W ciągu ostatnich kilku dni wiele zamieszania wywołała informacja, iż olsztyński Zortrax wypuszcza na rynek obligacje o wartości 10 mln PLN i w dłuższej perspektywie czasu zamierza wejść na Giełdę Papierów Wartościowych. Doszło nawet do tego, że korespondent Reutersa zaczął przyrównywać firmę kierowaną przez Rafała Tomasiaka do Nokii, o czym napisało nawet Yahoo! News. Tego powszechnego zainteresowania Zortraxem najwyraźniej pozazdrościł Przemek Jaworski – prezes wrocławskiego ZMorpha, który dziś na łamach Pulsu Biznesu dzielił się swoimi przemyśleniami na temat wejścia również ze swoją firmą na giełdę. Zarówno polską jak i… angielską! Pytanie, czy to ma w ogóle sens…?
Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż sam artykuł Mariusza Gawrychowskiego z Pulsu Biznesu pod względem merytorycznym nie jest niestety wolny od błędów czy przeinaczeń niektórych faktów, nie mniej jednak nie to jest przedmiotem niniejszego tekstu. To co we wspomnianym artykule jest najważniejsze, to informacje nt. samego ZMorpha:
- wg Przemka Jaworskiego aktualne moce produkcyjne firmy wynoszą kilkadziesiąt sztuk drukarek 3D miesięcznie
- docelowo liczba ta ma zostać zwiększona do kilkuset sztuk / msc., a w planach jest uruchomienie własnej fabryki drukarek 3D
- aby pozyskać kapitał na urzeczywistnienie tego celu, ZMorph jeszcze w tym roku planuje przeprowadzić emisję papierów wartościowych na giełdzie
- rozważa pod tym względem dwie opcje: podążenie śladem Zortraxa i wejście na warszawską GPW (NewConnect) lub… wejście od razu na giełdę w Londynie, w postaci tamtejszego odpowiednika NewConnect, czyli rynek AIM.
Gdy spojrzymy na tą sytuację oczami laika nie zorientowanego w specyfice rynku druku 3D w Polsce i na świecie, tego typu informacja może wydać nam się elektryzująca i godna najwyższej uwagi. Oto bowiem młoda firma z branży nowych technologii – działająca na dodatek w segmencie tego osławionego druku 3D, planuje wejść na jedną z najważniejszych i najbardziej prestiżowych giełd papierów wartościowych na świecie, a wszystko po to aby pozyskać fundusze na otwarcie pierwszej, prawdziwej fabryki drukarek 3D w Polsce. Gdy spojrzymy na to jednak oczami realisty – sceptyka, nie wygląda to już jednak tak różowo…
Po pierwsze tego typu operacja jak wejście na giełdę w Londynie wiąże się z bardzo dużym ryzykiem niepowodzenia. Wg Pulsu Biznesu, aby cała operacja była w ogóle opłacalna, minimalna kwota kapitału jaki musiałby zostać pozyskany na ten cel to 20 mln PLN. Zatem ZMorph musiałby zdobyć dwukrotnie większe pieniądze od tego co aktualnie próbuje zebrać z rynku Zortrax. Pytanie zasadnicze to: kto w Polsce i na świecie słyszał o Zortaxie a kto o ZMorphie…?
Nie da się ukryć, iż w przeciągu zaledwie 3 miesięcy, Zortrax stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych (oczywiście głównie w mediach branżowych) firm produkujących drukarki 3D na świecie. Stało się to za sprawą dwóch informacji: słynnego kontraktu z Dellem na 5000 szt. drukarek 3D oraz wspomnianej na wstępie próbie pozyskania ok. 2,5 mln €, co nawet zagranicą robi wrażenie w kontekście producenta niskobudżetowych drukarek 3D. Do tego dochodzi jeszcze zeszłoroczna zwycięska kampania Kickstarterowa, która uwiarygadnia firmę w oczach potencjalnych akcjonariuszy.
Mimo to pozyskanie przez firmę 10 mln z tytułu 3 letnich obligacji wcale nie jest takie pewne i oczywiste! I to nawet biorąc pod uwagę fakt, że obligacje są dostępne wyłącznie na rynku polskim, gdzie Zortrax ma ostatnimi czasy naprawdę świetną prasę i wiele osób postrzega ich w podobny sposób, jak Marcin Goettig z Reutersa.
