Pod koniec zeszłego roku przygotowaliśmy wspólnie ze wszystkimi członkami naszej redakcji podsumowanie 2015 r., które cieszyło się bardzo dużym powodzeniem wśród czytelników. Efekt był na tyle udany, iż już w momencie publikacji wiedziałem, że będę chciał to powtórzyć. Oto druga odsłona naszego podsumowania, tym razem w odrobinę zmienionej formule…
Zamiast dziesięciu pytań, jest ich 5+1. Pierwsza piątka dotyczy wydarzeń, jakie miały miejsce na przestrzeni pierwszych 6 tygodni 2016 roku, a ostatnie pytanie dotyczy czegoś zupełnie oderwanego od branży druku 3D. Mam nadzieję, że pomysł na tego typu cykliczne podsumowania się spodoba?
Jak zawsze prosiłem wszystkich o szczere i uczciwe odpowiedzi, okraszone równocześnie odrobiną dystansu i humoru…
Jak oceniasz wspólny projekt 3DGence i G2A polegający na uruchomieniu platformy on-line umożliwiającej drukowanie 3D postaci i przedmiotów z gier na drukarkach 3D?
Łukasz Długosz: Jako zagorzałego fana gier komputerowych elektryzuje mnie każda tego typu informacja. Niejednokrotnie szukałem jakichś fajnych figurek postaci z gier, które mógłbym wydrukować, a niestety nie ma tego zbyt wiele na rynku? Zobaczymy jak to się wszystko rozwinie, bo sukces platformy zależeć będzie od posiadanych licencji. Większość graczy poszukiwać będzie jednak postaci z gier „topowych”, a nie garażowych.
Karol Krawczyński: Po pierwsze genialny pomysł, za który brawa dla marketingu 3DGence. Po drugie, jest to raczej przyszłościowy temat – trzeba przekonać jak najwięcej producentów do podzielenia się (i przygotowania pod druk 3D) swoich modeli. Po trzecie, żeby działało to tak wspaniale jak opisane, drukarka 3DGence musiałaby być łatwiejsza w obsłudze.
Bartosz Kuczyński: Wszystko zależy od liczby gier dostępnych dla tego przedsięwzięcia i szczegółów technicznych renderowania projektów 3D. Sama idea nie jest nowa. Wcześniej pojawiły się już np. sandboxr.com lub whisperinggibbon.com – z dokładnie takim samym pomysłem. Gibbon np. chwali się technologią, o której w kontekście G2A 3D+ nic nie wiadomo?
Filmik z drukowaniem głowy zombie huntera i opowieści o wydruku gotowym nad ranem (z własnej drukarki 3D) wyglądają bardziej jak umowa przedwstępna, a nie konkretna propozycja. Trzeba poczekać na konkrety.
Anna Ślusarczyk: Jest to bardzo fajna inicjatywa. Myślę, że fani gier zaczną się poważnie zastanawiać nad tym czy waro kupić sobie własną drukarkę 3D, żeby drukować samodzielnie postacie ze swoich ulubionych gier?
Paweł Ślusarczyk: Po pierwsze – zapomnijmy tutaj o 3DGence, to przede wszystkim projekt G2A. Ta największa platforma sprzedażowa gier na świecie ma olbrzymią siłę przebicia u producentów gier oraz innych, dużych partnerów biznesowych i medialnych. Może załatwiać rzeczy, które nie śnią się jakiemukolwiek producentowi drukarek 3D. A 3DGence będzie czerpać z tego pełnymi garściami…
Wiem jakie są najbliższe plany 3DGence i G2A w kontekście tej platformy i mogę powiedzieć tylko tyle – to będzie naprawdę spektakularne… Pamiętacie 3D Systems i will.i.am’a? No to poczekajcie jeszcze chwilkę – jak przyjdzie co do czego, tamta kolaboracja wyda się wam żenująco śmieszna…
Sebastian Urbański: Ja to podsumuję cytatem z „Poranku Kojota” – „I cała masa energii psu…„…no wiadomo gdzie. Pomysł nie jest ani nowy ani oryginalny, jedyna nazwijmy to „innowacja” to druk 3D z FDM. Aktualnie można zobaczyć projekty sklepu, wygląda OK ale co z tego?
