Stare AM jest w kryzysie – nowe AM rozkwita

Kiedy weteranowi branży AM zada się dziś pytanie jak jego zdaniem wygląda sytuacja na rynku, odpowiedź będzie pesymistyczna, lub w najlepszym przypadku utrzymana w tonie… „twardego realizmu”.

Cóż, zaledwie dwa lata temu Desktop Metal, czy Nexa3D snuły różowe rozważania o masowej produkcji addytywnej, a reszta graczy rynkowych dawała się ponieść ich śmiałym teoriom.

Dziś te same firmy stały się absolutnym symbolami upadku tych idei. Które okazały się niczym więcej jak zestawem pluszowych złudzeń.

W tym roku sektor przemysłowy ostatecznie zrozumiał, że wizja „druku 3D jako zamiennika wszystkich metod produkcji” była mżonką. W rezultacie „stare AM” wpadło w stagnację.

Ale równolegle, inna gałąź branży rozkwita jak nigdy wcześniej!

Koniec trzeciej ery – symboliczny zmierzch przemysłowego druku 3D

W moim sierpniowym artykule „The definitive end of the third era of additive manufacturing” zaproponowałem teorię, mówiącą że historia technologii addytywnych może być podzielona na trzy zasadnicze etapy:

  • epokę szybkiego prototypowania (1984–2010),
  • erę konsumenckiego druku 3D (2010–2017),
  • erę masowej produkcji addytywnej (2017–2025).

Sierpniowy upadek Desktop Metal symbolicznie zakończył trzecią fazę, w której firmy obiecywały zastąpić drukiem 3D klasyczne technologie wytwarzania, takie jak odlewanie, formowanie wtryskwe czy obróbka CNC.

Z perspektywy czasu można powiedzieć, że trzecia era druku 3D zakończyła się tak samo, jak druga – serią wstydliwych rozczarowań. W latach 2010–2017 rynek konsumencki przeżył swój własny „boom i krach”, gdy MakerBot, Cubify (marka 3D Systems) czy XYZPrinting obiecywały rewolucję konsumencką, po czym nie potrafiły utrzymać tempa wzrostu.

Nowe AM – gdy tanie okazuje się również najlepsze

Paradoksalnie, w tym samym czasie, gdy sektor przemysłowy pogrąża się w kryzysie, rynek desktopowych drukarek 3D przeżywa prawdziwy rozkwit. Firmy jak Bambu Lab, Creality, Elegoo czy Formlabs notują rekordowe przychody i zyski, a liczba sprzedanych urządzeń przekracza barierę milionów.

W odróżnieniu od dawnych czasów, dzisiejsze desktopowe drukarki 3D klasy FFF i SLA nie są wyłącznie zabawkami dla hobbystów. To dojrzałe, dopracowane technologicznie maszyny, które w wielu przypadkach dorównują, a czasem przewyższają jakością wydruku starsze systemy przemysłowe kosztujące dziesiątki czy setki razy razy więcej.

Nowe AM nie jest już „drogim hobby”, lecz realnym narzędziem pracy – zarówno dla małych firm produkcyjnych, jak i warsztatów usługowych, projektantów czy laboratoriów.

Dziś drukarki 3D Bambu Lab z serii P czy H pozwalają drukować złożone geometrycznie modele z prędkością i jakością, która jeszcze kilka lat temu była nieosiągalna nawet dla przemysłowych systemów. Równocześnie koszty takich drukarek oscylują w grniacach 500-1500 euro. To zmienia reguły gry.

Kluczowym czynnikiem sukcesu nowej fali producentów jest to, że ich maszyny są proste w obsłudze, tanie w eksploatacji i nie wymagają skomplikowanego wdrożenia. Tam, gdzie dawniej trzeba było inwestować setki tysięcy euro w specjalistyczne systemy, dziś wystarczy kilka tysięcy złotych, by rozpocząć produkcję krótkich serii elementów użytkowych, narzędzi, uchwytów czy części zamiennych.

To, co kiedyś było postrzegane jako segment amatorski, stało się obecnie fundamentem rozwoju nowoczesnego druku 3D.

Równocześnie firmy z sektora drukarek 3D typu FFF przestają być częścią przemysłowego AM lecz tworzą własny, niezależny ekosystem, bardziej zbliżony do branży elektroniki użytkowej niż do klasycznej produkcji.

Dwa światy, które się nie spotkają

Nowy porządek w branży druku 3D wydaje się przesądzać o dalszej polaryzacji rynku. Z jednej strony rozwija się segment masowy, zdominowany przez tanie, szybkie i dostępne drukarki FFF oraz SLA. To rynek, który coraz bardziej przypomina rynek drukarek atramentowych czy laserowych – powszechny, tani, konsumencki.

Z drugiej strony pozostaje segment specjalistyczny, skoncentrowany na wąskich zastosowaniach w medycynie, lotnictwie, energetyce czy jubilerstwie. To świat, w którym królują fotopolimeryzacja, SLS, SLM i binder jetting – technologie precyzyjne, drogie i trudne w obsłudze, ale niezastąpione tam, gdzie wymagana jest certyfikacja i najwyższa jakość.

Jednak to właśnie segment masowy ma przed sobą jaśniejszą przyszłość. Drukarki desktopowe, dzięki nieustannemu rozwojowi sprzętu i oprogramowania, stają się coraz bardziej niezawodne, a ich użytkownicy – coraz bardziej kompetentni.

Dla kontrastu, przemysłowe AM, mimo postępu technologicznego, stoi w miejscu. Rynek jest przesycony, a inwestycje maleją. Starzy innowatorzy, dziś zmagają się z utrzymaniem płynności finansowej i spadającym zainteresowaniem klientów.

Wkraczamy w epokę konsolidacji i redefinicji pojęcia „additive manufacturing”.

Przewijanie do góry