Co musi się znaleźć w oprogramowaniu drukarek 3D FFF, aby doszło do ich masowej adopcji do 2028 roku?

Mój poniedziałkowy artykuł, skupiający się na końcu trzeciej ery przemysłu AM, wywołał sporo kontrowersji i dyskusji. Co ciekawe, debata nie dotyczyła samego głównego tematu, ale raczej jednej dodatkowej prognozy dotyczącej przyszłości rynku druku 3D.

Mianowicie stwierdziłem w artykule, że w ciągu najbliższych 3–5 lat (czyli do 2028–2030 roku) desktopowe drukarki 3D FFF staną się powszechne w gospodarstwach domowych — porównywalne z drukarkami papierowymi pod względem rozpowszechnienia.

Pojawiło się nawet porównanie do Thermomixa.

Znaczna część komentujących zdecydowanie się z tym nie zgodziła.

Kontrargumenty? Na przykład:

„Drukarka 3D w przeciętnym domu to jak rower treningowy. Nieważne jak zaawansowany czy łatwy w obsłudze — 99% ludzi i tak użyje go do wieszania na nim ubrania, które chcą założyć jutro.”

„Bez specjalistycznego zainteresowania i umiejętności projektowania CAD, przeciętny użytkownik ogranicza się wyłącznie do drukowania pierdółek.”

„W głowach ludzi tkwi też głęboko zakorzenione przekonanie, że ‘plastik = coś kruchego/niskiej jakości’. Często widzę komentarze pod treściami o hobbystycznym druku 3D, które bezmyślnie krytykują wytrzymałość wydruków.”

„Niewygodna prawda jest taka, że ogromna większość ludzi na świecie dziś nie potrafi korzystać z drukarki 3D — i to się szybko nie zmieni. Mówimy o dekadach edukacji, a ta — nauka dzieci w szkole jak funkcjonować w przestrzeni 3D — nawet się jeszcze nie zaczęła.”

„Zrób sobie przysługę — następnym razem będąc w pokoju z przypadkowymi ludźmi, zapytaj, kto potrafi stworzyć model 3D czegoś, co chciałby wydrukować. Będziesz zaskoczony, jak niewielu to potrafi — nawet spośród pracowników firm produkujących drukarki 3D.”

Naturalnie, to tylko wycinek znacznie szerszej dyskusji (komentarze Dennisa Asha zasługują zresztą na osobny artykuł — naprawdę doceniam, że podzielił się swoimi przemyśleniami pod moim postem). W każdym razie, dały mi one sporo do myślenia.

Mimo to, nadal podtrzymuję swoją prognozę.

Żeby było jasne — mówiąc, że drukarki FFF będą tak powszechne jak drukarki papierowe, nie mam na myśli identycznych liczb egzemplarzy sprzedanych 1:1 w 2025 roku. Chodzi mi bardziej o ogólne postrzeganie druku 3D i poziom jego adopcji.

Dziś drukarka 3D w domu to nadal coś ekscentrycznego. Moim zdaniem, w ciągu 3–5 lat stanie się po prostu kolejnym elementem wyposażenia domu — jak wspomniany wcześniej rower treningowy: nie każdy go ma, ale posiadanie go nie budzi już większego zdziwienia.

Co nie zmienia faktu, że kontrargumenty są słuszne i nie można ich zignorować.

Dlatego postanowiłem rozdzielić temat na dwa osobne artykuły. W przyszłym tygodniu, w serii 3DP War Journal, zajmę się konkretnymi barierami zakupowymi, które mogą powstrzymać konsumentów przed podjęciem decyzji o zakupie.

Na razie chcę się skupić wyłącznie na aspekcie oprogramowania. Czego brakuje? Co jeszcze musi zostać ulepszone?

Generowanie modeli do druku 3D

Najczęściej podnoszoną kwestią w debacie było tworzenie przez użytkowników własnych modeli 3D do druku. Porównując do drukarek atramentowych: najczęściej drukujemy to, co sami napisaliśmy — więc logiczne, że na drukarce 3D też chcielibyśmy tworzyć własne części i przedmioty.

Odpowiedź brzmi: i tak, i nie.