Jakie widzę problemy?
- figurki z FDM – jeżeli przejdą na SLS to może chociaż będzie to wyglądało? Zakładając jednak, że będzie to super wydrukowane to co z dalszą obróbką? Nie można tego sprzedawać jako goły wydruk, czyli dochodzi szpachlowanie, malowanie itp., a cena figurki rośnie i nie do końca jestem przekonany czy będzie mniejsza np. od tego?
- patrząc po aktualnych partnerach projektu G2A uderza w niszowe gry. Bycie niszowym i alternatywnym jest fajne ale w tym przypadku chyba nie przyniesie pieniędzy?
- z powyższych dwóch problemów wyłania się pytanie do kogo są kierowane figurki? Nie ma sensu kierować takiej oferty do zwykłych niedzielnych graczy bawiących się w trybie single. Szansy na przebicie można szukać tylko w MMO typu WOW, WOT Lineage 2 itp. bo w tych przypadkach można kusić „spersonalizowanymi” wydrukami postaci. Oczywiście to podnosi koszty np. obróbki. Inna kwestia, że jest to scenariusz dobry ale mało realny żeby dogadać się z wydawcami tych gier.
Podsumowując, uważam, że mój cytat pasuje idealnie.
Mamy drugą połowę lutego, a Zortrax Inventure w dalszym ciągu nie trafił do rąk osób, które go zakupiły… Co więcej, dystrybucja rozpocznie się nie wcześniej jak dopiero w marcu. Jak oceniasz to z punktu widzenia przyszłości firmy, szczególnie w kontekście jej planów wejścia na giełdę?
Łukasz Długosz: Z Inventure jest trochę jak z potworem z Loch Ness. Wszyscy wiedzą, że istnieje, ale nikt go nie widział? Gdybym był klientem, który zamówił drukarkę w przedsprzedaży, to nie byłbym zły – byłbym wściekły. Po moich osobistych doświadczeniach na giełdzie, nie czuję się kompetentną osobą, żeby się wypowiadać na ten temat (jeszcze się odegram!).
Karol Krawczyński: Życie potrafi być przewrotne i podczas gdy opóźnienia w dostawie Zortrax Inventure podgrzewają atmosferę, paradoksalnie może to zadziałać jeszcze na korzyść firmy. Ale o nich za chwilę trochę więcej.
Bartosz Kuczyński: Zortrax da sobie radę. Formlabs też miało swoje czkawki. Tak, porównanie tych firm jest całkiem trafne nie tylko w tym kontekście. Ogólnie, trzymam kciuki za Zortrax. Chociaż na ich maszynę raczej nie będę sobie mógł pozwolić… 🙂
Anna Ślusarczyk: Jestem ogólnie negatywnie nastawiona do sposobu przeprowadzenia zeszłorocznej „promocji”. Problemami nie jestem zaskoczona, ponieważ od początku byłam wręcz przekonana, że to się tak skończy. Co do tego jak opóźnienie wpłynie na giełdę, to myślę że w niewielkim stopniu, ponieważ koniec końców większość osób, które zamówiły drukarki 3D nie grają na giełdzie i nie kupują akcji.
Paweł Ślusarczyk: Patrząc na to z punktu widzenia klienta / użytkownika to „nic się nie stało„. Tzn. stało się, ponieważ drukarki 3D w dalszym ciągu nie zostały dostarczone do nabywców (sami na nią czekamy…), ale branża druku 3D widziała już nie takie historie…
Ja widzę problem gdzie indziej. Pamiętajmy co jest celem nadrzędnym w strategii Zortraxa! Nie jest to bynajmniej najlepszy produkt na rynku, największa sprzedaż, czy największa sieć dystrybutorów i resellerów. Najważniejsze jest wejście na giełdę. Temu przyporządkowane są wszystkie działania realizowane przez firmę. Paradoksalnie, sukcesy jakie osiąga są wyłącznie pochodną realizacji celu nadrzędnego. Chcąc się dobrze sprzedać na giełdzie, Zortrax po prostu musi mieć doskonały produkt, wysoką sprzedaż i szeroki zasięg.
