To w sumie było nieuniknione. Niewiarygodny sukces drukarki 3D Micro na Kickstarterze musiał prędzej czy później zaowocować pojawieniem się naśladowców. 3,4 mln $ to rekordowy wynik jeśli chodzi o drukarki 3D, drugi najlepszy w kategorii technologie, a dziewiąty w całej historii Kickstartera. Poza tym, to ponad 3 miliony dolarów – kupa forsy jak na branżę, o której jeszcze trzy lata temu mało kto w ogóle słyszał? Jako pierwsi na tym sukcesie postanowili wypłynąć panowie z NewMatter.com – start-upu, oferującego równie małą i tanią drukarkę 3D do użytku domowego. Ja z kolei patrząc na to z perspektywy niedawnej informacji o sprzedaży 1000 szt. NEO z German RepRap zaczynam się zastanawiać, czy droga do popularyzacji niskobudżetowych drukarek 3D nie wiedzie przypadkiem przez tego typu urządzenia?
Jednym z pierwszych urządzeń tego typu przeznaczonych dla użytkownika indywidualnego był Up! Mini. Ta mała drukarka 3D posiadała obszar roboczy na poziomie 12 x 12 x 12 cm i była w eleganckiej, czarnej obudowie. Kompletnie nie przypominała „typowej” niskobudżetowej drukarki 3D i wyprzedzała nieco swoje czasy. Spowodowało to, że nie cieszyła się aż tak dużym powodzeniem jak jej wyższa wersja – Up! Plus 2, czy też inne urządzenia w rodzaju Ultimakera, Leapfroga, MakerBota, czy Cube`a. Na przeszkodzie stała również stosunkowo wysoka cena na poziomie ponad 5000 PLN. Ludzie mając do wyboru Mini a w/w drukarki 3D, o blisko dwukrotnie większym obszarze roboczym, woleli wybrać droższe rozwiązania właśnie z uwagi na obszar zadruku.
Później pojawiły się dwa projekty chcące zdobyć serca użytkowników indywidualnych drukarkami 3D, które były małe, proste w obsłudze, lecz przede wszystkim super tanie. Pierwszy był MakiBox, który oferując zbliżone parametry zadruku co Mini wystartował z ceną na poziomie 300 $. Niestety mimo olbrzymiego zainteresowania, twórcom drukarki 3D nie udało się sprostać wyzwaniom związanymi z jej produkcją i logistyką, osiągając blisko dwuletnie opóźnienie z uruchomieniem wysyłek, które trwa w gruncie rzeczy po dziś.
W jego ślady poszedł Buccaneer, który po głośnej kampanii na Kickstraterze zakończonej wynikiem 1,4 mln $ gdzie oferował swoją drukarkę 3D za 347 $, ostatecznie spóźnił się z produkcją („tylko„) 3 miesiące oraz ograniczył mocno funkcjonalności swojego urządzenia, podnosząc dwukrotnie jego cenę!
Te dwie historie nie przeszkodziły jednak Micro w uruchomieniu projektu na Kickstarterze, który powielał w gruncie rzeczy wszystkie negatywne schematy dwóch poprzednich firm. Podobnie jak w przypadku MakiBox i Buccaneera zaprezentowano tylko pojedynczy film z pracy urządzenia, który doświadczonym użytkownikom drukarek 3D przysparzał większej ilości pytań niż rozwiewał ewentualnych wątpliwości. Poza tym opublikowano masę ślicznych zdjęć, złożono kilka obietnic, a wszystko to w myśli idei „pierwszej prawdziwej drukarki 3D dla każdego„. I choć tych „pierwszych prawdziwych” było już na Kickstarterze co najmniej kilka, projekt wsparło 11,8 tysięcy osób, które zapłaciły twórcom drukarki 3D dokładnie 3 401 361 $. Projekt zakończył się ledwie tydzień temu, zatem nie wiadomo jeszcze jak potoczą się losy tego urządzenia? Choć bazując na poprzednich doświadczeniach jestem pełen wątpliwości czy Micro będzie funkcjonalne, sama koncepcja jest jak najbardziej słuszna i ciekawa.
