W minioną środę Zortrax ogłosił, że po wielu latach obietnic, zapewnień i przyrzeczeń, w końcu wejdzie na giełdę papierów wartościowych (póki co na NewConnect) stając się spółką publiczną. Zamierza tego dokonać poprzez tzw. „odwrotne przejęcie” istniejącej i notowanej na NC spółki Corelens. Na portalu Bankier.pl został opublikowany fachowy artykuł autorstwa Adama Hajdamowicza opisujący technikalia tego przedsięwzięcia z punktu widzenia graczy giełdowych. Jak to często bywa, pod nim pojawiła się garść wpisów anonimowych komentatorów, którzy postanowili podzielić się ze światem swoimi opiniami na ten temat. Są one w dużej mierze hejterskie, ignoranckie i kompletnie bezwartościowe, niemniej jednak doskonale wpisują się w stereotypy głoszone przez określoną grupę ludzi, którzy z drukarek 3D nie korzystają i nigdy nie korzystali, ale wiedzą, że są beznadziejne i do niczego się nie nadają.
Niniejszy artykuł nie zamierza broń Boże być polemiką z indywiduami podpisującymi się w Internecie jako „ziombojmadafaka” – ma na celu wskazać źródła ignorancji tego typu opinii, jak również wykazać, że co do zasady nie są one do końca bezpodstawne, tyle tylko, że opierają się o kompletnie chybione założenia. Ludzie głoszący brednie jak te przedstawione poniżej, w sumie mają do nich prawo, ponieważ swego czasu pewni producenci drukarek 3D ich okłamali, obiecując rzeczy, których nie byli w stanie zrealizować. Teraz wciąż tkwią w tym kłamstwie, kultywując je i obnosząc się nim przy każdej okazji, gdy gdzieś pojawia się hasło „drukarka 3D”.
Zacznijmy od komentarzy opublikowanych pod artykułem z Bankiera.pl:
Abstrahując od stylu w/w wypowiedzi (który jak wspominałem jest bardzo prymitywny), argumenty stawiane przez ich autorów możemy podzielić na trzy grupy:
- drukarki 3D do niczego się nie nadają, bo oferują zbyt słabą jakość
- z drukarek 3D można co najwyżej podrukować proste i nikomu niepotrzebne gadżety
- obsługa drukarek 3D jest na tyle trudna, że żaden „normalny człowiek” nie będzie umiał z nich skorzystać.
Człowiek podpisujący się jako ziombojmadafaka coś tam wie, ale albo świadomie trolluje czytelników, albo jego wiedza na temat druku 3D jest na tyle powierzchowna, że sprowadza go na logiczne manowce. Druk 3D to bardzo pojemna definicja, opisująca szereg bardzo różnych od siebie metod wytwórczych, których wspólnym mianownikiem jest tylko to, że tworzą detale metodą przyrostową poprzez nakładanie danego materiału warstwa po warstwie i selektywnego spajania go ze sobą. Wyróżniamy pięć głównych odnóg technologii addytywnych, różniących się od siebie gatunkiem używanego materiału i formą w jakiej jest nakładany:
- druk 3D z termoplastów w formie żyłki, tłoczonych przez rozgrzaną głowicę drukującą (FDM / FFF)
- druk 3D z żywic światłoutwardzalnych, fotopolimeryzowanych wiązką lasera lub światłem emitowanym przez projektor DLP lub ekran LCD (SLA, DLP, UV LCD)
- druk 3D z żywic światłoutwardzalnych, natryskiwanych z głowic drukujących i fotopolimeryzowanych światłem UV (PolyJet, MJP)
- druk 3D z proszków gipsowych lub piasku, sklejanych lepiszczem natryskiwanym selektywnie przez głowicę drukującą (CJP, Binder Jetting)
- druk 3D ze sproszkowanych tworzyw sztucznych lub stopów metali, spiekanych lub topionych wiązką lasera (SLS, DMP, DMLS, SLM etc.).
