Dobra Lulzbocie, dałem się nabrać… W rewanżu nie będę już więcej o tobie pisać (zresztą i tak nie ma cię w Polsce…)

W miniony piątek (31.08.2018) popełniłem artykuł, w którym zapowiadałem nadchodzącą premierę nowej drukarki 3D amerykańskiego Lulzbota, którą wg specyficznie skonstruowanych zapowiedzi miała być drukarka 3D drukująca z żywic światłoutwardzalnych, tj. w technologii SLA lub DLP. Właściciel marki Lulzbot – Aleph Objects, prezentował w materiale prasowym (tzw. teaserze) wydruk jednoznacznie wyglądający jakby powstały z żywicy, a w towarzyszącym mu tekście używał całej gamy fraz, jednoznacznie odnoszących się do metod fotopolimerowych. Cóż, to był fake…

Okazuje się, że żadnej nowości nie będzie. Albo inaczej – nowość już była. To opisywany w połowie sierpnia br. Aerostruder v2 Micro – narzędzie do precyzyjnego drukowania 3D dla urządzeń LulzBota, charakteryzujące się tym, że pozwala użytkownikom na drukowanie detali w technologii FDM / FFF na warstwie o grubości 0,05 mm. Taka z tego innowacja i nowość, że wszystkich zainteresowanych tym jak to wygląda w rzeczywistości oraz jaki ma to sens, odsyłam do mojego artykułu z sierpnia, ale 2013 roku, gdy testowaliśmy to na drukarce 3D Leapfrog Creatr.

Drogi Lulzbocie, to było głupie. Zresztą sam jesteś tego chyba świadomy, bo we wpisie to opisującym zachęcasz do dyskusji, co w języku PR’owym jest równoznaczne z oświadczeniem: „tak, zrobiliśmy was w konia i w sumie oszukaliśmy, ale to tylko dlatego, żeby zachęcić was do zainteresowania się naszym nowym produktem – taki prymitywny marketing„. W sumie to już sama nazwa Waszej drukarki 3D powinna dać mi do myślenia: „LULZ – zabawa, śmiech lub rozbawienie, zwłaszcza kosztem innych osób„.

Spoko. Ja mam inny pomysł – od 2013 roku napisałem kilkanaście artykułów na temat kolejnych modeli Lulzbota i na tym chyba poprzestanę. Nikt nigdy nie zdecydował się na oficjalne dystrybuowanie i sprzedawanie tych urządzeń w Polsce i chyba zbyt szybko to nie nastąpi…

Źródło: Blazakov (dzięki!)

Scroll to Top