoleniach: nie musisz mieć drukarki 3D, żeby budować biznes w druku 3D.
Istnieje mnóstwo innych opcji.
W zasadzie cała moja kariera w tej branży dowodzi jednego: im mniej miałem do czynienia z fizycznymi drukarkami, tym więcej zarabiałem na druku 3D.
Jeśli czegoś żałuję, to tylko tego, że tak długo zajęło mi, by to zrozumieć… Ale to już temat na kolejny artykuł z tej serii.





