Gdy mówimy o druku 3D w pełnym kolorze, na myśl przychodzą nam przede wszystkim technologia CJP od 3D Systems, czyli drukowanie przestrzenne z proszków gipsowych, PolyJet autorstwa Objeta wykorzystująca żywice światłoutwardzalne oraz Multi Jet Fusion, czyli innowacyjna metoda przyrostowa autorstwa HP, wykorzystująca w pracy proszki poliamidowe. Tymczasem w świecie kolorowych technik addytywnych jest jeszcze jedna, bardzo niszowa i nieco zapomniana już technologia, w postaci druku 3D z papieru, autorstwa irlandzkiej firmy Mcor Technologies. Niestety lada moment ma ona bardzo dużą szansę trafić do lamusa historii, ponieważ jej twórca został objęty zarządem komisarycznym, a jego majątek jest właśnie wyprzedawany…
W latach 2014 – 2015 na łamach Centrum Druku 3D popełniłem wiele artykułów na temat Irlandczyków i ich fascynującego rozwiązania. Technologia Mcor jest najprawdopodobniej najbardziej adekwatna do tytułowania ją mianem „druku 3D„, ponieważ wykorzystuje w pracy zwykły papier – czy to w postaci arkuszy A4 czy roli oraz atramentu.
Polega na tym, że kolejne arkusze / fragmenty papieru są zadrukowywane atramentem, sklejane ze sobą i plotowane (wycinane) do kształtu danej warstwy. Na koniec arkusze papieru są prasowane, tworząc strukturę przypominającą w dotyku drewno.
Po dodatkowej impregnacji środkami chemicznymi, wydruki z Mcora mogą poszczycić się naprawdę solidną wytrzymałością – bez porównania wyższą, niż konkurencyjna metoda druku 3D z proszków gipsowych.
Wydruki wyglądają obłędnie…
Dlaczego więc Mcor nigdy nie odniósł sukcesu rynkowego, pozostając przez całą swoją karierę jedynie ciekawostką technologiczną? Powody były trzy:
- cena
- długi czas trwania procesu produkcyjnego
- bardzo skomplikowany post-processing.
Pierwsze drukarki 3D Mcora, drukujące z arkuszy A4 Irys i Matrix kosztowały po kilkaset tysięcy złotych. Kolejna generacja maszyn – ARKe, drukujących z papieru w roli, kosztowały niespełna 80 tysięcy złotych – mniej niż konkurencyjne rozwiązania 3D Systems i Objeta, ale nie przekonało to szerokiej gamy odbiorców. Możliwe, że powodem były dwa kolejne problemy z drukiem 3D z papieru – skomplikowany proces druku 3D oraz jeszcze trudniejszy do okiełznania post-processing. Czas potrzebny na zadrukowanie papieru, przetransportowanie go do komory plotującej (Irys & Matrix) czy przycięcie do pożądanego formatu (ARKe), sklejenie, plotowanie warstwy i prasowanie był na tyle długi, że wydrukowanie obiektu o wymiarach kilkunastu centymetrów w osiach XYZ mogło trwać ok. jednej doby.
Do tego dochodziło usunięcie resztek papieru z wydrukowanego modelu – był to ekstremalnie czasochłonny i wymagający niezwykłej precyzji proces. O ile duże, zamknięte geometrycznie detale były dość proste – jak np. poniższa głowa:
tak skomplikowane przedmioty jak ten poniżej wymagały iście modelarskiego podejścia. Wyobraźcie sobie, że otrzymujemy mocno zbitą ryzę papieru o grubości kilku – kilkunastu centymetrów, z której musimy wydobyć tak precyzyjny kształt…
Wielu użytkowników po prostu sobie z tym nie radziło.
Przez wiele lat Mcorowi udawało się utrzymywać na powierzchni dzięki kolejnym rundom finansowania. Gdy na rynek trafiło ARKe, można było oczekiwać, że będzie to przełom, dzięki któremu Mcor trafi do pierwszej ligi producentów przemysłowych drukarek 3D. Niestety coś poszło nie tak, ponieważ zamiast tego wydarzył się skandal związany z absurdalną podwyżką cen urządzeń.
ZOBACZ: Kiepski żart Mcora
W skrócie: początkowo komunikowano cenę na poziomie 6000 €, potem oferowano je w przedsprzedaży w cenie na poziomie 8995 €, by na koniec podnieść ją do 17.995 €. Nie byłoby w tym może nic zdrożnego gdyby nie fakt, że podwyżka dotyczyła również klientów, którzy dokonali zakupu maszyn w przedsprzedaży, w dwukrotnie niższej cenie. Na koniec mogli albo zapłacić więcej, albo zrezygnować z zamówienia.
Od tamtej pory wszystko poszło już po równi pochyłej… W sierpniu zeszłego roku z pozycji CEO zrezygnował dr Conor MacCormack – założyciel firmy. Teraz serwis Fabbaloo poinformował, że zarząd komisaryczny nad Mcorem objęło Deloitte, które oferuje na sprzedaż jego własność intelektualną, majątek oraz bazę klientów. W opublikowanym komunikacie Deloitte ogłosiło:
Aktem Powołania, obowiązującym od 21 marca 2019 r., David Van Dessel został mianowany Odbiorcą i Zarządzającym aktywami MCOR Technologies Limited na podstawie uprawnień zawartych w Wekslu Dłużnym.
Wszystko wskazuje zatem na to, że Mcor po prostu zbankrutował, a Deloitte zajął się pozyskaniem pieniędzy na spłatę jego długów wobec wierzycieli. Chociaż strona internetowa firmy wygląda jak gdyby nic się nie wydarzyło…
przejście w zakładkę O NAS rozwiewa wątpliwości co do tego, w jakiej kondycji znajduje się spółka:
Teoretycznie firmę można jeszcze uratować – możliwe, że znajdzie się ktoś kto ją po prostu wykupi i postawi z powrotem na nogi? Z drugiej jednak strony nie wydaje mi się, żeby Deloitte nie próbował tej opcji przed ogłoszeniem wyprzedaży majątku Mcor Technologies…
Źródło: www.fabbaloo.com