To naprawdę koniec pewnej epoki… Printrbot – symbol amerykańskiego ruchu open-source kończy działalność!

Chociaż dla znakomitej większości osób ta informacja może nie wywrzeć większego wrażenia – dla mnie to jak na razie jeden z murowanych kandydatów do rozczarowania roku. Printrbot – jedna z najbardziej znanych, amerykańskich firm produkujących amatorskie drukarki 3D, niespodziewanie ogłosiła dziś zakończenie działalności. To koniec amerykańskiego snu charyzmatycznego Brooka Drumma, który był dla amerykańskich hobbystów i amatorów tym, kim Josef Průša jest dla Europejczyków.

Kariera Printrbota rozpoczęła się 2011 roku od jednej z najbardziej niezwykłych w tamtym czasie kampanii Kickstarterowych. Brook Drumm – były pastor i twórca stron internetowych, stojąc na zawodowym zakręcie życiowym zainteresował się amatorskimi drukarkami 3D typu RepRap, które zaczynały dopiero zdobywać popularność na świecie. Jego celem stało się stworzenie najprostszej i najtańszej drukarki 3D, co udało mu się osiągnąć za sprawą Printrbota – prostego i dość prymitywnego urządzenia, opartego w całości o otwartą konstrukcję z drewna.

Drumm uruchomił projekt na Kickstarterze, gdzie ubiegał się o 25.000 $ na dalszy rozwój projektu. To co stało się później przerosło jego najśmielsze oczekiwania – w przeciągu 30 dni, Printrbot zebrał 830.827 $, za sprawą aż 1808 osób. Na koniec 2011 roku był to rekordowy wynik na Kickstarterze jeśli chodzi o nowe technologie, pobity dopiero rok później przez Formlabs i fotopolimerową drukarkę 3D The Form 1.

To wydarzenie zapoczątkowało międzynarodową karierę Drumma i jego nowo założonej firmy. Na przestrzeni kolejnych lat, Printrbot stał się obok MakerBota, Robo 3D, Lulzbota czy Cubify od 3D Systems jednym z ambasadorów desktopowego szaleństwa na konsumenckie drukarki 3D. Równocześnie Drumm wyróżniał się na tle innych liderów poszczególnych firm naturalną skromnością i bardzo bezpośrednim podejściem do tematu druku 3D oraz użytkowania drukarek 3D przez początkujących użytkowników.

Źródło: www.makezine.com

Gdy w 2015 roku zainteresowanie amatorskimi drukarkami 3D zaczynało słabnąć, a wiele firm (jak Solidoodle) wpadało w kłopoty, które doprowadziły je do ich rychłego końca, Printrbot dzielnie utrzymywał się na amerykańskim rynku, w dużej mierze za sprawą Amazona, dla którego drukarki 3D firmy były jednymi z bestsellerów w tej kategorii produktowej. I chociaż pozycja samego Drumma stopniowo słabła na rzecz nowych gwiazd branży druku 3D, firma co jakiś czas przypominała o sobie prezentując nowe, ciekawe rozwiązania

Jeszcze w maju tego roku, Łukasz Długosz opisywał kilka nowości jakie pojawiły się w ofercie firmy…

Niestety dziś na stronie Printrbota pokazało się krótkie, ale bardzo treściwe ogłoszenie…

Wszystko wskazuje na to, że Printrbot nie wytrzymał konkurencji z Chin. Po prostu.

Chociaż drukarki 3D Printrbota nie wyróżniały się nigdy przesadną innowacyjnością, lub jakością wydruków czy samej pracy, stały się jednym z kamieni milowych dla niezliczonych użytkowników w USA i Europie Zachodniej, którzy właśnie od tych tanich i prostych drukarek 3D zaczynali swoją przygodę z drukiem 3D. Printrbot nie zaistniał w Polsce – nikt nigdy nie zajmował się oficjalną sprzedażą tej marki, a i spotkanie samej drukarki 3D graniczyło z cudem (ja oglądałem Printrbota na żywo tylko zagranicą).

Fot. lucberntsen
Źródło: www.printrbottalk.com

Niemniej jednak historia Brooka Drumma była czymś niezwykłym – udowadniała, że zwykły człowiek, bez specjalistycznego wykształcenia technicznego, czy biznesowego, może za sprawą jednego dobrze przygotowanego produktu, wpisującego się idealnie w potrzeby rynkowe stworzyć solidne przedsiębiorstwo produkcyjne, z marką rozpoznawalną na niemalże całym świecie. Dziś ta historia dobiega do końca…

Drumm obiecuje, że wkrótce opowie o tym wszystkim coś więcej. Na razie pozostaje smutek. Nie płakałem po Bre Pettisie, czy Avi Reichentalu – wręcz przeciwnie. Brooka Drumma po prostu szkoda…

Scroll to Top