Każda z powyższych dzieli się na wiele różnych technik, a do tego dochodzą jeszcze liczne, specyficzne metody jak np. MJF firmy HP, NPJ firmy XJet czy CLIP firmy Carbon3D. Każda technologia przyrostowa ma swoje charakterystyczne zalety i wady, i nie da się ich wrzucić do jednego worka. Można to porównać do samochodów, wśród których wyróżniamy auta osobowe miejskie, auta osobowe do jazdy w długie trasy, auta sportowe, dostawcze, ciężarowe i specjalne. Każdym z nich można przemieszczać się z punktu A do punktu B, ale nikt normalny nie porównuje Toyoty Aygo ze Scanią lub DAF’em… Tymczasem ziombojmadafaka (i jemu podobni ludzie) to uczynił, zestawiając niskobudżetowy (i zapewne amatorski) druk 3D w technologii FDM z drukiem 3D z metali.
Drukarki 3D są słabe (gówniane / badziewne etc.)
Czy drukarki 3D oferują słabą jakość? Zależy jakie, zależy od aplikacji jakie tworzą? Druk 3D to nic więcej jak jedna z kolejnych technologii wytwórczych. Co do zasady ma trzy przewagi i dwie wady względem pozostałych:
ZALETY:
- druk 3D jest najtańszy
- druk 3D jest najszybszy
- druk 3D pozwala na stworzenie geometrii niemożliwych do wykonania w żadnej innej technologii
WADY:
- druk 3D posiada najsłabszą jakość powierzchni
- druk 3D nie nadaje do produkcji wysokoseryjnej (kilkaset tysięcy / kilka milionów sztuk)
Są aplikacje których po prostu nie da się wyprodukować inaczej jak na drukarce 3D – wtedy jakość wydruku jest zawsze najwyższa z możliwych. Są technologie tworzące detale, które pod względem wizualnym lub wymiarowym są dużo lepsze od wydruków 3D, ale w ujęciu jednostkowym kosztują kilka-kilkadziesiąt-kilkaset razy więcej (np. formowanie wtryskowe czy odlewy wielkogabarytowe) i kwestia jakości schodzi na dalszy plan. Zatem zarzut jakościowy jest chybiony, tak jak chybione jest w/w porównywanie aut miejskich do aut ciężarowych – jedne i drugie są najlepsze w dedykowanych dla nich warunkach i kompletnie nie sprawdzają się w innych (Toyota Aygo w spedycji międzynarodowej – DAF XF w porannej jeździe do biura w centrum dużego miasta).
Drukarki 3D drukują same bzdety
Co można drukować na drukarkach 3D i czy faktycznie są to tylko gwizdki i wazony? Stwierdzenie jest równie głupie co absurdalne – na drukarkach 3D drukuje się wszystkie rzeczy spełniające dwa warunki:
- wydruk 3D detalu jest w ogóle możliwy
- wydruk 3D jest najszybszy lub najtańszy lub niemożliwy do wykonania w innej technologii.
Czy na drukarkach 3D da się wydrukować „wszystko”? Tak, pod warunkiem, że spełni się obydwa powyższe warunki.
Jeśli ktoś chce za pomocą drukarki 3D drukować tandetne breloki oraz kolorowe i koślawe figurki z gier lub filmów, to jest to tylko i wyłącznie jego wybór. Jeżeli ktoś używa taniej drukarki 3D typu FDM/FFF do stworzenia „elementów tapicerki” lub „prymitywnych respiratorów”, to powinien uczynić to mając pełną świadomość ograniczeń z tym związanych. Jeśli chce je wydrukować dobrze, powinien użyć drogich technologii, godząc się na koszty jakie musi przy tym ponieść.
Czy drukarki 3D są dla zwykłych ludzi?
Nie – nigdy nie były i nie będą. Kim są w ogóle „zwykli ludzie”? W Polsce to np. ci, którzy najbardziej lubią słuchać Zenona Martyniuka lub Cypisa i Mokrej Jolanty. Którzy jeżdżą BMW, Audi lub Hondą z prędkością 150 km/h w terenie zabudowanym i wyprzedzają „na trzeciego”. Którzy najlepiej pracują tylko „gdy szef patrzy”, a jeśli mają własną firmę, to pytają klientów, czy potrzebna jest im faktura? Zwykli ludzie nie używają drukarek 3D do tworzenia przedmiotów codziennego użytku, tak jak nie używają maszyn do szycia do szycia własnych ubrań, ani Photoshopa do malowania własnych obrazów do wydrukowania i powieszenia na ścianie.
