Jak Kickstarterowa kampania GAI Multitool obnażyła gorzką prawdę na temat tzw. „polskiej społeczności druku 3D”…

W 2004 roku, popularny acz kontrowersyjny pisarz i felietonista – Rafał A. Ziemkiewicz, opublikował swoją głośną książkę pt. „Polactwo„. Jest to książka publicystyczna, opisująca mechanizmy, które doprowadziły naród polski do stanu w jakim jest obecnie. Cwaniactwo, awanturnictwo, kombinatorstwo, obłuda, marnotrawstwo, chamstwo, bezmyślność, zawiść, koniunkturalizm i zwykła głupota – to wszystko jest efektem skomplikowanej historii naszego państwa, lecz przede wszystkim skutków II Wojny Światowej (w tym zbrodni Katyńskiej) oraz 45-ciu lat komunizmu, które zdemoralizowały do cna społeczeństwo, hołubiąc bylejakość i tępiąc własną inicjatywę.

Wg Ziemkiewicza, największy dramat naszego narodu polega na tym, iż na przestrzeni lat polska inteligencja była sukcesywnie wybijana przez państwa ościenne (Niemcy i Rosję), a jej nieliczne, przetrwałe resztki – szykanowane i degradowane. W efekcie tych działań dzisiejsi Polacy to w znakomitej większości potomkowie chłopstwa, biednego drobnomieszczaństwa i szlachty gołoty. Innymi słowy – tych grup społecznych, których nie warto było zwalczać, ponieważ same stanowiły dla siebie największe niebezpieczeństwo.

Stan obecnego społeczeństwa polskiego Ziemkiewicz określa mianem „polactwa„. Mieszaniną wszystkich najgorszych cech narodowych, które w obliczu braku lepszych wzorców wyolbrzymiły się i spotęgowały, rozlewając się po kraju niczym gnojówka z pękniętej szajsbeki. Dziwi was fakt, że odkładając co miesiąc niebotyczne składki na emeryturę najprawdopodobniej nigdy jej nie zobaczycie? Szokują kolejne publikacje „taśm prawdy” nagrywanych w restauracji „Sowa i przyjaciele„? Zastanawiacie się, czemu związki zawodowe bronią nierentownych zakładów przemysłowych, przechodząc bez słowa obok warunków pracy w dużych sieciach handlowych czy różnorakich „Mordorach na Domanieckiej„? Przeczytajcie książkę Ziemkiewicza – pomoże ona wam to zrozumieć.

No dobra, ale jak to wszystko się ma do druku 3D i poruszonych w tytule zagadnień? Otóż niedawna kampania Kickstarterowa GAI Multitool pokazała prawdziwe kolory ludzi, mieniących się mianem „polskiej społeczności druku 3D„, wydobywając na wierzch ich rzeczywiste oblicze. Oblicze, które jest „polactwem” oblepione. Od stóp do głów…

Na wypadek gdyby ktoś nie wiedział, w środę (02.09) zakończyła się kampania na Kickstarterze GAI Multitool – wielofunkcyjnego urządzenia łączącego m.in. drukarkę 3D z frezarką, grawerem, ploterem i kilkoma innymi funkcjonalnościami. Twórcami GAI jest dwóch wielce zasłużonych dla rozwoju niskobudżetowej branży druku 3D ludzi – Janusz Wójcik i Paweł Rokita. Janusz z Pawłem ubiegali się o 50.000 $ dofinansowania. Ostatecznie zebrali niespełna 12.000 $ – 23,75% wnioskowanej kwoty.

GAIA Multitool 03

Nie zamierzam wnikać czemu się nie udało? Urządzenie było fajne, oryginalne i wykonane w wysokiej jakości. Kampania była niezwykle udana, czego dowodem było wyróżnienie jej przez samego Kickstartera w kategorii Technologie. Może GAIA była za droga? Może zbyt skomplikowana? Może miała za dużo opcji do wyboru? Może sama kampania kładła akcent nie na te wartości, których poszukują kickstarterow backerzy? Tak czy owak – to już bez znaczenia… Nie udało się. Mimo wszystko życzę kolegom z Kielc powodzenia w dalszym rozwoju tego projektu, tym bardziej, że wiem, iż otrzymali sporo zapytań od potencjalnych klientów z całego świata, zainteresowanych kupnem GAI niezależnie od samej kampanii.

Chciałbym jednak poruszyć inną kwestię. Kwestię wdzięczności.

Bez względu na to jak potoczą się dalsze losy tego projektu, bez względu na to co będą dalej robić Wójcik i Rokita – czy będą w dalszym ciągu częścią branży druku 3D, czy też rzucą wszystko w cholerę i zajmą się zupełnie czymś innym, ich wkład w rozwój niskobudżetowego rynku druku 3D w Polsce jest niemożliwy do przecenienia. Są pod tym względem postaciami – przepraszam za górnolotne sformułowanie, historycznymi.

