Do tej pory opisałem co najmniej kilkadziesiąt mniej lub bardziej udanych projektów na Kickstarterze, których przedmiotem były drukarki 3D, ale pierwszy raz spotkałem się z sytuacją taką jak ta… MOTA to bardzo ładnie wyglądająca, kompaktowa, zamknięta drukarka 3D, korzystająca z własnych, dedykowanych filamentów w kartridżach, oferowana na dodatek w dość atrakcyjnej cenie na poziomie 499$. Kilka dni temu wywołała spore zamieszanie wypuszczając do przedsprzedaży na Kickstarterze 50 sztuk za 99$, które rozeszły się na pniu!
Kolejna partia 160 urządzeń w cenie 249$ również zniknęła z oferty praktycznie pierwszego dnia trwania kampanii i gdy wydawało się, że mamy do czynienia z następnym hitem, projekt został ni stąd ni zowąd zamknięty, mimo iż zebrano kwotę na poziomie aż 64% wymaganego minimum. Co poszło nie tak? Powodów było wiele – komunikacja, nie do końca przejrzysta oferta, lecz przede wszystkim koncepcja sprzedażowa oparta na podobnym modelu co drukarki atramentowe: niska cena urządzenia, którego rzeczywisty koszt jest ukryty w cenie materiału do druku. Okazało się, że ludzie nie są na to jeszcze przygotowani…
MOTA posiada zamkniętą komorę i obszar roboczy na poziomie 16,5 x 15,5 x 15,5 cm. Korzysta z open-source`owego oprogramowania. Głównymi wyróżnikami są bardzo estetycznie wykonana obudowa, stosunkowo wysoka jakość zastosowanych komponentów oraz system kartridżów z filamentem. Dzięki temu drukarka 3D nie będzie funkcjonować bez oryginalnego materiału do druku 3D. Można to odblokować, ale wyłącznie za dodatkową opłatą. Jeden kartridż kosztuje 29 $ (ok. 100 PLN + podatki, cła i koszty transportu).
Specyfikacja techniczna:
- obszar zadruku: 16,5 x 15,5 x 15,5 cm
- wysokość warstwy: 0,04 mm
- prędkość druku 3D: 60 mm/sek. – 120 mm/sek/
- stół roboczy: podgrzewany wyłącznie jako opcja
- połączenie: USB
- oprogramowanie: open-source.
99 $ – czyli nieco ponad 300 PLN, to cena atrakcyjna nawet jak na drukarkę atramentową lub laserową. Również 249 $ – czyli ok. 800 PLN, to w dalszym ciągu świetna cena. Niestety jest ona całkowicie nieadekwatna do kosztu wyprodukowania drukarki 3D i to na całkiem niezłym poziomie, biorąc pod uwagę zdjęcia urządzenia. MOTA sprzedając swoje drukarki 3D za tak niskie kwoty czyni to poniżej progu jakiejkolwiek rentowności. Aby przetrwać musi pozyskiwać pieniądze w inny sposób – np. w postaci zysków ze sprzedaży własnego filamentu.
Ta koncepcja stała się w ostatecznym rozrachunku przyczyną klęski kampanii Kickstarterowej firmy. Osoby, które zakupiły urządzenia w wersjach po 99 $ i 249 $ odkryły po fakcie, że są skazane na pracę tylko i wyłącznie z dedykowanym filamentem, a odblokowanie możliwości stosowania dowolnego materiału wiąże się z dodatkową opłatą na poziomie 400 $ – czyli de facto do osiągnięcia standardowej ceny drukarki 3D. Osoby komentujące kampanię nie kryły swojego rozczarowania polityką firmy oraz brakiem jasnej i klarownej komunikacji w tym temacie. Ostatecznie pod wpływem licznych negatywnych opinii, zespół MOTY zdecydował się na zamknięcie projektu mimo zebrania 64 486 $ z wnioskowanych 100k $. W specjalnym oświadczeniu – współzałożyciel firmy, Kevin Faro napisał m.in., że MOTA powróci na Kickstartera ale z bardziej doprecyzowaną ofertą i być może zmienioną polityką handlową.
Oczywiście wszystkie transakcje zostały anulowane, pieniądze wróciły do niedoszłych kupców, a MOTA okryła się pewnego rodzaju niesławą. Choć całkiem możliwe, że gdy za jakiś czas faktycznie wróci z lepiej przemyślaną kampanią, może odnieść sukces?
Jeśli chodzi o zaproponowane rozwiązanie, czyli sprzedaż drukarek 3D w bardzo niskich, wręcz zaniżonych cenach i generowanie zysków za pomocą sprzedaży drogich filamentów w kartridżach to wydaje mi się, że jest to raczej nieuniknione. I prawdę mówiąc nie jest to nic nowego – w profesjonalnych maszynach Stratasysa i TierTime również korzysta się wyłącznie z oryginalnych filamentów dostarczanych w specjalnych kasetach. Choć teoretycznie można zhackować te maszyny i korzystać z „pirackich” plastików, w praktyce mało kto się na to decyduje. Powodem jest jakość tych materiałów – a konkretnie, dopasowanie ich właściwości do parametrów samej drukarki 3D oraz jej oprogramowania, dzięki czemu wydruki jakie z niej wychodzą stoją na bardzo wysokim poziomie.
W przypadku MOTY nowatorskim miało być zaniżanie ceny drukarki 3D a windowanie ceny filamentu. I to spotkało się z oporem potencjalnych klientów, którzy przyzwyczajeni do tego, że mogą kupić sobie dowolny filament w dowolnej cenie czuli się wręcz wykorzystywani przez producenta. Jest to swoisty paradoks, gdyż ci sami ludzie z jednej strony oczekują niskich cen drukarek 3D a z drugiej, bezrefleksyjnie oczekują pełnej dowolności w doborze materiałów, nie zastanawiając się w jaki sposób dany producent może osiągnąć rentowność całego przedsięwzięcia. No ale tak właśnie kończą się zazwyczaj wojny cenowe i próby zdobywania klienta niską ceną. Po raz kolejny powracają te same tematy i zagadnienia… Psucie rynku i dlaczego drukarki 3D muszą być drogie.
Dla odmiany Stratasys i TierTime nie mają takich rozterek – ich urządzenia są absurdalnie drogie, filamenty kosztują tyle co niejedna niskobudżetowa drukarka 3D, a obydwie firmy radzą sobie wyśmienicie będąc niekwestionowanymi liderami rynku w segmencie urządzeń drukujących w technologii FDM.
Źródło: www.kickstarter.com