17-latek ginie w eksplozji wywołanej zapłonem oparów sprayu do włosów, którego używał w swojej drukarce 3D

Prędzej czy później tego typu historia po prostu musiała się wydarzyć… Tom Taylor, 17-letni uczeń z miejscowości Lincoln w środkowowschodniej Anglii, udusił się w pożarze wywołanym zapłonem i eksplozją oparów sprayu do włosów, którego używał do pokrywania stołu roboczego swojej niskobudżetowej drukarki 3D. Dramatyzmu całej historii dodaje fakt, że drukował na drukarce 3D elementy potrzebne do wykonania pracy domowej z plastyki i prac technicznych…

Pożar wybuchł w warsztacie jego rodziców, którzy prowadzili firmę zajmującą się sprzedażą internetową akcesoriów dla magików – MagicNevin. Oprócz oparów sprayu do włosów, głównym sprawcą całego nieszczęścia był składowany tam tzw. papier błyskowy, umożliwiający uzyskanie natychmiastowego błysku oraz krótkotrwałego płomienia. Charakteryzuje się on także wysoką palnością.

Wg doniesień policji, Taylor zużył podczas drukowania aż trzy puszki sprayu. Zwarcie jakie nastąpiło w drukarce 3D, bądź przy jej zasilaczu, wywołało eksplozję oparów sprayu, a składowane w pomieszczeniu arkusze papieru błyskowego momentalnie zajęły się ogniem. Taylor stracił przytomność na skutek zatrucia dymem – jego rodzice próbowali bezskutecznie dostać się do pomieszczenia, ale powstrzymała ich przed tym ściana ognia ogarniająca pomieszczenie.

Drukarka 3D jakiej używał Taylor została zakupiona za 300£ na eBay’u i wg policji, była tanią kopią jednej z najpopularniejszych na rynku konstrukcji typu RepRap. Stwierdzono także, że przed fatalnym wydrukiem Taylor spędził sporo czasu na oglądaniu na YouTube filmów prezentujących metody drukowania 3D, z wykorzystaniem sprayu do włosów jako środka zwiększającego przyczepność wydruków do stołu roboczego drukarki 3D.

Straż pożarna walczyła z ogniem przez wiele godzin, a pożar był widoczny z odległości kilku kilometrów.

Ta tragiczna historia pokazuje do czego prowadzi bezrefleksyjne słuchanie się „ekspertów” druku 3D, których nie brakuje w internecie. Zaledwie dwa miesiące temu opisywałem relację człowieka, który pod wpływem instruktaży znalezionych w internecie, postanowił w warunkach domowych wygładzić swój wydruk 3D w oparach acetonu, który gotował w niewielkim rondelku. Efektem jego eksperymentu była eksplozja oparów acetonu, spalony krzew za oknem oraz poparzenia rąk. Można powiedzieć, że w porównaniu do Toma Taylora, był to jego najszczęśliwszy dzień w życiu…

Internet jest pełny „dobrych rad najlepszych drukarzy 3D” w danym kraju / na danym forum / na danym fanpage’u lub subreddicie. To co charakteryzuje tego typu osoby, to nigdy niekończąca się pogoń za tym aby zrobić coś najtaniej i broń Boże nie przepłacić za droższe – ich zdaniem „zdziercze”, produkty oraz brak poszanowania dla własnego zdrowia.

Jaki jest najlepszy środek wspomagający przyczepność wydruku do stołu w drukarce 3D typu FDM? Oczywiście „sok z ABS„, czyli roztwór acetonu i kawałków ABS, którym smaruje się stół. Jak pozbyć się wilgoci z rolki filamentu? Wpakować go do kuchennego pieca i wygrzać – najlepiej jak matki lub żony nie ma w domu. Filament cuchnie podczas drukowania i od jego oparów kręci nam się w głowie i łzawią oczy? Może i tak, ale nigdzie nie znajdzie się nic tańszego…

Może byś zabudował tą elektronikę i pochował te kable? Czy nie uważasz, że drukowanie modeli z ABS w temperaturze 250°C na drukarce 3D zbudowanej z drewna to słaby pomysł? Słyszałeś, że opary z ABS lub nylonu są generalnie szkodliwe i nie powinno się przebywać w tym samym pomieszczeniu co pracująca drukarka 3D? A z pewnością nie powinno się w nim spać…?

Niskobudżetowe drukarki 3D to bardzo proste – i co za tym idzie, dość bezpieczne urządzenia. Oczywiście pod warunkiem, że spełniają określone normy jakościowe i są użytkowane zgodnie ze sztuką, a nie amatorskimi, półdarmowymi sposobami. Zdaję sobie w pełni sprawę, że historia Toma Taylora nie sprawi nagle, że ludzie zaczną podchodzić do kwestii bezpieczeństwa z należytą powagą, zrzucając całą odpowiedzialność za wypadek na nieszczęsnego nastolatka z Lincoln, mam tylko nadzieję, że uświadomi ona niektórym osobom, że dystans dzielący ich od „twórczego eksperymentowania” a śmiercią, wbrew pozorom nie jest w cale tak długi jak mogłoby się wydawać…

Źródło: www.telegraph.co.uk

Scroll to Top