Ciężki jest los Pana Redaktora piszącego o drukarkach 3D… W tej branży nic nie jest pewne, a nagłe zwroty sytuacji są tu równie naturalne jak 20-metrowe fale podczas sztormów na otwartym oceanie. Ostatnimi czasy opisujemy dominujący trend polegający na odwróceniu się czołowych firm z branży druku 3D od segmentu komercyjnego i ich koncentracji na segmencie przemysłowym, a tu ni stąd ni zowąd taka sytuacja… Na rozpoczynających się właśnie targach zabawek Toy Fair w Nowym Jorku, gigant branży zabawkarskiej – Mattel, zaprezentował swoją drukarkę 3D skierowaną do dzieci! Produkt jest współtworzony z Autodeskiem.
Teoretycznie to wydarzenie nie powinno nikogo dziwić lub szokować – o współpracy pomiędzy Mattelem a Autodeskiem informowałem już rok temu, pisząc iż firmy zamierzają wprowadzić technologię druku 3D pod strzechy i udostępnić ją jak najmłodszym użytkownikom. Tyle tylko, że czasy się zmieniły… Dotychczasowi liderzy sprzedaży niskobudżetowych drukarek 3D – MakerBot i 3D Systems porzuciły marzenia o podbiciu rynków konsumenckich i skoncentrowały się bądź to na segmencie edukacyjnym, bądź profesjonalnym – przemysłowym.
Z drugiej jednak strony, Stratasys i 3D Systems to nie Mattel i Autodesk. Potencjał finansowy i marketingowych obydwu graczy jest tak wielki, iż są oni teoretycznie wprowadzić samodzielnie na rynek zupełnie nowy rodzaj produktu, jakim jest „dziecięca” drukarka 3D. Tym bardziej, że pomysł nie jest wcale nowy – zaledwie kilka tygodni temu opisywałem jeden z podobnych projektów autorstwa chińskiej firmy Weistek.
Drukarka 3D o nazwie ThingMaker (nawiązującej do popularnej w latach 60-tych i 90-tych XX wieku zabawki służącej do tworzenia zabawkowych robaków z mas plastycznych), ma kosztować zaledwie 299,99 $ i być maksymalnie prosta w obsłudze. Będzie drukować naturalnie w technologii FDM. Obszar roboczy będzie niewielki (ok. 10 cm w każdej z osi), nie będzie podgrzewanego stołu roboczego, a wydruki będą realizowane wyłącznie z PLA dostępnego na oryginalnych, firmowych rolkach.
ThingMaker ma być urządzeniem bezpiecznym, skierowanym do dzieci w wieku od 13 lat. Głowica drukująca jest osłonięta, a po zakończeniu drukowania odjeżdża w bezpieczne miejsce. Po rozpoczęciu drukowania, zamknięta komora robocza drukarki 3D zostaje zablokowana i nie jest możliwym jej otwarcie bez równoczesnego przerwania wydruku.
Osobną rzeczą jest obsługa urządzenia, czym zajął się już Autodesk. Modele do druku 3D można tworzyć za pomocą specjalnej aplikacji ThingMaker Design, która jest zmodyfikowaną wersją popularnego Tinkercada oraz opublikowanego w zeszłym roku (i testowanego przez Sebastiana) Tinkerplaya. Za jej pomocą można budować obiekty od zera, albo wykorzystywać do tego gotowe komponenty.
Aplikacja działa w chmurze, więc wszystkie zaprojektowane rzeczy możemy za jej pomocą przesłać od razu do drukarki 3D. Z samego urządzenia korzystamy z poziomu urządzeń mobilnych – smartfona bądź tabletu.
Mamy więc do czynienia z potencjalną (kolejną…) rewolucją. Nie dlatego, że drukarka 3D dla najmłodszych to coś wyjątkowo innowacyjnego, lecz dlatego, że za projekt wziął się Mattel z Autodeskiem. Tak jak pisałem na wstępie, obydwie firmy dysponują tak wielkim potencjałem marketingowym, że masowe wprowadzenie tego produktu na rynek będzie zależeć tak naprawdę wyłącznie od skali jaką firmy będą chciały osiągnąć.
Jak to się ma do koncentracji wszystkich pozostałych firm na branży profesjonalnej? Nijak… Mattel i Autodesk podążają własną drogą i czas pokaże czy była ona słuszna. Generalnie sama koncepcja jest dość ciekawa, niemniej jednak wokół niej jest sporo kontrowersji związanych z oparami wytwarzanymi przez topiący się plastik w trakcie procesu druku 3D. Szerzej na ten temat pisał niedawno Bartek Kuczyński. Nie wiem jak Mattel zamierza rozwiązać ten problem – jeśli mu się to powiedzie, cały projekt może mieć jak największą szansę powodzenia.
Źródło: www.thingmaker.com via www.3dprintingindustry.com
Zdjęcia: materiały prasowe