Jeśli chodzi o ZMorpha, to pod względem PR firmie bardzo daleko do poziomu zarówno Olsztynian jak i poznańskiego Omni3D. Tak naprawdę w rankingu popularności czy rozpoznawalności, ZMorph posiada dopiero… czwartą pozycję, po Zortaxie, Omni3D i U Design (które w dalszym ciągu przekształca się w tajemnicza spółkę o niewiadomej nazwie). I mówimy tu tylko o Polsce, która jest dość skromnym rynkiem europejskim pod względem drukarek 3D – a co dopiero światowym. Dlatego deklaracje o próbach wejścia na giełdę londyńską postrzegam jako bardzo odważną… Gdyby chodziło tu o coś innego, np. kampanię na Kickstarterze nie byłoby za bardzo nad czym się zastanawiać – tam udział nie wiąże się z żadnym poważnym ryzykiem, a jedyne nakłady finansowe jakie trzeba założyć, to materiały promocyjne i reklamowe. Próba wejścia na giełdę – i to od razu zagraniczną, to spore ryzyko. Trzeba być naprawdę mocną i rozpoznawalną marką, żeby zawalczyć o 22 miliony PLN.
W innym przypadku historia może mieć podobny finał jak w przypadku Makism 3D, czego nikomu – a w szczególności Przemkowi nie życzę.
Jaki jest powód, dla którego to wszystko piszę? Wbrew pozorom nie jest to subtelny hejt lub dołowanie marzeń snutych przez prężnie rozwijający się start-up. Od samego początku naszej znajomości (tj. od sierpnia 2013 roku), gdy tylko mogłem, wspierałem firmę Przemka Jaworskiego w najlepszy sposób w jaki byłem w stanie. I tak też jest tym razem. Doradzałbym przemyślenie pewnych pomysłów, ponieważ giełda papierów wartościowych to brutalny i bezkompromisowy świat. Tworzą go tacy ludzie jak Andrew Left z Citron Research, który nie ma najmniejszego oporu aby nazywać publiczne w swoim raporcie niemiecki VoxelJet mianem totalnego, pier…..ego żartu. W momencie podjęcia próby wejścia na giełdę, wszystkie dokumenty spółki zostają szczegółowo przebadane, przeanalizowane, a wszelkie niedociągnięcia czy braki wyciągnięte na światło dzienne i publicznie rozliczone.
Bo wyobraźmy sobie komentarz takiego Andrew Lefta względem spółki produkującej kilkadziesiąt niskobudżetowych drukarek 3D miesięcznie. Biorąc pod uwagę sposób w jaki potraktował VoxelJet czy Organovo, domniemywam, że byłby cokolwiek… bezlitosny.
Nie chcę próbować ingerować w sposób prowadzenie przez kogokolwiek biznesu, nie mniej jednak wydaje mi się, że to nad czym ZMorph powinien się skupić w pierwszej kolejności, to nowa wersja drukarki 3D. Jej obecna wersja 2.0 to w gruncie rzeczy ulepszona i upgrade`owana oryginału, który jest z kolei tylko autorską wersją tradycyjnego RepRapa. Tymczasem najwięksi gracze na rynku jak Up! czy MakerBot swoją pozycję zawdzięczają tylko i wyłącznie stworzeniu nowej zupełnie nowej jakości stawiając na własną konstrukcję, soft, elektronikę czy filament. Zresztą w tym samym kierunku podążył Zortrax, co przynosi mu już pierwsze efekty.
Podsumowując, tak jak wierzę w powodzenie ZMorpha w sprzedaży swoich produktów na rynkach polskim i zagranicznym, tak mam poważne obawy czy pomysł z wejściem na giełdę w obecnym stadium rozwoju firmy jest rozsądnym rozwiązaniem. Czasem warto zachować nieco zimnej krwi i wstrzymać się z podejmowaniem pewnych trudnych decyzji, niż później ich żałować, gdy skończą się niepowodzeniem.
Źródło: www.pb.pl via Mirek Jaskułowski of Printila.com