Ojej… Mainstream zaczyna testować drukarki 3D i nic mu się w nich nie podoba…

Lata 2010-2012 to czas gdy technologia druku 3D powoli przebijała się do świadomości zwykłych ludzi a media głównego nurtu zaczynały coraz częściej interesować się jego możliwościami i szansami jakie dawał. W roku 2013 nastąpił prawdziwy boom – o druku 3D pisały wszystkie największe portale informacyjne i opiniotwórcze, w największych stacjach i programach telewizyjnych pojawiały się materiały chwalące i opisujące możliwości jakie daje ta technologia, doszło nawet do tego, że drukarka 3D pojawiła się w teledysku megagwiazd muzyki POP (MakerBot Replicator 2 w video do utworu „Scream & Shout” will.i.am`a i Britney Spears). Początek tego roku był jeszcze lepszy – na targach CES w Las Vegas zaprezentowano nowe, stylowe i dostosowane do użytku domowego Cube 3 i MakerBot Replicator Mini, a do 3D Systems dołączył wspomniany will.i.am, który objął stanowisko dyrektora kreatywnego firmy. I gdy wydawało się już, że drukarki 3D wejdą szturmem w nasze życie i każdy z nas będzie posiadał przynajmniej jedną w swoim domu, ci sami ludzie, którzy niedawno rozpisywali się o ich zaletach i możliwościach zaczęli je testować i… odkrywać, że to wcale nie jest takie fajne jak im się na początku wydawało.

W marcu, w magazynie Slate Seth Stevenson zaczął testować Solidoodle 4 – amerykańską drukarkę 3D, pozycjonującą się jako bardzo łatwą i przystępną w obsłudze. Za jej pomocą próbował wydrukować otwieracz do butelek znaleziony na Thingiverse. Zamiast tego odniósł serię klęsk w postaci nieudanych wydruków, zapchanej głowicy i nóg w 1/3 wydrukowanego robota. Dodatkowo – jako że testy drukarki 3D przeprowadzał w redakcji, naraził się na pretensje i szykany ze strony współpracowników narzekających na hałas urządzenia i zapach topionego ABS, który rozchodził się po open-space. Ostatecznie porzucił dalsze eksperymentowanie ciesząc się, że drukarka 3D, którą testował była pożyczona a nie kupiona, gdyż byłby to najprawdopodobniej najgorszy wydatek jego życia.

Z czym miał problem Stevenson? Ze wszystkim… Mimo, że jest dziennikarzem specjalizującym się w nowych technologiach, czuł się zagubiony w oprogramowaniu drukarki 3D w obliczu komend w rodzaju “Go Dump Area”, “Flow Multiply” i “Kill Slicer”, a przycisk “Emergency Stop” wprawiał go w lekkie zakłopotanie (niecodziennie widuje się takie przyciski w urządzeniach domowych lub biurowych). Gdy po początkowych problemach przy uruchomieniu drukowania zadzwonił do pomocy technicznej Solidoodle, został zaskoczony informacją, że musi najpierw pokryć stół roboczy warstwą lakieru do włosów, co spowoduje, że wydruk przyczepi się do jego powierzchni. Musiał również podgrzać głowicę do 215°C… o czym nie miał wcześniej pojęcia? Wydruk, który otrzymał nie prezentował się zbyt okazale…

W trakcie kolejnego podejścia doszło do wspomnianego zapchania głowicy. Kolejny telefon do obsługi technicznej pozwolił na rozwiązanie tego problemu, choć i to nie obyło się bez kłopotów (z powodu braku posiadania odpowiednich narzędzi, musiał rozgrzać głowicę do maksimum równocześnie uważając na to, aby nie zrobić sobie krzywdy).

Do you have a sequential set of Allen wrenches?” he asked. “Preferably in metric? I’m pretty sure it’s a 1.5mm screw but you might want to have an assortment.” I turned to my colleague again, but she was no more help with Allen wrenches than she’d been with the hairspray. “OK,” said Joel, “you can try to melt it out. Heat it to a really high temperature but try not to damage the machine or hurt yourself.