Realizując powyższą strategię, zarząd firmy naobiecywał złote góry swoim obecnym oraz potencjalnym inwestorom w postaci 10 mln PLN zysku w 2015 roku oraz 25 mln PLN zysku w 2016 r. No i kłopot… przez pierwsze trzy kwartały 2015 udało się uzbierać „tylko” 5 mln PLN i prognozowany wynik raczej nie zostanie osiągnięty, a teraz gdy firma powinna sprzedawać wszystko na pniu, żeby osiągnąć dużo wyższy target, okazuje się że są problemy z jej długo zapowiadanym, „rewolucyjnym” produktem.
Zatem z punktu widzenia konsumenta obsuwa w dostarczaniu Inventure to przysłowiowy „wypadek przy pracy„. Z punktu widzenia inwestorów – to może oznaczać duże potknięcie firmy. Albo uda jej się utrzymać równowagę i zacząć biec jeszcze szybciej, albo… upadek będzie bardzo bolesny.
Sebastian Urbański: Jest źle, ale… oczywiście będzie jeszcze gorzej. W świecie prawdziwego biznesu nie ma miejsca dla firm działających w ten sposób. Zortrax ma bardzo dużo szczęścia działając w tej branży, dzięki czemu dostaje od klientów coś na wzór kredytu za innowacyjność. Każdy sobie powtarza, „ok. nie przysłali drukarki bo chcą ją naprawdę dopracować„, wystarczy jednak pomyśleć o tym jaka to bzdura??? Przecież to nie jest Kickstarter gdzie zbieramy pieniądze na stworzenie „czegoś„. Firma powinna już dawno mieć działające modele bez wad.
Czemu patrzę tak negatywnie? Jest kilka przyczyn:
- Zortrax leży, jeżeli chodzi o dywersyfikacje produktową – mają jedną starą drukarkę 3D i jedną nieistniejącą drukarkę 3D. Oznacza to ni mniej ni więcej, że powoli nie mają już niczego prócz dobrego marketingu (ale i to w mikro skali). Wynik braku większej ilości produktów jest prosty, firma zawala jeden projekt = firma znika.
- Jeżeli maszyny do tej pory nie zostały „wyprodukowane / dopracowane” oznacza to najprawdopodobniej tyle, że Zortrax musiał pokryć produkcje ze środków, które wpłacali nowi klienci, a wynik jest taki jak widać.
Co zrobiło na tobie największe wrażenie na tegorocznych targach CES w Las Vegas?
Łukasz Długosz: Superszybkie drukowanie w technologii ILI. Może pojawi się na rynku szybciej niż technologia CLIP?
Karol Krawczyński: W ogólnym rozrachunku dron transportujący ludzi. Myśląc sobie o tym do czego ten pomysł doprowadzi za 5 lat, widać Piąty Element. W kontekście druku 3D, kategorycznie robotyczne ramie SLAbot-1 od 3D Systems!
Bartosz Kuczyński: Wysyp drukarek żywicowych i zapowiedź masakry jaka czeka firmy z tej działki. Moim zdaniem Photocentric i Carbon 3D pozamiatają wszystkich za kilka lat. Ze wskazaniem na Photocentric.
Anna Ślusarczyk: Nic.
Paweł Ślusarczyk: Polaroid. A potem przyszły wydruki próbne zamówione przez Sebastiana i poczułem się jak frajer, bo znowu dałem się oszukać… Branża druku 3D to ciągła powtórka z Archiwum X: „Trust No One” vs. „I Want to Believe„…
Sebastian Urbański: Pewnie wszystkich zaskoczę ale najbardziej podobały mi się gadżety związane z VR. Drukarki 3D…? A tak, podobno też były…
Mattel i Autodesk wypuszczają drukarkę 3D dla dzieci, a 3D Systems zamyka Cubify i koncentruje się na wyłącznie branży profesjonalnej. Kto na tym lepiej wyjdzie i czy druk 3D faktycznie jest domeną wąskiego grona specjalistów?
Łukasz Długosz: To, czy dana firma odniosła sukces można stwierdzić tylko znając jakie cele sobie założyła do osiągnięcia. 3D Systems mierzyło widocznie wyżej? Jakie cele ma Mattel i Autodesk? Na pewno też wysokie, a czas pokaże czy były możliwe do osiągnięcia?
