Czy Polska faktycznie wyrasta na lidera branży druku 3D, czy to tylko bicie piany i szukanie taniej sensacji…?

W wielu artykułach i wypowiedziach publikowanych na łamach różnych portali internetowych, często podkreślam specjalną pozycję Polski na światowej mapie druku 3D, pozwalając sobie nawet na stwierdzenie, iż wyrasta ona na jednego z liderów branży. Tak było również w przypadku ostatniego artykułu jaki pojawił się w magazynie Forbes. Link do artykułu zamieściło na swoim fanpage`u krakowskie Materialination, gdzie pewna osoba dość krytycznie wypowiedziała się na temat moich wypowiedzi opublikowanych w artykule, kwestionując równocześnie dokonania polskich firm oraz zarzucając mi szukanie taniej sensacji. Generalnie każdy ma prawo do swojego zdania i krytyki (co z pokorą przyjmuję), niemniej jednak uznałem, iż warto rozwinąć ten wątek i raz na zawsze wyjaśnić co mam konkretnie na myśli, pisząc lub mówiąc o polskiej branży druku 3D w kontekście „bycia liderem„.

Po pierwsze pragnę wyjaśnić jedną ważną rzecz: Polska nigdy nie była i nigdy nie będzie liderem w branży druku 3D w ujęciu sprzedażowym. Powód jest prozaiczny – w porównaniu z aktualnymi liderami w postaci USA, czy Chin, jest po prostu na to zbyt mała. Lokalny rynek jest relatywnie mniejszy, co wymusza już na samym starcie myślenie w skali globalnej, co dla początkujących start-upów produkujących urządzenia elektroniczne, stanowi często trudną do przejścia barierę.

Do tego dochodzi cała masa pomniejszych, choć równie ważnych kwestii jak:

  • brak jakiegokolwiek wsparcia rządowego i/lub politycznego w postaci programów akceleracyjnych lub inwestowania w centra technologiczne
  • brak zamówień publicznych na drukarki 3D (vide zamówienia amerykańskiej armii na drukarki 3D Systems),
  • brak scentralizowanych projektów edukacyjnych związanych z popularyzacją druku 3D wśród dzieci i młodzieży
  • problemy z pozyskiwaniem poważnych środków na rozwój od rodzimych funduszy inwestycyjnych (do tej pory jedyna duża inwestycja miała miejsce jedynie w przypadku Omni3D)
  • słaba świadomość korzyści jakie daje technologia druku 3D wśród rodzimych firm produkcyjnych i przemysłowych
  • brak łatwego dostępu do Kickstartera, który stał się bramą do kariery wielu czołowych marek (aby móc wystartować z kampanią na Kickstarterze, należy mieć zarejestrowaną firmę w jednym z wybranych krajów – niestety nie ma wśród nich Polski).

Te powody można oczywiście mnożyć, niemniej jednak wszystko sprowadza się do jednego: każdy kto chce w Polsce myśleć o produkcji drukarek 3D na większą skalę niż kilkanaście – kilkadziesiąt sztuk urządzeń miesięcznie, musi od razu być nastawiony na eksport. A to z kolei pociąga za sobą szereg problemów związanych z marketingiem, budowaniem sieci dystrybucyjnej, logistyką, gwarancją, czy serwisowaniem. Innymi słowy, Polakom jest bez porównania trudniej wyjść ze swoim produktem na świat niż Amerykaninowi, Chińczykowi, czy Holendrowi, gdzie panuje zupełnie inna kultura i klimat biznesowy.

To wszystko sprawia, że polskie firmy z branży druku 3D nigdy nie dogonią pod względem sprzedaży zarówno USA, czy Chin, jak również szeregu innych państw w rodzaju Holandii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Korei Południowej lub Singapuru, gdzie ta technologia jest postrzegana jako jedna z kluczowych gałęzi przemysłowych.

Co zatem czyni Polskę liderem?

Przede wszystkim stopień zaawansowania technologicznego produkowanych urządzeń. Przykład Zortraxa jest oczywisty i nie zamierzam się zbyt długo nad nim tutaj rozwodzić. W przeciągu zaledwie jednego roku, firma przebiła się do absolutnej czołówki producentów niskobudżetowych drukarek 3D, co zawdzięcza oczywiście fantastycznie prowadzonym działaniom marketingowym, lecz przede wszystkim fantastycznemu produktowi jakim jest Zortrax M200. Idealne połączenie konstrukcji z własnym oprogramowaniem i paletą materiałów do druku 3D sprawiło, iż drukarka 3D przoduje w rankingach najlepiej drukujących urządzeń tego typu na świecie.