Seth Stevenson – Slate.com

Potem zaczął drukować ponownie, ale tym razem zapominając o podniesieniu stołu roboczego. Konsekwencją był klasyczny „druk 3D w powietrzu„:

W końcu, ostatecznie zdeterminowany i zirytowany Stevenson postanowił wydrukować coś konkretnego, coś czym mógłby pochwalić się przed zirytowanymi odgłosami pracującej drukarki 3D koleżankami i kolegami z redakcji – ROBOTEM! Po rozpoczęciu pracy, Solidoodle wydrukował nogi po czym… przestał pracować. Po kliku próbach odpalenia druku 3D na nowo, Stevenson odpuścił sobie ostatecznie temat głosząc swoją porażkę.

Oto wnioski do jakich doszedł redaktor Stevenson po pierwszym (i jedynym) dniu testowaniu niskobudżetowej, z założenia domowej drukarki 3D:

  • druk 3D nie jest technologią przeznaczoną dla przeciętnego użytkownika, nawet dość dobrze obytego z nowymi technologiami
  • do drukowania obiektów na drukarce 3D potrzeba nie lada cierpliwości i zaangażowania
  • obsługa urządzenia wymaga ponadprzeciętnej uwagi i konieczności pamiętania o niezliczonej ilości niuansów i detali
  • najlepiej jeśli posiada się doświadczenie w obsłudze zaawansowanych urządzeń lub maszyn, ewentualnie ma się wyższe wykształcenie techniczne.

To nie brzmi jak fragment ulotki reklamowej drukarki 3D, prawda…?

W kolejnym tekście, tym razem w DeZeen, architekt i projektant – Alexandra Lange, odnosząc się do powyższego artykułu Setha Stevensona opisała swoje doświadczenia związane z drukarkami 3D dając jednoznacznie do zrozumienia, że nie jest to technologia dla każdego, a z pewnością nie jest to coś co nadaje się do użytku domowego. Generalnie większa część artykułu jest poświęcona rozważaniom na temat dokonanego przez Stevensona porównania drukarek 3D do maszyn do szycia, z którym Lange nie specjalnie się zgadza. Nie mniej jednak wskazuje na szereg niuansów z jakimi wiąże się druk 3D, który w dużej mierze dyskwalifikuje go z użytkowania domowego.

Podstawowy problem na jaki wskazuje Lange w swoim artykule, jest brak możliwości wydrukowania czegokolwiek naprawdę użytecznego. Jej zdaniem zarówno Thingiverse jak i same salony firmowe MakerBota w USA są pełne mało ciekawych i kompletnie niefunkcjonalnych modeli, które nie rozwiązują żadnych realnych problemów lub nie odpowiadają na konkretne potrzeby ludzi. Jak ciekawie to opisała – prezentowane obiekty mają za zadanie przede wszystkim pokazać, że dało się je w ogóle wydrukować, a nie że spełniają jakąś istotną funkcję.

And a skim of the offerings suggests not so much items not on the market, or even items desperately needed, but items to show off that you 3D printed something. Vases, figurines, intricate and unwearable wearables. Why spend the time or money? Even at the Makerbot showroom in Boston, they showed nothing that was useful (a jet-pack bunny) and few things that were beautiful (honeycombed Easter eggs). All objects, no problem-solving.

Alexandra Lange – Dezeen.com

Kolejna sprawa to bardzo szybkie starzenie się urządzeń. Autorka wskazuje, że cykl życia danego modelu drukarki 3D jest krótszy niż smartfona. Biorąc pod uwagę różnicę w cenach jest to znaczący handicap dla drukarek 3D. MakerBot wypuszcza nowe modele drukarek 3D średnio co rok, podobnie czyni wspomniane powyżej Solidoodle, a często opisywany przeze mnie Lulzbot robi to nawet co pół roku. Co ważne, różnice pomiędzy poszczególnymi seriami są dosyć duże a ich cena paradoksalnie spada! Drewniany Ultimaker kosztował relatywnie więcej niż jego nowa, śnieżnobiała wersja. Tym samym inwestowanie dość sporych jak na przeciętny domowy budżet środków finansowych w wybraną drukarkę 3D dziś, może okazać się stosunkowo nietrafioną inwestycją z perspektywy zaledwie 15 miesięcy.