Karol Krawczyński: Obserwując wyniki finansowe i notowania na S&P 500 3D Systems i Stratasys, można odnieść wrażenie, że polityka 3D Systems jest bardziej spójna i stabilna. Wyniki Stratasys świadczą o większym chaosie. Przełóżmy to teraz na produkty: Stratasys kupiło niedawno MakerBota i teraz rękami Jagloma próbuje nie dopuścić do dobicia nim wieka od trumny. 3D System koncentruje się na węższej specjalizacji.
Ostatnio Autodesk ogłosił wdrażanie własnej strategii koncentracji na kluczowych czynnikach sukcesu, a mimo to wchodzi w stworzenie własnej drukarki 3D – mam tutaj problem ze spójnością. W kontekście wejścia nowych graczy ze sporym kapitałem w rynek druku 3D, 3D Systems na dłuższą metę może mieć większe szanse.
Bartosz Kuczyński: Drukarki FDM dla dzieci kupią skończeni gadżeciarze albo ludzie, których nie interesuje co ich dzieci robią w swoim pokoju, byle był spokój. FDM nie jest dla dzieci. Nie tylko ze względu na mikrocząsteczki itp., ale też ze względu na długotrwałość drukowania i częstotliwość porażek. Dzieci mają inne potrzeby tempa reakcji zwrotnych – efekty muszą być gotowe szybciej. Ciekawość wywołana procesem drukowania zniknie przy trzecim wydruku, o ile jeszcze wcześniej nie zaczną porażki?
Druk 3D nie musi być domeną specjalistów, ale ze względu na ceny dobrych urządzeń na razie taki się wydaje. Być może potrzeba jakiejś nowej, łatwiejszej w obsłudze technologii, a może wystarczy większa niezawodność i niższe ceny urządzeń i materiałów?
Anna Ślusarczyk: Nie sądzę, żeby projekt Mattela zmienił znacząco branżę druku 3D? Za to fajnie, że dzieci mogą mieć dostęp do drukarek 3D, ale rzeczywiste przełożenie będzie miało to dopiero w przyszłości.
Paweł Ślusarczyk: Edukacja dzieci przy pomocy technologii druku 3D jest jak najbardziej słuszna i w pełni popieram tu wszystkie działania jakie w tym kierunku prowadzi Autodesk. Ale drukarka 3D dla Barbie i Kena od Mattela? Sorry, nie kupuję tego… Drukarki 3D powinny stać w szkołach i na uczelniach wyższych. Fantastyczne są pod tym względem plany MakerBota. Myślę, że to jest właściwy kierunek – edukacja szkolna.
Co do 3D Systems, to również obrali najlepszą dla siebie strategię. Próba zdobycia rynków konsumenckich sprowadziła ich praktycznie na samo dno. 3D Systems to firma przemysłowa i technologiczna. Na tym obszarze odnosiła zawsze największe sukcesy i tego powinna się trzymać.
Sebastian Urbański: No cóż, powodzenia… Można trzymać kciuki za Mattel i Autodesk przy przyszłych pozwach sądowych, jeżeli to co poniżej okaże się prawdą.
Ostatnie badania amerykańskich naukowców wykazały, iż opary powstałe podczas druku 3D z ABS i PLA w technologii FDM są dość szkodliwe. Jak to oceniasz?
Łukasz Długosz: Na hasło „amerykańscy naukowcy” zawsze zapala mi się lampka ostrzegawcza. Nie trzeba być jednak amerykańskim naukowcem, żeby podejrzewać, że przetapianie plastiku nie działa tak, jak fotosynteza i w jego trakcie nie powstaje raczej tlen. To, co zamierzamy zrobić z tą wiedzą zależy tylko od nas.
Karol Krawczyński: Wniosek jest prosty: zamykać drukarki 3D i montować filtry. A tak poważnie, to po prostu mam już na płucach wyściółkę z PLA. Na szczęście nie drukuję na Zortraxach. Swoją drogą z chęcią zobaczyłbym porównanie wdychania filamentu z paleniem fajek („bierny wdychacz”?!)
