Gdy wydawało się już, że druk 3D broni i kosmicznej pizzy na zawsze pozostaną symbolami pozbawionego znamion jakiejkolwiek logiki hype`u na tą technologię, okazało się jednak, że znalazł się ktoś, komu udało się to przebić. Aaron Rowley postanowił za pomocą drukarki 3D wydrukować ubranie. Nie, nie kolejną niewygodną, choć niesamowicie wyglądającą kreację z polimerów w stylu Iris Van Herpen czy Lady Gagi – chodzi o zwykłe ubrania z tkaniny przypominającej bawełnę. Takie, jakie można kupić za kilkanaście – kilkadziesiąt złotych w dowolnym sklepie, w dowolnym centrum handlowym… Po co? Dla nauki? Dla sławy? Czy może dla pieniędzy naiwnych inwestorów, gotowych finansować ten absurdalny projekt?
Aaron Rowley to „entrepreneur” – czyli człowiek wykonujący coś, co w języku polskim nie ma swojego odpowiednika… Teoretycznie chodzi o przedsiębiorcę, w praktyce chodzi o osobę „robiącą start-upy” – innowacyjne biznesy o dużym ryzyku niepowodzenia, finansowane przez różnej maści inwestorów, zwanych potocznie „aniołami biznesu„. Taki Anioł Biznesu inwestuje pieniądze w 10 firm licząc, że przynajmniej 2-3 z nich odniesie finansowy sukces, który pokryje stratę z tytułu finansowania pozostałych 7-8. Ten model biznesowy jest z jednej strony świetnym narzędziem do promowania nowych, innowacyjnych projektów, lecz z drugiej jest mocno demoralizujący i szkodliwy. Innymi słowy, jeżeli mówimy o biznesach, które osiągnęły dzięki temu sukces – ma to bardzo pozytywny wydźwięk – w pozostałych przypadkach sprowadza się do pompowania pieniędzy w projekty, które nie mają racji bytu, a mimo to, dzięki pieniądzom swojego inwestora sztucznie utrzymują się na powierzchni oddziałują negatywnie na funkcjonującej w zdrowy sposób konkurencji (vide: psucie rynku).
Wracając do Rowleya – wymyślił on druk 3D tkanin, z których (oczywiście) będzie się drukować ubrania. Założył firmę The Electroloom i z miejsca otrzymał grant w wysokości 1000$, roczne członkostwo w TechShopie w San Francisco (siedzibie Type A Machines) oraz wsparcie mentorów (kolejna niezwykła figura biznesowa w bajkowym świecie start-upów). Na zdjęciu powyżej można zobaczyć tzw. „wstępną wizualizację przyszłej drukarki 3D„, a poniżej film prezentujący pierwsze próby wykorzystania technologii w praktyce. Jak łatwo zauważyć, na chwilę obecną wizja urządzenia ma się nijak do poziomu, na którym znajduje się obecnie technologia wymyślona przez Electroloom.
Niestety nie podejmę się próby opisania tego nad czym pracuje Rowley i jego ekipa… Póki co przypomina to co najwyżej dość fajną zabawę w chemika. Mimo to nie przeszkodziło to młodemu entrepreneur`owi snuć wizji stworzenia nowego, ciuchowego Shapeways i zrewolucjonizowania przemysłu odzieżowego. Niestety bez względu na to jak potoczą się dalsze losy prowadzonych eksperymentów oraz tego czy drukarka 3D drukująca ubrania faktycznie powstanie czy nie, ten pomysł po prostu z założenia skazany jest na klęskę.
Na temat druku 3D broni pisałem już wielokrotnie, a ostatnio bardzo ciekawy artykuł na ten temat popełnił również Marek Ryszka. Druk 3D broni jest nieracjonalny przede wszystkim z jednego powodu: stopień skomplikowania i koszty przekraczają znacząco koszt broni wyprodukowanej w tradycyjny sposób. Wykorzystanie do jej produkcji drukarki 3D nie stanowi żadnego ułatwienia – a jest wręcz znaczącym utrudnieniem. Podobnie przedstawia się sprawa słynnej pizzy drukowanej na pokładzie stacji kosmicznej – o ile w przypadku NASA, możemy rozmawiać o mniej lub bardziej poważnym projekcie, który teoretycznie mógłby mieć jeszcze jakieś racjonalne zastosowanie, o tyle próba odtworzenia tego w domowych (ziemskich) warunkach jest irracjonalna. Lepszą i tańszą pizzę przyrządzimy samodzielnie lub… zamówimy z pizzerii. Nie wspominając już o czasie realizacji – kilka godzin druku 3D vs. „do 40 minut„. Kwestia druku 3D ubrań przedstawia się dokładnie w ten sam sposób.
W końcu dzisiejsza technologia pozwala nam na dowolną personalizację naszego ubioru. Począwszy od niezliczonej ilości ubrań i dodatków, z których możemy kompletować jedyne w swoim rodzaju kreacje, po możliwość tworzenia spersonalizowanych nadruków na tkaninach. Nadruk na koszulce możemy nawet wykonać w domu za pomocą drukarki atramentowej i… żelazka! Mimo to mało kto decyduje się na tego typu działania woląc kupić sobie coś gotowego w sklepie. Skoro nie chce nam się drukować własnych, unikalnych wzorów na koszulkach, dlaczego miałoby chcieć nam się drukować same koszulki…? Bez sensu Panie Rowley, bez sensu…
Obawiam się, że za jakiś czas temat ten powróci ze zdwojoną siłą. Po raz kolejny w mediach głównego nurtu pojawią się krótkie zajawki „rewolucyjnych drukarek 3D” drukujących nam szafy pełne ubrań. Redaktorzy będą nam wieszczyć rychły upadek branży odzieżowej i niezliczonych sklepów, salonów i butików z ubraniami na świecie. A w tym samym czasie Pan Aaron Rowley przeprowadzi tzw. „drugą rundę dofinansowania” zarezerwowaną dla firm prowadzących już sprzedaż produktów lub usług, ale nie przynoszących jeszcze zysku…
Źródło: www.3dprintingindustry.com