MCor, irlandzki producent drukarek 3D wywołał kilka lat temu spore zamieszanie na rynku za sprawą swoich urządzeń, które jako pierwsze i jedyne na świecie były w stanie tworzyć w pełnym kolorze modele przestrzenne z papieru. MCor Iris i Matrix miały być alternatywą dla proszkowych drukarek 3D Systems, a ich przewagą były niskie koszty eksploatacji oraz nieporównywalnie wyższe nasycenie kolorów. Niestety, mimo upływu lat oraz premiery kolejnego, dużo tańszego od poprzedników modelu Arke, firmie nie udało się osiągnąć istotnego sukcesu rynkowego, a jej urządzenia stopniowo popadały w zapomnienie… Teraz MCor próbuje przypomnieć o sobie ogłaszając premierę nowego systemu do automatycznego post-processingu – Automatic Waste Removal (AWR).
MCor opracował własną technologię druku przestrzennego opartą o metodę LOM. Polega ona na zadrukowywaniu arkuszy papieru, które są następnie plotowane do pożądanego kształtu i sklejane ze sobą. Efektem końcowym jest ryza papieru, z której należy wydobyć docelowy obiekt, odseparowując go od niesklejonych i niezadrukowanych resztek papieru. Otrzymany w ten sposób model przestrzenny charakteryzuje się wysoką twardością, przypominając na pierwszy rzut oka pomalowane i polakierowane drewno.
Koszty eksploatacji drukarek 3D MCor są bardzo niskie. Do druku przestrzennego wystarczą zwykle arkusze papieru w formacie A4 (modele Iris i Matrix) lub papier w roli. Do kolorowania wykorzystywane są zwykłe tusze atramentowe, znane z tradycyjnych drukarek do papieru. Dlaczego więc technologia irlandzkiego producenta nigdy nie osiągnęła znaczącego sukcesu rynkowego…? Cóż, diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach…
Po pierwsze sam proces technologiczny jest bardzo długi – jest to zmorą przede wszystkim dwóch pierwszych systemów, wykorzystujących w pracy arkusze A4 papieru. Każda kartka musi być zadrukowana, następnie przeniesiona do komory roboczej gdzie jest pokrywana klejem, plotowana i prasowana z kolejnym arkuszem. W Arke proces ten jest już dużo szybszy, ale w dalszym ciągu trwa relatywnie długo.
Kolejna sprawa to dokładność odwzorowywanych geometrii. Jedna warstwa to jeden arkusz papieru. W modelach o prostych ścianach nie będzie ich praktycznie widać – niestety w modelach o dużych krzywiznach (np. kulach), poszczególne arkusze papieru są już bardzo widoczne, co wpływa na jakość wizualną detalu.
W końcu największa wada procesu, czyli „wydobywanie” detalu z arkuszy niespojonego papieru. Przy prostych geometriach jak np. ta, jest to banalnie proste…
Przy skomplikowanych modelach, jest to żmudna praca modelarska, a ryzyko uszkodzenia obiektu ekstremalnie wysokie…
Wychodząc na przeciw temu problemowi, MCor wprowadził niedawno nową funkcjonalność do drukarek 3D z serii Arke, w postaci AWR – automatycznemu systemowi usuwania resztek z wydruku.
Nowa funkcja wydaje się być banalna w swoich założeniach – po prostu po każdej warstwie urządzenie ściąga resztki arkusza pozostawiając na stole roboczym sam model. Dodatkowo, stół został wyposażony w specjalną, elastyczną matę montowaną na magnesach, która pozwala na jeszcze prostsze i szybsze oderwanie wydruku z powierzchni stołu.
Czy to zrewolucjonizuje pracę operatorów tych maszyn, a samo Arke wyniesie na najwyższe poziomy sprzedażowe? Raczej nie, gdyż nowa technologia ma znowu dość istotny haczyk. System AWR działa tylko na wybranych (czytaj: łatwych) geometriach. Czyli rozwiązanie jest ponownie dość iluzoryczne – działa tam, gdzie i tak nie było aż tak potrzebne, a tam gdzie jest niezbędne – jest nieaktywne.
Koniec końców MCor pozostaje ze swoimi drukarkami 3D w dość głębokiej niszy i raczej nie zagrozi w żaden sposób ani technologii proszkowej 3D Systems, a z pewnością nie będzie konkurencyjne dla wysokobudżetowych systemów Stratasysa (model J750), czy zaprezentowanego niedawno światu 3DUJ-553 od Mimaki.
Źródło: www.mcortechnologies.com