Tego typu sukces nie mógł przejść bez echa. NewMatter.com – start-up z Pasadeny w Kalifornii w USA opracował i zaprezentował w zeszłym tygodniu swoją wersję Micro w postaci MOD-t, małej drukareczki 3D, która charakteryzuje się bardzo ładnym, zamkniętym designem oraz ceną na poziomie poniżej 300 $. Dodatkowo firma oparła swoją konstrukcję o dość nietypowym sposobie sterowania stołem. W MOD-t extruder porusza się w osi Z podczas gdy stół w osiach X i Y. Jest poruszany za pomocą dwóch wałków z zębatką umiejscowionych pod stołem na krzyż, co widać dokładnie na poniższym filmie.
Poza tym na temat urządzenia nic więcej nie wiadomo? Na podstawie filmu można założyć, iż rozmiar stołu będzie podobny co w przypadku Micro, tj. ok. 10 x 10 x 10 cm. Z uwagi na bardzo niską cenę można również przypuszczać, że drukarka 3D będzie drukować tylko z PLA, choć to w żadnym stopniu nie jest potwierdzone. Póki co, wszystko wskazuje na to, że drukarka wciąż jest we wczesnej fazie protoypowania, a zaprezentowane rendery i film ma na celu zwrócenie uwagi chwilę po wielkim sukcesie Micro.
Bez względu na to jak potoczy się historia Micro oraz czy MOD-t uda się w ogóle wystartować ze sprzedażą, idea małych, tanich i prostych drukarek 3D wydaje się być bardzo interesująca. Tak naprawdę powinny one spełniać tylko jeden warunek – muszą działać! Jeżeli twórcy Micro nie popełnili żadnych istotnych błędów przy konstrukcji urządzenia, powodujących, że będzie ono na dłuższą metę niefunkcjonalne (np. zbyt mała sztywność ramy uniemożliwiająca precyzyjne wydruki) to będzie ono faktycznie w stanie stanąć w każdym domu. Ludzie nie potrzebują zbyt dużych obszarów roboczych – nikt nie będzie zapuszczał kilkunastogodzinnych wydruków, ponieważ nie będzie miał cierpliwości i czasu ku temu aby siedzieć i obserwować, czy nic się nie psuje? Kolejna sprawa, to to, że zwykli użytkownicy będą korzystać z drukarki 3D sporadycznie, tworząc w gruncie rzeczy mało ambitne i nieskomplikowane przedmioty. W większości będą to zapewne „pierdoły” z Thingiverse`a i rzadko kiedy pojawią się tam modele mające rzeczywistą wartość użytkową.
Przykład NEO z German RepRap pokazuje, że jeżeli uda się połączyć relatywnie niską jak na dany rynek cenę z odpowiednio wysoką jakością, zapewnić ciągłość produkcji i pozyskać do współpracy dużych dystrybutorów i sieci handlowe, sukces sprzedażowy zostanie zapewniony. Gdyby udało się zapewnić Micro, MOD-t, czy wcześniej Buccaneerowi i MakiBox odpowiednie zaplecze produkcyjne, zespół doświadczonych managerów i dobry marketing, drukarki 3D faktycznie mogłyby stać się tanie i trafić do każdego domu. Niestety nic takiego się nie wydarzy… Po pierwsze, wszystkie te urządzenia zostały lub zostaną wykonane po tzw. „taniości” nie gwarantując dobrej funkcjonalności, a po drugie produkujące je firmy nie były i nie są przygotowane na tak dużą ilość zamówień, co zakończyło się lub zakończy dużymi opóźnieniami, zniechęcającymi do siebie użytkowników jeszcze zanim drukarki 3D trafią w ich ręce.
Całkiem możliwym jest również to, że duże koncerny produkujące sprzęt elektroniczny obserwują zmagania tych firm z dużym zaciekawieniem, wyciągając stosowne wnioski i oczekując na właściwy czas. Gdy on nadejdzie, wypuszczą na rynek dokładnie taki sam produkt, tyle tylko że wykonany w odpowiednio wysokiej jakości i obrandowany własną, rozpoznawalną na całym świecie marką.