Na wypadek gdyby ktoś tego jeszcze nie zauważył, w przyszły wtorek Ultimaker zaprezentuje nową drukarkę 3D. Oczywiście mamy już pewne przecieki na temat tego czego można się spodziewać, jednakże wszystko co możemy na chwilę obecną powiedzieć, to to, że będzie praktycznie tak samo – ale zupełnie inaczej… Holendrzy po raz kolejny zawieszą bardzo wysoko poprzeczkę i jeśli oczekiwania pokryją się z rzeczywistością, wielu firmom będzie bardzo trudno go dogonić… To skłoniło mnie do pewnych przemyśleń na temat Zortraxa… Gdyby rzeczy potoczyły się inaczej, gdyby podjęto inne decyzje i działania, firma mogłaby być w dużo lepszej sytuacji niż obecnie. A na pewno w bez porównania lepszej, niż będzie 19 października…
Generalnie jak na razie jest całkiem nieźle. Przychody i zyski cały czas rosną, chociaż może nie aż tak mocno jak przepowiadano. Pytanie co dalej? Na razie o sytuacji rynkowej Zortraxa cały czas decyduje niezniszczalne M200, a jego pozycję ma umocnić wprowadzone niedawno do sprzedaży M300. Niestety nad firmą wciąż ciąży widmo Inventure, które nie może doczekać się rozpoczęcia dystrybucji. Tymczasem lada moment w sprzedaży pojawi się produkt, który może sprawić, że nikt nie będzie już na nie czekać… A można było to zrobić zupełnie inaczej. Oto luźna analiza z cyklu – „co by było, gdyby…?„
Wyobraźmy sobie następującą sytuację… Zapominamy o Zortraxie Inventure – zamiast niego na rynku w 2015 roku pojawia się M300. Kosztuje tyle samo co obecnie, czyli 20.416 PLN brutto. Firma ma dwie drukarki 3D w ofercie, które uzupełniają się wzajemnie, w dwóch zupełnie różnych przedziałach cenowych. Rok później, jesienią 2016, na rynek trafiają od razu dwa urządzenia – M200+ i M300+, czyli te same konstrukcje, ale wyposażone… w dwie głowice drukujące. Cena M200+ to ok. 15.000 PLN brutto, a M300+ to ok. 30.750 PLN brutto.
Co w ten sposób udałoby się osiągnąć? Firma miałaby na rynku aż cztery drukarki 3D bazujące na tej samej, sprawdzonej konstrukcji, ale oferujące użytkownikom szereg różnych możliwości w zróżnicowanych pułapach cenowych. Przy takim rozwiązaniu Zortrax miałby klientów na każde urządzenie – i co ważne, żadne z nich nie rywalizowałoby bezpośrednio ze sobą (nie przy zaproponowanych cenach).
Konstrukcja M200 zostałaby wyeksploatowana do cna i można byłoby ze spokojem przystąpić do bardziej zaawansowanych prac nad jej następcą – Inventure. Mając w ofercie cztery urządzenia, firma mogłaby z powodzeniem zwlekać z wypuszczeniem kolejnej nowości przez dwa lata. Inventure byłoby drugą generacją drukarek 3D Zortraxa. Od początku posiadałyby „normalny” obszar roboczy na poziomie 20 cm w każdej osi, a nie 14 cm jak obecnie (-2 cm w X i Y na raft), z którym nie bardzo wiadomo co zrobić oraz miałyby już w standardzie dwie głowice drukujące i podgrzewaną komorę roboczą.
Ta strategia byłaby bardzo bezpieczna (nawet trochę zachowawcza), ale niezwykle skuteczna. Gdyby wszystko potoczyło się tak jak opisałem, to Ultimaker miałby teraz trudny orzech do zgryzienia, a nie odwrotnie…