Kilkanaście dni temu znęcałem się w jednym z artykułów nad 3Doodlerem – słynnym „zaczarowanym ołówkiem„, czyli pisakiem drukującym w powietrzu plastikiem. W tekście kwestionowałem jego użyteczność i funkcjonalność, sprowadzając go do tego czym w gruncie rzeczy jest – świetnie rozreklamowaną spawarką do plastiku. 3Doodler potrafi niewiele – nawet najbardziej skomplikowane wydruki wykonane za jego pomocą, wyglądają jak dziecięce bohomazy przeniesione z kartki papieru w trzeci wymiar. Tymczasem pojawił się ktoś, komu udało się osiągnąć za pomocą tego urządzenia coś naprawdę wyjątkowego i spektakularnego. Rachel Goldsmith – pochodząca z Brooklynu artystka, stworzyła imponującą rzeźbę wykonaną w całości za pomocą 3Doodlera. Oglądając ją dość nieoczekiwanie uświadomiłem sobie, kto byłby dziś w stanie wydobyć cały potencjał tkwiący w tym urządzeniu – to Jackson Pollock, jeden z najwybitniejszych artystów amerykańskich zeszłego stulecia, przedstawiciel tzw. ekspresjonizmu abstrakcyjnego.
Pollock żył w latach 1912 – 1956 i był jednym z najbardziej kontrowersyjnych artystów swoich czasów. Był bardzo trudnym we współżyciu człowiekiem, targanym chorobą alkoholową oraz powiązanym z tym,wybuchowym charakterem. Jego dzieła nie przypominały niczego, co było do tej pory znane światu. W malowaniu stosował bardzo specyficzną – na swój sposób nowatorską technikę rozlewania farby z pędzla prosto na płótno. To było zawsze olbrzymich rozmiarów – obrazy Pollocka miały po kilka metrów szerokości i wysokości. Były plątaniną różnokolorowych linii tworzących bezkształtne kłębowisko nanoszonych na siebie kolejnych warstw farby.
Do malowania używał farb przemysłowych a cały akt malowania przypominał rytuał – Pollock malował obraz w skupieniu by nagle wpaść w swoisty szał twórczy, biegając wzdłuż i wszerz płótna rozlewając farbę w chaotyczny dla postronnego obserwatora sposób. W którymś momencie po prostu przestawał to robić uznając obraz za skończony. Niemniej jednak potrafił powrócić do niego po jakimś czasie nanosząc kolejne warstwy linii.
Krytycy jego twórczości zarzucali mu całkowity brak talentu i wyśmiewali jego dzieła, twierdząc iż tak naprawdę ich ukończenie jest rzeczą umowną i w gruncie można by je tworzyć w nieskończoność. Nie przeszkodziło mu to jednak osiągnąć status prawdziwego celebryty artystycznego światka, a po tragicznej śmierci jaką odniósł w wypadku samochodowym (był oczywiście pod wpływem alkoholu) stać się ikoną popkultury.
To co jest niezwykłe w pracach Pollocka to niesamowite emocje jakie wywołują. Patrząc na mierzące po kilka-kilkanaście metrów kwadratowych obrazy jest się wystawionym na niesamowitą feerię barw poskręcanych w prawdziwie chaotyczny sposób. Mimo, iż wyglądają na dzieło szaleńca, jest w nich pewna metoda i po dłuższym studiowaniu można odkrywać w nich zupełnie inny klimat. Nie ukrywam, że Pollock jest jednym z moich ulubionych artystów…
Jeśli chodzi o rzeźbę Rachel Goldsmith, która wywołała we mnie te przemyślenia, to jest ona zdecydowanie czymś innym niż twórczość Pollocka. Mimo użycia szeregu linii tworzonych za pomocą 3Doodlera, w dziele Goldsmith jest jednak pewien porządek i stworzona bryła ma kształt. Jej stworzenie zajęło artystce aż 30 godzin „rysowania”.
Nie jest to jedyne dzieło Goldsmith, jednakże z pewnością najbardziej spektakularne. W przeciwieństwie do wcześniejszych prób (które można obejrzeć na jej stronie) to w niczym nie przypomina typowego, 3Doodlerowego bazgrania. Jak widać, z każdą kolejną pracą jej styl ewoluuje i mam nadzieję, iż kolejne prace artystki będą stać na jeszcze wyższym poziomie.
Wracając do Jacksona Pollocka – jestem przekonany, że gdyby artyście tego formatu wręczyć tego typu narzędzie, powstałyby dzieła jeszcze bardziej niezwykłe niż to co udało mu się stworzyć rozlewając po prostu farbę na płótnie. Myślę również, iż sztuka nowoczesna to obszar, w którym 3Doodler może się najlepiej odnaleźć. Artyści mogą wykorzystać jego wszystkie ograniczenia do tworzenia rzeczy, które są dziś poza zasięgiem wyobraźni i tradycyjnego sposobu postrzegania rzeczy. Może 3Doodler nie powinien być już nazywany „zaczarowanym ołówkiem„, lecz raczej „trójwymiarowym pędzlem„?