Zortrax

Kolejnym ważnym graczem na rynku niskobudżetowych drukarek 3D w Polsce jest 3DGence. Firma o dość krótkim – niespełna rocznym stażu, zdążyła wywołać mnóstwo zamieszania w branży, stawiając równocześnie bardzo mocno na branżę automotive. 3DGence jako pierwsza polska firma otworzyła swoje biuro handlowe w San Francisco i bardzo aktywnie działa na amerykańskim rynku. Pracuje również nad dwoma tematami – które po ich ogłoszeniu wyniosą ją na zupełnie inny poziom niż do tej pory. Jeśli plany firmy się powiodą, 3DGence stanie się póki co jedyną polską firmą zdolną do tego, aby zagrozić dominującej pozycji Zortraxa.

3DGence 03

Warszawski Monkeyfab dokonał czegoś co wydawałoby się na pierwszy rzut oka niemożliwe. Wziął jeden z najpopularniejszych projektów open-source`owych – Prusę i3 i wyniósł go na niedostępny dla nikogo innego poziom w postaci drukarki 3D PRIME. Mimo, iż urządzenie opiera się na darmowym oprogramowaniu i znanej każdemu RepRapowcowi konstrukcji, drukuje na doskonałym poziomie, zawstydzając większość „firmowych” drukarek 3D z zagranicy. Na dodatek jest niezwykle wydajnym urządzeniem. To dzięki fantastycznemu połączeniu prędkości i jakości jakie oferuje PRIME udało nam się zrealizować nasz słynny projekt wilczych medalionów Wiedźmina.

Flagowy model Monkeyfab - PRIME3D

HBot z 3D Printers to z kolei urządzenie, które pod względem swoich gabarytów i rozwiązań mechanicznych przewyższa większość maszyn na rynku. Teoretycznie każdy może zbudować drukarkę 3D drukującą obiekty o powierzchni 30 x 30 x 30 cm, jednakże mało kto umie sprawić, aby tak duże wydruki wyglądały równie dobrze co ich kilku-kilkunasto-centymetrowe odpowiedniki.

HBot 3D v1_1

Zupełnie inną klasą urządzenia jest GAIA Multitool – drukarka 3D drukująca m.in. z gliny i ceramiki, lecz również frezarka CNC, grawer laserowy, czy ploter tnący. Podobnie jak 3DGence, twórcy GAII szykują coś naprawdę niezwykłego…

Gaja Multitool

To wszystko to tylko technologia FDM, tymczasem są w Polsce dwie firmy, które stawiają coraz śmielsze kroki w kierunku stworzenia pierwszej w pełni funkcjonalnej polskiej drukarki 3D drukującej w technologii SLS. Mowa o SandMade i SinterIT, które od zeszłego roku zapowiadają premiery swoich debiutanckich urządzeń. Jednakże wiem, że lada dzień obydwie firmy może w tym obszarze przyćmić jeszcze ktoś inny… Już wkróce może okazać się, że Polacy są silni nie tylko w niskobudżetowy FDM`ie, lecz także w jednej z najbardziej skomplikowanych technologii druku przestrzennego.

Na koniec nie można zapomnieć o sferze internetowej. Printelize, CD3D czy od niedawna Uzata – każdy z tych serwisów zdobywa sukcesywnie popularność na świecie, działając na zupełnie innym obszarze usług. Co ciekawe, cała trójka pochodzi z tego samego regionu Polski – Łodzi.

Jeśli jest się dobrym – jest się dobrym

Każda z w/w firm osiąga sukcesy samodzielnie. Jeżeli któraś z nich otrzymała jakiekolwiek wsparcie zewnętrzne (np. od funduszu inwestycyjnego), to było ono bez porównania niższe niż w przypadku firm zagranicznych. Zortrax otrzymał co prawda w zeszłym roku wsparcie w wysokości aż 6 mln PLN, jednakże były to pieniądze z rynku obligacji, co oznacza, że firma musi je zwrócić z odsetkami. Gdyby dać wszystkim takie samo wsparcie i otoczenie biznesowe jakie otrzymują np. przedsiębiorcy Amerykańscy, problemy związane ze skalowaniem produkcji lub dystrybucją drukarek 3D na rynkach zagranicznych wyglądałyby zupełnie inaczej.

Mimo to, polskie firmy dają radę… Zawdzięczają to talentowi, lecz przede wszystkim wielkiej determinacji i zaangażowaniu. I to moim zdaniem, umożliwia w końcowym rozrachunku określaniem ich mianem „liderów„. Nie jest bowiem sztuką stworzyć dobry produkt w idealnych warunkach. Sztuką jest zrobić to w warunkach skrajnie niesprzyjających. A właśnie to osiągają Polscy producenci drukarek 3D.

Scroll to Top