Skąd w ogóle pomysł na to, żeby drukarki 3D wstawić do domu? To dość długa i złożona historia… W 2005 roku brytyjski wykładowca dr Adrian Bowyer rozpoczął prace nad projektem „samoreplikującej się drukarki 3D” o nawie RepRap. Polegał on na tym, że każdy człowiek posiadający podstawową wiedzę i kompetencje w zakresie elektroniki, mechatroniki i programowania, mógł za pomocą wydrukowanych na drukarce 3D części oraz innych ogólnodostępnych komponentów zbudować własną drukarkę 3D, a następnie wydrukować za jej pomocą części do kolejnego urządzenia tego typu. Projekt był rozwijany przez światową społeczność hakerów i makerów – wśród których prym wiedli m.in. późniejsi założyciele takich firm jak MakerBot, Prusa Research czy Ultimaker.
Pierwsze drukarki 3D tego typu powstawały i pracowały w domach – ale nie były to bynajmniej domy „zwykłych ludzi”, tylko osób o bardzo specyficznym zestawie talentów – majsterkowiczów, modelarzy i konstruktorów-amatorów.
W latach 2010 – 2015 ówczesny prezes MakerBota – Bre Pettis i ówczesny prezes 3D Systems – Avi Reichental, rozpoczęli kampanię PR’owo – marketingową, głoszącą coś zgoła odmiennego – że drukarki 3D trafią lada moment do każdego domu i każdy będzie mógł za ich pomocą wydrukować sobie wszystko co tylko zapragnie. Było to oczywiste kłamstwo, ale poziom wiedzy na temat druku 3D był tak niewielki, że wszyscy w nie uwierzyli. Motywowała ich chęć zysku – sprzedaż drukarek 3D poszybowała w górę, tworząc z niszowego i skomplikowanego produktu rosnącą gwiazdę nowych technologii. Chwilę później do tej dwójki dołączyła cała masa naśladowców, którzy pompowali balon niemożliwych do spełnienia oczekiwań względem technologii przyrostowych. Dziś mało kto o tym pamięta, ale w 2013 roku Bre Pettis został ogłoszony nowym Stevem Jobsem, a MakerBot kolejnym Apple.
Balon pękł na przełomie 2015 i 2016 roku, zmiatając Bre Pettisa ze sceny druku 3D w ogóle, a Avi Reichentala mocno marginalizując. Większość wyrosłych na tym nurcie start-upów już nie istnieje. Drukarki 3D są w domach, ale tych samych ludzi co na początku – majsterkowiczów i makerów.
Niestety kłamstwo drukarki 3D w każdym domu wciąż tkwi w głowach różnych ludzi, którzy później wypisują nie mające żadnego związku z rzeczywistością komentarze w Internecie.
Czym są drukarki 3D i co czyni je wyjątkowymi?
Drukarki 3D to takie same narzędzia wytwórcze jak każde inne, z tym że wykonują rzeczy w określony, specyficzny sposób. Są obszary gdzie są lepsze od innych maszyn, są obszary, gdzie są bezużyteczne. Co czyni je wyjątkowymi? To że mogą robić rzeczy, których nie da się zrobić w inny sposób. Czy każdy może mieć je w domu? Tak, podobnie jak każdy może zaopatrzyć się w domową frezarkę CNC, grawer laserowy, spawarkę, lub szlifierkę kątową.
To czy drukarka 3D będzie wyjątkowa zawsze zależy tylko i wyłącznie od jej użytkownika.
A jeśli szukacie kogoś kto Was nauczy jak działa drukarka 3D i do czego ją wykorzystywać, zachęcamy do skorzystania z naszej oferty szkoleniowej: szkolenia z druku 3D.
Możemy też po prostu coś wydrukować w odpowiednio wysokiej jakości, żeby rozwiać wątpliwości niedowiarków…