Zeszłopiątkowe krwawe zamachy terrorystów w Paryżu podgrzały do czerwoności dyskusje na temat zaostrzania środków bezpieczeństwa w Europie. Jedną z decyzji ma być pełna delegalizacja posiadania i używania planów sławnej broni, dającej się wydrukować na drukarce 3D.
W zeszły piątek, trzynastego listopada 2015 r. bojownicy z tzw. „Państwa Islamskiego” dokonali serii skoordynowanych ataków w stolicy Francji. Strzelali z Kałasznikowów do ludzi siedzących w kawiarniach i restauracjach, a także bawiących się na koncercie. W sumie w 8 atakach zginęło 129 osób, a ponad 350 zostało rannych. Wydarzenia te wstrząsnęły Francją, Europą i światem. Z nową siłą wrócił temat działań zapobiegawczych, który po atakach na Chalie Hebdo wcześniej w tym roku, z początku gorący, po czasie wyraźnie się ostudził. Tym razem sprawa bezpieczeństwa antyterrorystycznego w Europie ma szanse być potraktowana zdecydowanie poważniej. Następnego dnia po atakach Francja wysłała 12 bombowców taktycznych celem zbombardowania stolicy tzw. „Państwa Islamskiego” Rakki.
Wydarzenia te stricte wiążą się z drukiem 3D. Nawet jeżeli ktoś do tej pory nie słyszał nic na temat druku 3D, zapewne dotarła do niego opowieść, że za pomocą drukarek 3D można wydrukować sobie w domu pistolet. Choć jest to zadanie dość skomplikowane i wymaga pewnej wprawy w druku 3D i niemałej determinacji, nadal z wydrukowanej broni można wystrzelić kilka razy zanim całkiem się rozpadnie. Dziś w Brukseli spotykają się ministrowie spraw wewnętrznych krajów UE, mający rozstrzygać zaostrzanie kwestii bezpieczeństwa w Unii. Jednym z punktów dyskusji jest słynna broń, którą można wydrukować na drukarce 3D. Jej modele, schematy i inne informacje na temat jak ją wykonać mają zostać całkowicie zdelegalizowane (za Reuters). Trzeba przyznać, że w kontekście ogromu problemu ta kwestia drukowanego pistoletu wydaje się być mało istotna (terroryście strzelali z niczego innego jak Kałasznikowów), szczególnie, że jego produkcja nie jest zbyt efektywna. Jak się okazuje kwestia ta, takie też zajmuje miejsce na liście priorytetów ministrów, którzy bardziej martwią się o uszczelnianie granic strefy Schengen, ścisłą kontrolę paszportów i rejestrację uchodźców. Nie zmienia to faktu, że z takiej broni jednak można wystrzelić – nie ważne czy raz czy dwa, przeciwni jej dostępności podnoszą kwestię jej delegalizacji od czasu kiedy się pojawiła w sieci. Coraz śmielsze ataki terrorystyczne dolewają tylko paliwa do takich obaw.
Temat drukowalnego w 3D pistoletu, użytkowników tej technologii przeważnie bardziej śmieszy niż martwi, odwrotnie proporcjonalnie do spadku znajomości technologii addytywnych u ludzi. Dlatego też realnym problemem jest kontrola prawdziwej broni, której nielegalny handel w szczególnie bałkańskich krajach UE wymyka się spod kontroli. Trzeba jednak zrozumieć, że istotą pochylenia się nad tematem drukowanego w 3D pistoletu nie jest obawa przed jego nagłym wdrożeniem do arsenału terrorystów, ale większa i ściślejsza kontrola nad bronią w ogóle. Jeżeli chcemy reglamentować dany rynek, trzeba na niego patrzeć holistycznie, gdyż każda pozostawiona furtka może otworzyć 10 kolejnych. Na obecnym poziomie technologii addytywnych śmieszny pistolet z 3D wygląda jak żart z kiosku. Jak jednak będzie wyglądać ta technologia za kilka lat, albo zakładając, że startup z MIT, o którym niedawno pisałem całkiem sprawnie osiągnie zakładane przez siebie cele?
Na razie jednak zbyt szybko się na to nie zapowiada, a reglamentacja dostępu do schematów drukowanej w 3D broni jest o tyle dziwna co rozsądna. Oczywiście, jak ze wszystkim również i w tej kwestii należy zachować umiar.
Źródła: www.3ders.org, www.polskieradio.pl