Bartosz Kuczyński: W przypadku PLA opary są nie bardziej szkodliwe niż opary znad placków ziemniaczanych smażonych na oleju. Większym problemem są mikrocząsteczki, ale PLA nadal pozostawało bez poważniejszych zarzutów – pod warunkiem rozsądnej wentylacji i zamkniętej komory. Natomiast ABS nie powinien być używany w warunkach domowych. Tak samo jak nie należy palić plastikiem w piecu 🙂
Anna Ślusarczyk: Uważam, że niestety nadal niewiele na ten temat wiemy i narażamy swoje zdrowie na uszczerbek podczas drukowania z jakiegokolwiek materiału.
Paweł Ślusarczyk: Od dawna powtarzam, że wszyscy jesteśmy królikami doświadczalnymi… Za kilka (kilkanaście?) lat będziemy spoglądać na drukowanie 3D w domach i biurach tak jak dziś patrzymy na wiadomości telewizyjne z lat 50-tych, gdzie prezenter zaciągał się na wizji papierosem, albo wspominamy domy jednorodzinne wyściełane azbestem.
Problem z tym wszystkim polega na tym, iż większość producentów filamentów sama nie ma pojęcia co robi? W zeszłym roku pewien wesoły producent wysłał nam do testów POM – specjalistyczne tworzywo sztuczne używane do produkcji armatury wodnej, podzespołów samochodowych, elementów urządzeń elektrotechnicznych, czy sprzętu AGD. Chcieliśmy zacząć to testować po czym Adela wyczytała na Wikipedii, że:
Zakres przetwórstwa waha się w granicach 210-230°C. W temperaturze powyżej 230°C ulega gwałtownej depolimeryzacji z wydzieleniem dużych ilości formaldehydu, co może prowadzić do eksplozji aparatury.
Źródło: pl.wikipedia.org
Nawet nie wyjęliśmy tego gówna z pudełka…
Sebastian Urbański: Oj tam, oj tam… O azbeście też wszyscy tak gadali i co? A sorry, patrząc po Wikipedii chyba faktycznie był szkodliwy i już go nie wolno stosować…? 😉
Co myślisz o rządowym projekcie 500+?
Łukasz Długosz: Czy to jest ten program, w którym (prawie) każdy Polak dostanie powiększoną wersję Fiata 500? Nie? Aaa, to ten drugi, w którym (prawie) każde dziecko dostanie 500 zł, czyli początek końca naszego kraju, który i tak istnieje tylko teoretycznie. Lepiej mieć 500 zł niż nie mieć, ale lepiej mieć wędkę niż rybę. Więcej nie powiem, żeby się nie narazić Sami Wiecie Komu. Lepiej nastawie dziś budzik na 05:55, żeby chociaż gacie zdążyć założyć…
Karol Krawczyński: Drukarki 3D co miesiąc to Ty nie kupisz – nie starczy Ci nawet na tą z ALDI’ego. Projekt ocenimy jak będzie trzeba spiąć budżet RP na 2017. Na pewno będzie wesoło. I sporo nowych kabaretów powstanie.
Bartosz Kuczyński: Pozostanie całkowicie obojętny drukowi 3D.
Anna Ślusarczyk: Beznadziejny. Wprawdzie dostanę te 500 zł, ale wolałabym żeby te pieniądze trafiły do szkół i przedszkoli. Żeby w tych placówkach dzieci miały takie same przybory, żeby każde dziecko miało posiłek i żeby mogły jeździć do teatru i do innych miejsc poświęconych kulturze.
Paweł Ślusarczyk: Dla mnie super. Szkoda że tylko 500, ale na pewno się przyda 🙂 Córka początkowo się zbulwersowała, że zgodnie z logiką projektu pieniądze otrzyma wyłącznie jej młodszy brat a ona nie, ale i to okazało się korzystne. Mieliśmy okazję wytłumaczyć jej na czym polegają takie kwestie jak władza ustawodawcza, wybory powszechne etc. – mówiąc krótko, otrzymała pierwszą w swoim życiu lekcję WOS’u.
Z drugiej strony, nie wiem czy nasz rząd to przewidział, ale o ile nasz syn na pewno w przyszłości zagłosuje na PiS (w końcu dzięki partii będzie dostawał co miesiąc po 500 PLN), o tyle na córkę nie powinien liczyć… 🙂
Sebastian Urbański: Powiem krótko, podpierając się cytatem klasyka Pawła Twardo – „TAK„.