Trzy tygodnie temu informowałem o wypuszczenie przez Zortrax na rynek Catalyst na GPW obligacji wartych po 1000 PLN każda i planach zebrania z rynku aż 10 milionów PLN. Wymagane minimum wynosiło 6 milionów a termin przyjmowania zapisów upływał 27 marca. Dziś wiadomo już, że akcja póki co nie zakończyła się powodzeniem, termin przyjmowania zapisów został wydłużony o 10 dni, a potencjalni inwestorzy są kuszeni dodatkowymi bonusami w postaci gwarancji w pierwszeństwie zakupu przyszłych akcji firmy. My zastanowimy się za to, co mogło być powodem nieosiągnięcia minimalnej kwoty dofinansowania oraz jakie będą potencjalne konsekwencje dla branży druku 3D w Polsce… jeśli dogrywka również nie zakończy się powodzeniem?
Jak twierdzi Rafał Tomasiak, pieniądze z obligacji nie są potrzebne na opłacenie bieżących potrzeb tylko dalszy rozwój firmy i przeskalowanie produkcji z kilkuset szt. drukarek 3D miesięcznie do kilku tysięcy. Dodatkowo firma ma w planach wypuszczenie kolejnych modeli urządzeń, w tym mniejszej i bardziej budżetowej wersji M200 oraz pełnokolorową, profesjonalną drukarkę 3D drukującą ze światłoutwardzalnych fotopolimerów. O ile w styczniu udało się pozyskać bez większego problemu 1,2 mln PLN w ramach prywatnej emisji obligacji na okres półtora roku, tak tym razem przy próbie zebrania blisko 10-krotnie większej kwoty pojawił się już problem.
Tomasiak tłumaczy to w następujący sposób:
- niekorzystny czas pozyskiwania funduszy tym kanałem – wg prezesa Zortraxa w ostatnim czasie bardzo dużo spółek i samorządów szuka pieniędzy właśnie na rynku Catalyst, przez co konkurencja jest bardzo duża
- konserwatywne podejście do inwestowania w Polsce w nowe spółki o nieugruntowanej pozycji; dla porównania w USA podmioty tego typu, a więc wychodzące z postaci start-upu w rentowne i zarabiające na siebie przedsiębiorstwo mogą liczyć na nawet kilkuset milionowe wyceny.
Ja do powyższej listy dopisałbym z pewnością formę samych obligacji oraz wysokość ich oprocentowania. Obligacje są niezabezpieczone (a więc całe ryzyko jest przeniesione na inwestora) i są oprocentowane na 9% w skali roku. Gdy rozmawiałem z kilkoma osobami na ten temat, każda z nich wskazywała właśnie na jeden z tych dwóch powodów jako największą słabość oferty Zortraxa, powodującą, że z niej nie skorzystają (nie, nie wliczam tu użytkownika Jacka, który popełnił komentarz pod poprzednim artykułem na ten temat…).
Niezależnie od tego jak potoczą się dalsze losy zbierania przez firmę pieniędzy z rynku, jeżeli cała operacja by się nie powiodła, to… konsekwencje dla reszty rodzimej branży druku 3D będą równie złe. Skoro Zortrax, najbardziej znana i medialna polska firma produkująca drukarki 3D nie pozyskałby stosunkowo niewielkiego jak na duży biznes dofinansowania na poziomie 10 mln PLN, to przez najbliższych kilka lat nie uda się to nikomu innemu. Druk 3D będzie postrzegany przez analityków giełdowych i zawodowych inwestorów jako mało poważna branża, niewarta większego zainteresowania. Ewentualne niepowodzenie będzie stawiane jako przykład na to, dlaczego nie należy inwestować w spółki działające na tym rynku. Koniec końców, wstrzyma to rozwój rodzimej branży na lata…
Dlatego myślę, że obowiązkiem każdego z nas jest trzymanie mocno zaciśniętych kciuków, aby Zortraxowi udało się zdobyć wymagane dofinansowanie. Tak naprawdę czyni się to nie tyle w interesie Olsztynian co wszystkich pozostałych firm, planujących w przyszłości wejście na rynek kapitałowy i dokapitalizowanie się. A najbardziej ze wszystkich, kciuki powinien zaciskać Przemek Jaworski z ZMorpha. Niepowodzenie Zortraxa przekreśli bowiem jego niedawno ogłoszone plany wejścia na rynek giełdowy.
Źródło: www.finanse.wp.pl
Grafika: [1a] [1b]