FELIXrobotics, twórca niskobudżetowej drukarki 3D Felix, to najmniej znana firma z holenderskiej wielkiej trójki, którą współtworzy z Ultimakerem i Leapfrogiem. Mimo dość specyficznej, otwartej konstrukcji oraz relatywnie wysokiej ceny (5 990 PLN za kit, 8250 PLN za złożony zestaw) firma radzi sobie całkiem nieźle na rynku, rozwijając i poprawiając sukcesywnie zarówno samą drukarkę 3D jak i zasięg sprzedażowy. Aktualnie firma otwiera swój oddział w USA pod niezbyt wyszukaną nazwą „Felixusa„, zlokalizowany za to w samej Dolinie Krzemowej, we Fremont w Kalifornii. Czy tym ruchem firma kierowana przez Guillaume Feliksdala zdobędzie serca ludzi pracujących przy największych start-upach technologicznych na świecie?
Feliksdal prowadzi swoją firmę od 2011 roku. Podobnie jak twórcy Ultimakera, jest bardzo mocno związany z ruchem open-source a wokół firmy zawiązała się spora społeczność wspierająca rozwój tego urządzenia. Nie bez znaczenia jest tutaj fakt, iż jest ono naprawdę dobre – Felix zdobył m.in. wyróżnienie ze strony prestiżowego magazynu Make: w kategorii „Suprise Hit„. Posiada obszar roboczy na poziomie 25,5 x 20,5 x 23,5 cm i ma możliwość zamontowania dwóch extruderów. Chociaż urządzenie występuje jako kit do samodzielnego montażu, jest pozbawione drukowanych na drukarkach 3D części – wszystkie elementy są wykonane z metalu albo na wtryskarkach. Aktualnie firma sprzedaje trzecią wersję swojej drukarki 3D i to nią zamierza podbić amerykański rynek.
Niestety dla Felixa, w USA konkurencja w kategorii drukarek 3D klasy RepRap jest dość mocna. Z jednej strony są wyjątkowo tanie, wykonane w większości z drewna kity Printrbota, który fenomenalnie radzi sobie na amerykańskim Amazonie, z drugiej mamy bardzo drogie, lecz precyzyjne Lulzboty czy Airwolfy. Dodatkowo na rynku jest sporo pomniejszych firm produkujących i sprzedających różne odmiany Mendel Maxów czy Prus i3. Nie należy również zapomnieć o liderach rynku niskobudżetowych drukarek 3D w postaci MakerBota, Cubify i Afinii (czyli amerykańskiej wersji Up!`a), które choć nie mają już z RepRapami wiele wspólnego i są kierowane do innego grona odbiorców, cieszą się na tyle dużą popularnością, iż stanowią naturalną konkurencję dla każdej nowej firmy na rynku.
Abstrahując od tego na ile holenderski RepRap będzie ciekawym rozwiązaniem dla mieszkańców Doliny Krzemowej czy amerykańskich konsumentów w ogóle, decyzja o otwarciu oddziału w USA jest bardzo odważna i mam nadzieję, że podparta realnymi kalkulacjami. Pokazuje również, iż wbrew pozorom rynek RepRapów wcale się nie kończy – na świecie w dalszym ciągu jest cała masa osób chcących inwestować w urządzenia do samodzielnego montażu, które są oparte w całości o open-source. Choć nie wydaje mi się, aby w dłuższej perspektywie czasu RepRapy przetrwały, najbliższe 2-3 lata powinny jeszcze znajdować całkiem sporą rzeszę odbiorców.
Źródło: www.3dprintingindustry.com
Grafika: [1]