To uczucie, gdy piszesz coś, a po kilku miesiącach reszta świata dochodzi do tych samych wniosków…

8 października, a więc już ponad 10 miesięcy temu opublikowałem jeden z najczęściej czytanych artykułów w serwisie pod znamiennym tytułem „Psucie rynku„. Poruszałem w nim temat zaniżania cen drukarek 3D przez producentów dopiero co wkraczających na rynek, którzy w obliczu braku innych możliwości próbowali w ten sposób zwrócić na siebie uwagę klientów. W kolejnych artykułach na ten temat, mówiących o tym „dlaczego drukarki 3D muszą być drogie” opisywałem wojny cenowe oraz ich konsekwencje dla firm tworzących rynek jak i konsumentów. Pisałem to w całkowitej opozycji do reszty świata druku 3D, który był bardziej zajęty przekonywaniem wszystkich dookoła, że drukarki 3D są panaceum na wszelkiego rodzaju problemy. Tymczasem kilka tygodni temu to wszystko uległo zmianie…

Najpierw pojawił się tekst na Fabbaloo, gdzie jeden z najdłużej działających blogerów piszących na temat druku 3D – Kerry Stevensona a.k.a. „General Fabb” popełnił tekst o dość wymownym tytule „Dark Days for Small 3D Printer Manufacturers”, w którym powielał moje tezy z zeszłego roku nt. zaniżania cen urządzeń przez firmy dopiero co wchodzące na rynek. Chwilę później, jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się kolejne artykuły krytykujące tego typu zachowania wskazujące na krótkowzroczność takiego postępowania i udowadniające wprost, iż firmy w ten sposób postępujące są skazane na niepowodzenie.

Wszystko bowiem zaczęło się od Kickstartera… To tam zaczęła się wojna cenowa pomiędzy firmami dopiero co wchodzącymi na rynek. Zainicjowali ją twórcy drukarki 3D Micro, którzy zdobyli rekordowe dofinansowanie w wysokości 3,4 mln $. Chwilę po nich na scenę wkroczyli twórcy MOD-t, którzy zebrali 0,68 mln $ na Indiegogo (bardzo duża kwota jak na tą platformę), a potem wszystko potoczyło się niczym śnieżna lawina… Co chwilę pojawiały się coraz to nowe projekty, gdzie ich twórcy oferowali drukarki 3D za absurdalne 299$. Niektórzy – jak MOTA, w swych poczynaniach zagubili się do tego stopnia, że w kilka dni po tym jak uruchomili kampanię i sprzedali 210 urządzeń w cenach 50$ i 250$, przeliczyli wszystko jeszcze raz i… zamknęli projekt oddając wszystkie otrzymane pieniądze.

Aktualnie sprawa wygląda tak, że aby wejść z drukarką 3D na Kickstartera lub Indiegogo trzeba mieć albo naprawdę niewiarygodny pomysł lub rozwiązanie (np. druk 3D w technologii FDM w pełnym kolorze) albo cenę na poziomie nie wyższym niż 300$ na sztuce urządzenia. Drukarki 3D za 1000 – 1500 $ nie mają praktycznie szans powodzenia. Dla porównania Zortrax, który w zeszłym roku zdobył na Kickstarterze 175k$ kosztuje 1899$…

Ta sytuacja nie mogła nie odbić się na firmach, które są na rynku już od wielu, wielu lat… Najpierw Up! (czyli PP3DP należące do chińskiego Tiertime`a) obniżył ceny na Up! Mini do poziomu 599$ (poprzednio 899$). Gdy wydawało się, że trudno będzie przebić tę kwotę, 3D Systems uruchomiło wyprzedaż starego modelu Cube 2 oferując go za 579$ (poprzednio 1299$). Ale okazało się, że dla niektórych poprzeczka wciąż wisi dostatecznie wysoko i postanowili obniżyć ją jeszcze bardziej. XYZPrinting – tajwańska firma należąca do azjatyckiego giganta elektronicznego Kinpo Group wypuściła drukarki 3D daVinci 1.0 w cenie 499$. Tym samym każda z firm zbliżyła się poziomem cenowym do drewnianych kitów do samodzielnego montażu Printrbota.

Informacja dla producentów drukarek 3D: gdy wasze złożone i skalibrowane, wykonane z metalu i plastiku urządzenia, kosztują tyle samo lub mniej niż drewniane kity do samodzielnego montażu, oznacza to, iż robicie to źle…

W zeszłym roku RoBo 3D oferowało swoje dość przeciętne drukarki 3D za 700$ i była to wyjątkowo niska cena. Dziś ta sama kwota zaczyna być jedną z najwyższych na rynku.

Jaki płynie z tego wniosek? Tak długo jak drukarki 3D pokroju Up! Mini kosztują niespełna 600$, tak z punktu widzenia konsumenta wszystko jest ok. Niestety dla małych i średnich firm produkujących drukarki 3D, tego typu polityka cenowa oznacza koniec przygody z drukiem 3D… Z kolei dla firm pragnących dopiero wejść na ten rynek będzie to bariera niemożliwa do przejścia. Chyba, że firma będzie nazywać się HP lub Xerox, lub jak w przypadku rynku filamentów – Verbatim

Ceny konsumenckich drukarek 3D spadają i będą (do pewnego stopnia) spadać nadal. Interesująco będzie wyglądać kwestia RepRapów o czym pisałem w poprzednim artykule nt. Felixa i jego próbie podbicia rynku amerykańskiego? Tak czy inaczej – na koniec tego roku nic nie będzie już takie jak dawniej. Wydaje mi się, że ceny zaczynają spadać szybciej niż pozwala na to popyt…

Scroll to Top