  • Tak — jeśli chodzi o części zamienne, które właśnie się zepsuły i trzeba je czymś zastąpić.
  • Nie — jeśli w sieci dostępne są biblioteki tych części, które można po prostu pobrać i wydrukować, bez żadnego modelowania.

Ale zostawmy to na chwilę. Załóżmy, że większość użytkowników będzie chciała tworzyć własne oryginalne części. Skąd wezmą modele 3D? Wiemy przecież, że nie nauczą się ich projektować. Nie za trzy, nie za pięć, nie za piętnaście lat!

I tu właśnie pojawia się możliwe rozwiązanie: projektowanie wspomagane przez AI. I nie chodzi o jakąś odległą wizję przyszłości — ale o narzędzia, które już teraz w pewnej formie istnieją na rynku.

Weźmy na przykład Backflip AI od Grega Marka. Takie rozwiązania są bliżej, niż wielu z nas się wydaje. A nie zapominajmy, że producenci drukarek 3D — jak Bambu Lab — też po cichu pracują nad podobnymi narzędziami.

Faktycznie, liczba takich narzędzi rośnie — nadal są dość ograniczone, ale rozwijają się bardzo szybko.

Katalogi części

Osobiście jednak uważam, że zamiast tworzyć coś od zera — co oczywiście może być fajne — ludzie będą bardziej zainteresowani drukowaniem rzeczy już istniejących. Może lekko spersonalizowanych, ale zasadniczo gotowych.

To trochę jak z analogią do Thermomixa, o której już wspomniałem.

Koncepcja Thermomixa jest prosta: to zaawansowany robot kuchenny, który pozwala każdemu, niezależnie od umiejętności, przygotować perfekcyjny posiłek z dowolnej kuchni świata.

Najpierw wybierasz danie w aplikacji. Potem dostajesz listę składników do kupienia. Następnie urządzenie prowadzi cię krok po kroku — co dodać, kiedy — i samo wykonuje większość pracy. Może trzeba coś jeszcze podsmażyć albo użyć piekarnika, ale to wszystko jest z góry opisane — jeszcze zanim zaczniesz gotować.

Nie wymyślasz niczego. Wybierasz z listy i gotujesz w Thermomixie.

Tak samo powinno być z drukarkami 3D. Wyszukujesz część lub przedmiot, dostajesz listę wymaganych filamentów, ładujesz plik do drukarki, wkładasz filament i naciskasz „drukuj”.

Zaraz… ale przecież tak to już działa!

Właśnie. Więc może trzeba tylko jeszcze bardziej to uprościć, zamknąć w czystszy interfejs, a może nawet przenieść ten interfejs bezpośrednio na ekran dotykowy drukarki — tak jak Thermomix wyświetla przepisy bezpośrednio na swoim wyświetlaczu.

Rozwiązywanie problemów i pomoc dla użytkownika

Ostatnie — i być może najtrudniejsze — wyzwanie to inteligentne wsparcie użytkownika i edukacja wbudowana w interfejs drukarki 3D.

Zamiast PDF-ów, forów czy filmów na YouTube, drukarka 3D powinna sama uczyć użytkownika — prowadzić go krok po kroku przez proces drukowania, a nawet tłumaczyć, dlaczego coś się nie udało.

To oznacza interaktywne samouczki, pomoc kontekstową i najlepiej asystenta AI, który rozumie naturalnie zadawane pytania.

Dla nowego użytkownika, który nigdy wcześniej nie dotykał drukarki 3D, to funkcja absolutnie kluczowa. A dziś? Większość slicerów oferuje tylko podstawowe podpowiedzi, a bardziej zaawansowane porady dostępne są tylko na forach lub w grupach w mediach społecznościowych.

Stworzenie interfejsu, który będzie na tyle prosty, by obsłużyło go dziecko, a jednocześnie na tyle zaawansowany, by nie frustrował profesjonalisty, to ogromne wyzwanie UX-owe i komunikacyjne. I wymaga realnych inwestycji w projektowanie doświadczeń użytkownika — na co wielu producentów wciąż się nie decyduje.

Jeśli ten element nie zostanie rozwiązany, drukarka 3D nadal pozostanie narzędziem dla entuzjastów — a nie dla codziennych użytkowników.

Przewijanie do góry