Ostatnią sprawą, na którą zwraca uwagę Lange, to straty materiału powstałe przy drukowaniu obiektów. Chodzi zarówno o supporty jak również nieudane wydruki. Porównując druk 3D do szycia wskazuje, że uszytą już sukienkę lub bluzkę można przerobić. Z resztek niewykorzystanego materiału można uszyć coś innego. W przypadku druku 3D, jeżeli wydrukujemy jakiś model, będzie to koniec prac. Teoretycznie zużyty plastik można jeszcze przerobić za pomocą urządzeń w stylu Filabota, ale rzeczywistą wartość tych urządzeń opisywałem w oddzielnym artykule.

Podsumowując, choć Alexandra Lange nie zgadzała się co do pewnych tez i porównań poczynionych przez Setha Stevensona w Slate Magazine, jej ogólna ocena technologii druku 3D i używania drukarek 3D w warunkach domowych jest dokładnie taka sama: nie nadają się.

Czytając obydwa prezentowane artykuły miałem nieodparte wrażenie, iż obydwoje autorów odkrywało rzeczy jakie opublikowałem w moim tekście z zeszłego roku: „Rzeczy, które musisz wiedzieć o druku 3D, a o których nikt głośno nie mówi„. Tak jak ja wtedy tak i oni teraz koncentrują się wyłącznie na technologii FDM. Podobnie jak ja wskazują na to, że aby móc korzystać z drukarki 3D, trzeba posiąść szereg cech charakteru w rodzaju: cierpliwość, pokora, umiejętność szybkiego godzenia się z porażką (często nie spowodowaną z naszej winy), czy dokładność i sumienność. Że warto też nabyć pewne umiejętności techniczne (przy naprawieniu drobnych usterek i kalibracji samej drukarki 3D) jak i manualne (przy usuwaniu supportów bez równoczesnego niszczenia samego modelu).

Seth Stevenson zniechęcił się do tematu wyjątkowo szybko. Z jednej strony może to świadczyć o nim źle, że poddał się już na samym początku, gdy ledwo co napotkał pierwsze problemy. Z drugiej jednak – czy później czekało na niego cokolwiek lepszego? Może 7-godzinny druk 3D gdy w 5-tej godzinie odkrywa się, że sposób ułożenia modelu zadany na samym początku uniemożliwia jego prawidłowe wydrukowanie? Albo skurcz podstawy modelu drukowanego z ABS sprawiający, że nasz wydruk wygląda jakby był upośledzony? Albo najlepsze z najlepszych – wydruk skomplikowanego modelu i odłamanie jego fragmentu w trakcie usuwania supportu… Tak, druk 3D w obecnej postaci przypomina 5-letnie, skomplikowane studia, po których człowiek odkrywa… że nie ma dla niego żadnych ofert pracy, a w gruncie rzeczy jego właśnie nowo nabyta specjalizacja nie jest nikomu za bardzo potrzebna.

Druk 3D od samego początku był i jest technologią dla ściśle określonego grona osób. Jeszcze przez wiele lat – a być może w ogóle, nie będzie stosowana w domach. Szkoda tylko, że przez ostatnie półtora roku media sztucznie pompowały balon oczekiwań, nie mając specjalnie pojęcia o czym piszą lub mówią. Teraz powoli zaczynają odkrywać rzeczywistość. Oczywiście nikt nie przyzna się do błędu – wprost przeciwnie, z niedoskonałości i ograniczeń druku 3D będzie czynić się teraz newsy dnia, takie same jak kiedyś o tym, że druk 3D jest technologią przyszłości, która zawita wkrótce w każdym domu. Taka jest niestety domena mediów – biorą jakiś temat, robią do niego legendę mniej lub bardziej mającą odzwierciedlenie w rzeczywistości, a potem pozostawiają sprawy samym sobie. Ewentualnie wracają po czasie do tematu, gdy mają pewność, że przełoży się to ponownie na odwiedzalność, klikalność i oglądalność.

Coraz bardziej obawiam się, że to samo co przyczyniło się do tak gwałtownego rozwoju popularności technologii druku 3D na świecie, przyczyni się do jej końca.  Druk 3D powróci do swojej niszy będąc wykorzystywanym tam, gdzie było jego miejsce przez wszystkie minione lata.

Źródło: www.slate.com / www.dezeen.com

Scroll to Top