Wójcik i Rokita pojawili się na mapie polskiego druku 3D w połowie 2013 r. organizując Dni Druku 3D w Kielcach – pierwsze w Polsce targi druku 3D. Chociaż słowo „targi” jest tu mocno przesadzone. W lipcu 2013 roku, w klubie studenckim Wspak na Uniwersytecie Kieleckim spotkało się grono fascynatów RepRapów, które po raz pierwszy zaprezentowało na większą skalę swoje urządzenia. Byłem tam wspólnie z Marcinem Kwapiszem. Wszystko było proste, surowe i poniekąd prymitywne – odsłonięte elektroniki, plątaniny kabli i pstre extrudery wydrukowane z ABS`u od Plastspawu. Wszystko co nas wtedy tam otaczało było amatorskie – ale było też uczciwe i szczere.

4 panoramy

Panoramy z eventu

Kilka miesięcy później odbyła się II edycja tej imprezy. Wystawców pojawiło się tak wielu, że brakowało miejsca gdzie mogliby się rozstawiać. Tak jak i za pierwszym razem, pojawiły się radio, telewizja i gazety. Tak jak i za pierwszym razem – udział w wydarzeniu był darmowy.

W marcu 2014 r. Dni Druku 3D stanowiły już zupełnie inną jakość. Impreza przeniosła się z malutkiego klubu studenckiego na teren Targów Kielce – jednego z największych ośrodków targowych w Europie Środkowej. Dni Druku 3D odwiedziło ponad 2500 osób. Udział w nich był już płatny, ale stoiska kosztowały mniej, niż 1 metr kwadratowy stoisk stojących w halach obok, gdzie w tym samym czasie odbywały się targi przemysłowe. Co więcej, osoby zakwalifikowane jako „hobbyści – amatorzy” uczestniczyły w wydarzeniu wciąż za darmo.

IV-ta, wrześniowa edycja, odbyła się w kameralnym Institute od Design Kielce, a tegoroczna, V-ta edycja to ponowny powrót na teren Targów Kielce. Każdorazowo koszt udziału w tych imprezach miał charakter symboliczny – szczególnie gdy porównać to do innych targów komercyjnych. Zawdzięczamy to naturalnie talentom organizacyjnym twórców Dni Druku 3D – Janusza i Pawła.

Gdyby nie Dni Druku 3D, polska niskobudżetowa branża druku 3D nigdy nie stałaby się tym, czym jest obecnie. A przynajmniej nie osiągnęłaby tego w tak szybkim czasie. To właśnie w Kielcach prezentowane były wszystkie nowości. To właśnie tam ludzie mieli okazję oglądać na żywo to, o czym czytali na forach internetowych lub w naszym serwisie. To tam obecni panowie prezesi spółek z.o.o. produkujących dziś drukarki 3D poznawali swoich przyszłych inwestorów i klientów. Poza 3DGence, Omni3D i Zortraxem nie ma w Polsce żadnej liczącej się firmy, która nie rozpoczęłaby swojej kariery od obecności na Dniach Druku 3D. Czy byłoby to możliwe, gdyby nie darmowy lub wyjątkowo tani w nich udział?

Każda z firm z branży niskobudżetowego druku 3D w Polsce czerpała zawsze pełnymi garściami z możliwości, jakie dały im imprezy targowe organizowane przez Janusza i Pawła. III edycja Dni Druku 3D i możliwość prezentacji swoich produktów na terenie Targów Kielce była dla większości z nich pierwszym spotkaniem z tego typu profesjonalnym wydarzeniem handlowym. Pamiętam, iż większość wystawców była tam prawdziwie zagubiona i przytłoczona ilością ludzi, którzy odwiedzili ich stoiska, jak również całą otoczką jaka towarzyszyła wydarzeniu. To tam stawiali swoje pierwsze kroki w profesjonalnym biznesie. To wtedy dla większości z nich, to wszystko się tak naprawdę zaczęło…

Gdyby ktoś kompletnie niezwiązany z branżą druku 3D spojrzał na to chłodnym okiem, stwierdziłby zapewne, że ci wszyscy obecni panowie prezesi, właściciele i dyrektorzy generalni firm produkujących i sprzedających drukarki 3D i filamenty, powinni wiele zawdzięczać twórcom Dni Druku 3D. Ponieważ gdy on zaczynał działać w swojej branży, tak łatwo nie było… Jak chciał wystawić się na jakichś targach, to nie było żadnej taryfy ulgowej – płacił zawsze pełną stawkę, jak starzy wyjadacze.

