W latach 2013-2014 opublikowałem na łamach CD3D kilka artykułów, w których poruszałem kwestie niskich cen drukarek 3D. Wykazywałem w nich, dlaczego dążenie przez wybranych producentów do osiągania jak najniższych cen urządzeń jest zgubne, zarówno dla nich samych jak i całej kształtującej się branży. Generalnie wszystko co miało zostać napisane w tej kwestii zostało już napisane i mimo upływu czasu, wciąż uważam poruszone w tych artykułach kwestie za aktualne. Rynek niskobudżetowych drukarek 3D unormował się i dziś można podzielić go na trzy segmenty: do 3000 PLN – do 7500 PLN – oraz do 15.000 PLN, gdzie każde z urządzeń w danym segmencie jest w mniejszym lub większym stopniu sobie równe pod względem jakości wykonania. Tymczasem od dobrych kilkunastu miesięcy można zaobserwować interesującą tendencję na rynku usług druku 3D opartego o technologię FDM. Wraz z popularyzacją druku 3D wśród ludzi, coraz więcej osób postanawia spróbować swoich sił w tej branży. Rosnąca konkurencja wymusza obniżanie cen, co zaczyna prowadzić do patologii. Wojna cenowa w usługach opartych o niskobudżetowy FDM jest na początku dziennym…
Dziś niewiele potrzeba aby otworzyć „drukarnię 3D„… W gruncie rzeczy wystarczy kupić drukarkę 3D za 3-5 tysięcy złotych, kilka rolek taniego filamentu za 50-60 złotych za kg i zacząć drukować. Koszty marketingowe to strona internetowa oparta na WordPressie, czasem fanpage na FB oraz maile i telefony do znajomych firm. Cała inwestycja rzadko kiedy przewyższa 10 tysięcy złotych brutto. Jeżeli ktoś dysponuje wyższą kwotą (np. 20 tysięcy złotych z funduszy opartych o Urząd Pracy dla rozpoczynających własną działalność gospodarczą), może kupić Zortraxa lub MakerBot Replicatora i stać się Panem Świata, który drukuje „na najlepszym sprzęcie na świecie„.
Początki bywają różne… Albo od początku nic nie idzie jak trzeba, klientów nie ma, bądź nie są skłonni reagować na rozsyłane oferty – albo wprost przeciwnie, zamówienia sypią się jak z rękawa, a firma myśli już o powiększaniu parku maszynowego o kolejne urządzenia. Pewnego dnia okazuje się jednak, że zamówienia zaczynają się kurczyć – dotychczasowi odbiorcy znajdują tańszego dostawcę, lub… sami kupują tanią drukarkę 3D, gdyż okazuje się to bardziej rentowne od zlecania co miesiąc wydruków na zewnątrz. Koniec końców – i ci którym od początku nie szło i ci którym właśnie iść przestało stają pod ścianą. Aby przeżyć muszą zacząć schodzić z ceny. Bardziej niż reszta. A potem jeszcze bardziej i bardziej…
Profesjonalna branża druku 3D tego aż tak mocno nie odczuwa. Oczywistym jest, że każdej z firm wyposażonej w profesjonalne systemy warte po kilkaset tysięcy złotych ubyło klientów na rzecz nowo powstałych, tanich wykonawców, jednakże one i tak żyją z projektów wartych po kilka-kilkanaście tysięcy złotych, których po prostu nie da się zrealizować na niskobudżetowych FDM`ach. Co więcej, z rozmów jakie odbywam z przedstawicielami czołowych firm usługowych w Polsce wynika, iż coraz częściej klienci, którzy wybrali tańszego oferenta, wracają do nich, ponieważ otrzymana jakość usług okazała się niewystarczająca.
Powodem tego nie musi być wcale niska jakość maszyn (pomijam oczywiście wydruki, które z natury rzeczy muszą być drukowane wyłącznie z żywic światłoutwardzalnych czy ze spieków), tylko np. kwestia późniejszej obróbki wydrukowanych detali. Chcąc oferować wydruk warty np. 2000 złotych za 10% tej ceny, aby osiągnąć próg rentowności należy zdobywać jak najwięcej zleceń, które trzeba realizować w jak najszybszym czasie. Brakuje go wtedy na właściwe wykańczanie wydruków, czy kontrolę jakości. Dlatego klient przyzwyczajony do wydruków ze Stratasysa, może poczuć pewien dyskomfort otrzymując detal wykonany „szybciorem” na RepRapie za 2,5 tysiąca złotych…
Podczas naszej konferencji „Druk 3D przyszłością przemysłu” wykazano kilkakrotnie, że pewnych rzeczy po prostu nie da się wykonać na tanim sprzęcie. Niektórzy klienci wymagają takiej jakości – a przede wszystkim tak dużej dokładności zamawianych wydruków, że wydrukowanie ich na drukarce 3D opartej o rozwiązania znane z RepRapów jest nadzwyczajnie w świecie niemożliwe. Jeżeli ktoś zamawia detal o wymiarach 10 x 10 x 10 cm, to oczekuje właśnie takiego rezultatu, a nie 9,83 x 9,77 x 10 cm, bo tu i ówdzie „się skurczyło„… W profesjonalnym druku 3D nie jest niczym nadzwyczajnym, że do wydrukowanego modelu 3D dołącza się dokumentację techniczną z procesu drukowania, lub że na wydruk przyjeżdża przedstawiciel klienta aby sprawdzić, czy cały proces przebiega jak należy.
Niestety okazuje się, że niski próg wejścia w branżę druku 3D sprawił, iż trafiło do niej wiele dość przypadkowych osób, które w tej chwili aby przetrwać, zaniżają ceny usług, obniżając mimowolnie ich jakość. Znam wiele osób, które za pomocą skonstruowanych własnoręcznie drukarek 3D są w stanie drukować w technologii FDM rzeczy, które zadziwiłyby niejednego inżyniera ze Stratasysa. Niestety ci bardzo zdolni ludzie muszą teraz rywalizować o zlecenia z osobami, które wyposażone w popularne, „bezobsługowe” drukarki 3D zakupione za pieniądze z różnych dotacji, realizują wydruki za 20 – 30 złotych netto, żeby „zająć dobrą pozycję na rynku„.
Niestety jak pokazał to przykład producentów drukarek 3D (i lada moment pokaże to rynek filamentów), jest to droga prowadząca ku zatraceniu…
Grafika: Lordcolus / Foter / CC BY & brizzle born and bred / Foter / CC BY-SA