Gazeta Wyborcza już dawno temu przestała być po prostu instytucją wydawniczą – to swoista subkultura posiadająca własny system wartości, zasady postępowania, a przede wszystkim – patrząca na świat we własny, bardzo subiektywny sposób. I nie mam tu na myśli kwestii politycznych, których symbolem (kwintesencją…?) stało się w ostatnich dniach hasło „OTUA” – chodzi o kompleksowe spojrzenie na rzeczywistość, będące unikalnym połączeniem ideologii lewicowych, liberalnych, wolnościowych ale i konserwatywnych. Ta jedyna w swoim rodzaju mieszanka wartości stała się fundamentem sukcesu Gazety Wyborczej, gdyż praktycznie każdy jest w stanie odnaleźć w tym miksie coś dla siebie.
Rzeczą niekwestionowaną jest olbrzymi wpływ środowiska Gazety Wyborczej na rozwój naszego kraju po 1989 r. Gdyby nie Gazeta Wyborcza wiele rzeczy by się nie wydarzyło, a wiele z tych które się wydarzyły wyglądałoby inaczej… Sprawą otwartą jest ich ocena – każdy czytelnik będzie miał swoją. Tak czy inaczej Gazeta Wyborcza ma realny wpływ na procesy jakie zachodzą w Polsce – polityczne, ideologiczne, czy biznesowe. Może nam się to podobać lub nie, ale nie możemy tego zakwestionować. Powiedzmy, że ludzie z mojego pokolenia przystąpili do gry już dawno po tym jak karty zostały rozdane…
W przeciwieństwie do Gazety Wyborczej, czy innych mediów głównego nurtu, nie wikłam się w dyskusje polityczne, ideologiczne czy społeczne. Sprawy w moim życiu poukładały się w taki sposób, że od kilku lat piszę o drukarkach 3D i z tym obszarem jestem powszechnie kojarzony. Nie ukrywam, że raz na jakiś czas korci mnie żeby jednak napisać coś o zabarwieniu politycznym lub społecznym, ale po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, że ani się na tym za bardzo nie znam, ani nie zasługuję na to, aby takowe opinie publicznie wygłaszać. Co prawda czynią to inni – różne Macieje Stuhry, Maje Ostaszewskie czy Redbady Klynstry, ale poziom ich wypowiedzi jest najczęściej dowodem na to, że powinni się oni skupić na swojej pierwotnej działalności. Jeżeli znasz się na rzeczy „A” – spróbuj poświęcać się rzeczy „A”. W chwili jak zaczynasz zajmować się rzeczami „B”, „C” – lub nie daj Boże dochodzisz do końca alfabetu, jakość twoich działań relatywnie spada.
Innymi słowy – lubię jak na określone tematy wypowiadają się specjaliści, lub przynajmniej osoby mające styczność z danym zagadnieniem na co dzień. Niestety Gazeta Wyborcza – oraz praktycznie wszystkie media głównego nurtu, mają inne zdanie na ten temat. Wychodzą z tego samego założenia co gwiazdki i celebryci – skoro jesteśmy „duzi i znani„, możemy wypowiedzieć się na każdy temat, a „zwykli ludzie” będą tego słuchać. Nasza prawda stanie się automatycznie prawdą – bez względu czy takową jest czy nie.
Jeśli chodzi o druk 3D, Gazeta Wyborcza już od dawna wyznacza tu standardy niedostępne dla innych. W kwietniu ubiegłego roku opisywaliśmy najbardziej kuriozalny tekst o technologiach przyrostowych dekady, czyli artykuł Karola Bogusza o „butach z węgla„. Chodziło o Futurecraft 4D – rewolucyjny projekt Adidasa i Carbon, w ramach którego z żywic światłoutwardzalnych drukowane są na masową skalę innowacyjne podeszwy do butów sportowych. Redaktor Bogusz nie zrozumiał tego projektu – zamiast tego przetłumaczył nazwę firmy Carbon na język polski („węgiel„) i uznał, że jest to surowiec potrzebny do drukowania butów.
I chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, ale ten tekst jest w dalszym ciągu możliwy do przeczytania w oryginalnej formie… Reasumując:
GW i druk 3D ≠ fakty
Niedawno Gazeta Wyborcza postanowiła po raz kolejny pochylić się nad technologiami przyrostowymi i zorganizowała mini debatę na ich temat. Powstała ona w ramach projektu JUTRONAUCI, a jej uczestnikami byli:
- redaktor prowadzący – Mariusz Kania
- paraolimpijczyk – Arkadiusz Skrzypiński
- ilustratorka – Olka Osadzińska
- twórca Cosmose i OMNIcookie – Miron Mironiuk
- kompozytor – Mikołaj Stroiński.
Generalnie dość ciekawe i wartościowe postacie. Mikołaj Stroiński tworzył muzykę do takich gier jak „Wiedźmin„, „Sniper: Ghost Warrior 3„, „The Vanishing of Ethan Carter” oraz szeregu produkcji filmowych dla CBS, NBC, HBO czy Discovery Channel. Z innowacyjnej aplikacji Mirona Mironiuka korzysta ponad miliard telefonów (w tym 0,8 mld w samych Chinach). Olka Osadzińska współpracuje na co dzień z takimi markami jak Reebok, Nike, czy Samsung, a Arkadiusz Skrzypiński jest parakolarskim mistrzem świata UCI. Naprawdę bardzo zacne grono osób i trudno zarzucić komukolwiek, że mało osiągnął w życiu.
Niestety nie mają pojęcia o drukarkach 3D czego dali wyraz w swojej „debacie„…
Nie zamierzam się nad tym zbyt mocno rozwodzić… Nie jest niczym złym nie znać się na druku 3D – to wciąż bardzo niszowe zagadnienie, wokół którego narosło wiele mitów i wyobrażeń, i nie czuję potrzeby kogokolwiek krytykować za to, że jego wiedza w tej materii jest na takim, a nie innym poziomie. Zastanawiam się jedynie po co organizować takie rzeczy…? Po co zapraszać do komentowania jakiegoś tematu ludzi, którzy ani nie zajmują się nim na co dzień, ani za bardzo się nim nie interesują? Z przyjemnością poczytałbym o tym jak Pan Stroiński tworzył muzykę do w/w produkcji, lub jak Panu Mironiukowi udało się odnieść w tak krótkim czasie tak wielki sukces ze swoją aplikacją. Ale poznawać złote myśli na temat druku 3D kogoś, kto widzi w tej technologii przede wszystkim zagrożenie dla środowiska naturalnego lub ludzkiego życia…? Bez sensu…
Koniec końców mamy do czynienia wyłącznie z emisją luźnych i mało powiązanych z rzeczywistością wyobrażeń na temat druku 3D autorstwa „technologicznych celebrytów„. Tak jak Maciej Stuhr wypowiada się na temat polityki tego czy innego rządu, tak Miron Mironiuk wypowiada się na temat drukarek 3D. Jedno i drugie ma taką samą wartość… Pragnę równocześnie podkreślić po raz kolejny, że nie jest to problem samych osób uczestniczących w debacie – winę ponosi Gazeta Wyborcza, która organizując tego typu wydarzenia medialne, utrwala nieprawdziwe stereotypy. Zgodnie z tym co napisałem powyżej – „nasza prawda staje się automatycznie prawdą – bez względu czy takową jest czy nie„.
—
Postscriptum: gdybyście jednak chcieli na poważnie zagłębić się w odmętach absurdu, możecie spróbować przeczytać inny tekst jaki pojawił się w tym samym czasie na łamach Gazety Wyborczej / Jutronautów. Ma on postać opowiadania Sci-Fi i traktuje o wrocławskim ZMorphie i druku 3D żywności.
Uwaga! Lektura tekstu jest odpowiednikiem zanurzania dolnych części ciała we wrzątku lub sypania sobie soli do oczu. Tutaj jest link – pamiętaj, że ostrzegałem…