Heh, nic bardziej mylnego…

Od czasów ogłoszenia III edycji Dni Druku 3D nie brakowało narzekań i utyskiwań. Że trzeba płacić, że drogo, że słabo, że za mało, że się praktycznie nic nie sprzedało, że to szkoda czasu, że gdzie indziej jest lepiej itp. etc. Oczywiście jak przychodziło co do czego, to na kolejną edycję znowu wszyscy przyjeżdżali jak jeden mąż. No bo gdzie wystawiliby się taniej…?

Aż w końcu nadeszła kampania Kickstarterowa GAI Multitool – urządzenia, które (może poza ZMorphem) było z zupełnie innej bajki niż wszystkie pozostałe polskie urządzenia na rynku. Bez-, czy może raczej nie-konkurencyjne. Idealna okazja ku temu, aby spróbować się w jakiś sposób spróbować odwdzięczyć Januszowi i Pawłowi za lata ich wsparcia. Nie mówię, że należało kupić ich maszynę – wystarczyło rzucić 1$  i „życzyć powodzenia” lub 10$ za symboliczny breloczek. Nie miałoby to żadnego realnego wpływu na wynik finansowy kampanii, ale stanowiłoby bardzo miły gest i robiłoby „ruch na stronie„.

Tego typu wsparcia udzieliło 21 osób. Tylko 4 pochodziły z Polski. Tylko jedna wywodziła się z branży druku 3D. Byłem nią ja…

17 osób zapłaciło Januszowi i Pawłowi po dolarze lub więcej, w ogóle ich nie znając. Po prostu wsparło w symboliczny sposób ich kampanię. Nie wiem co ich motywowało? Pewnie spodobał im się prezentowany sprzęt lub kampania? A może chcieli być po prostu mili? Gdy po raz ostatni rozmawiałem z Januszem na ten temat ponad tydzień temu, mówił mi że wsparcia udzielili im ludzie ze wszystkich zakątków świata – USA, Europy, Bliskiego Wschodu, czy Azji. Tylko cztery osoby z Polski… Nie licząc mnie – żadna osoba z branży.

Ani jednego dolara. Dla przypomnienia, jeden dolar to wg dzisiejszego kursu 3,79 PLN. Okazało się to zbyt dużo dla jakiejkolwiek z firm lub osób, które tak chętnie jeżdżą dwa razy do roku do Kielc wystawiać się na targach za minimalne stawki. A wiecie dlaczego…?

Bo mają to w dupie.

Bo oddanie w ramach jakiegoś wydumanego podziękowania 3 złotych i 79 groszy nie mieści się w definicji „polactwa„.

A może problem leży w osobach Janusza Wójcika i Pawła Rokity? Może to świetni organizatorzy, ale prywatnie podli ludzie, z którymi branża współpracuje z konieczności? Niestety w innych przypadkach wyglądało to dokładnie tak samo… Idea Lab Jacka Dziedzica (tylko dwóch wspierających – ja i Janusz Wójcik), Roller Printer, czy Jelwek Watch – wszystkie projekty realizowane przez członków polskiej społeczności druku 3D przepadały z kretesem. W trakcie zeszłorocznej kampanii na Indiegogo Janusza i Pawła, podczas której sprzedawane były extrudery Goliat – zakupione zostały głownie te, które były wystawione w najniższej cenie. Tutaj wsparcia udzieliło kilka osób z branży – ale nie licząc pojedynczych wyjątków, uczyniły to, bo była to po prostu niezła okazja na bardzo tani zakup dobrego produktu.

Polactwo w pełnej krasie.

Polska społeczność druku 3D nie istnieje. Skończyła się w 2013 roku, gdy amatorzy i hobbyści uznali, że nadszedł czas na wejście w „wielki biznes” i zaczęli rozwijać swoje „przedsiębiorstwa„. Możecie ich zobaczyć na zdjęciach z relacji z kolejnych edycji Dni Druku 3D. Jak ewoluowali i się „profesjonalizowali„. Zawsze te same twarze. 26 września będziecie mogli zobaczyć je ponownie. Na VI edycji Dni Druku 3D w Kielcach.

A co do Janusza i Pawła, to przypomniała mi się pewna scena z filmu „The Dark Knight„, gdy Batman przesłuchuje Jokera. Na samym początku przesłuchania, Joker uświadamia Batmana, że tak naprawdę świat traktuje ich podobnie – jako dwójkę świrów, których pozbędzie się przy pierwszej, nadarzającej się okazji. Gdy tylko przestaną być potrzebni…

Dla nich jesteś tylko dziwadłem – jak ja. Teraz cię potrzebują – gdy przestaną, wykluczą cię. Jak trędowatego. Ich moralność, ich kodeks honorowy – to tylko słaby żart, porzucony przy pierwszej oznace problemów. Są tylko tak dobrzy, jak pozwala im na to świat. Jak tylko pojawią się kłopoty, ci „cywilizowani” ludzie… zjedzą siebie nawzajem.

Scroll to Top