Rząd polski, a druk 3D

W ciągu ostatnich kilkunastu dni bardzo wiele miejsca poświęciliśmy eventom związanym z drukiem 3D, które odbyły się w Łodzi, Warszawie i Kielcach. Pisaliśmy o tych wydarzeniach używając wielkich słów, nie szczędząc pochwał pod adresem tak organizatorów jak i samych uczestników tych wydarzeń. Niestety w życiu jest tak, że po chwilach uniesień musimy na powrót zmierzyć się z rzeczywistością, która niejednokrotnie odbiega od naszych wyobrażeń. Wczorajszy Dzień Druku 3D był prawdziwym świętem osób tworzących tą branżę. Niestety już od jutra wracamy do naszej szarej, polskiej rzeczywistości…

Inspiracją dla tego tekstu była piątkowa informacja, mówiąca o tym, że rząd Singapuru przeznaczył 30 mln $ na rzecz stworzenia centrum druku 3D. Centrum będzie miało siedzibę na Uniwersytecie Technologicznym w Nanyang i będzie dysponowało powierzchnią 300 metrów kwadratowych. Będą z niego korzystać zarówno studenci jak i firmy zajmujące się tą technologią. W centrum będą wdrażane drukarki 3D wykorzystujące DMLS (spiekanie laserem) i bio-drukarki 3D. Ponadto w centrum będzie można prowadzić prace nad projektowaniem i konstruowaniem własnych urządzeń i maszyn.

Singapur to jedno z najszybciej rozwijających się państw na świecie, zatem informacja o tym, że inwestuje w nowe technologie nie powinno dziwić. W sumie wszyscy najwięksi tak czynią: USA, Chiny, a nawet Wielka Brytania w tym lub zeszłym roku przeznaczyły wiele milionów dolarów na rozwój i/lub wsparcie firm działających w tej branży. Trudno mieć w związku z tym jakikolwiek żal do rządu polskiego – trzeba znać swoje miejsce w szeregu i się nie wychylać…

Polska ma tak dużo nierozwiązanych problemów na praktycznie każdym odcinku – czy to służba zdrowia, czy infrastruktura, czy szkolnictwo (wymieniać można w nieskończoność), że wspominanie tutaj o druku 3D, jest cokolwiek śmieszne. Bo faktycznie ciężko jest narzekać na brak wsparcia ze strony rządu w kwestii tak niszowego tematu jak drukarki 3D, gdy brakuje pieniędzy na ratowanie ludziom życia, czy pomocy najuboższym. Wstydem jest żądać pieniędzy na rozwój druku 3D, gdy tak wiele osób – w szczególności młodych, pozostaje bez pracy i jakiejkolwiek perspektywy na jej znalezienie. Jak porównywać brak dofinansowania branży druku 3D, do sytuacji gdy żeby móc kupić własne mieszkanie, należy zadłużyć się na całe życie? Itp., itd…

Zacząłem więc zgłębiać temat Singapuru zaciekawiony tym, w jaki sposób ten kraj doszedł do takiego dobrobytu? Otóż wszystko można sprowadzić w gruncie rzeczy do jednego: Singapur zawdzięcza swój sukces systemowi kształcenia. To nauka i inwestycje w nowe technologie sprawiły, że po latach recesji mającej miejsce jeszcze na początku lat 00-nych, kraj stał się jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek świata.

To fajnie, wróćmy teraz z powrotem nad Wisłę…

Wszystkie dotychczasowe spotkania – zarówno w siedzibach firm działających w rodzimej branży druku 3D jak i podczas eventów uświadomiły mi jak wyjątkowi są ludzie tworzący tą branżę i społeczność. Jak wielki drzemie w nich potencjał i jak szerokie mają możliwości. W gruncie rzeczy jedyną przeszkodą stojącą na drodze ku podbojowi świata, są jak zwykle pieniądze. Oczywiście, tych nikt nikomu nie da… Oto jaką informację znalazłem na stronie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji (MAC), w artykule poświęconym drukowi 3D:

Źródło: www.mac.gov.pl
Źródło: www.mac.gov.pl

Czyli: „możecie poczytać jakie to fajne, ale na nas nie liczcie.

Istotą problemów gospodarczych Polski jest status quo, czyli utrzymywanie za wszelką cenę istniejącego stanu rzeczy, rozwiązując jedynie doraźne problemy. Nie wymaga to od rządzących poważniejszego angażowanie się w pracę do jakiej zostali powołani, pozwala za to na realizację tematów, w których czują się najlepiej – walki politycznej. Zatracają tym samym jedyną w swoim rodzaju szansę w postaci wejścia w zupełnie nowe technologie, w momencie gdy są one we wczesnym stadium rozwoju. W tej chwili w druku 3D każdy ma równe szanse. Jeżeli nie ma się pieniędzy na masową produkcję i marketing o zasięgu globalnym, można inwestować w rozwój naukowy i patenty.

Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację ponad 30 lat temu, gdy na świecie powstawały pierwsze komputery osobiste. Polska była poza grą, bo akurat próbowała rękami Lecha Wałęsy obalać komunizm. Tamta szansa przeszła obok nas, bo najzwyczajniej w świecie mieliśmy inne, ważniejsze problemy na głowie (np. wolność i niezależność). Dzisiaj naszymi problemami są Smoleńsk i miejsce na multipleksie dla określonych środowisk. Doceniając w pełni wagę tragedii smoleńskiej, nie porównywałbym jej do przełomu lat 70-tych i 80-tych. Dziś jest właściwy czas. Dziś jest jedyna w swoim rodzaju szansa. Niestety rząd polski najzwyczajniej w świecie ją marnotrawi…

W(ruk)wia mnie to bardzo i irytuje… Gdy rozmawiam np. z Arkiem Śpiewakiem a.k.a. Wulfnorem, na temat problemów z jakimi musi się zmierzyć aby rozpocząć seryjną produkcję pierwszych sztuk Sunbeama 2.0, to krew mnie zalewa… Pracując w branży IT miałem nieprzyjemność uczestniczyć w kilku projektach, gdzie klienci wykorzystując dofinansowania unijne w chamski i prymitywny sposób dokapitalizowywali swoje firmy, nie przeznaczając bynajmniej pozyskanych środków na rozwój przedsiębiorczości czy konkurencyjności. Same projekty, które realizowali były durne i pozbawione jakichkolwiek podstaw rynkowych czy biznesowych. Z drugiej strony, ludzie pokroju Wulfnora aby spróbować rozpocząć produkcję rzeczy, które mają szansę odcisnąć istotne piętno na rynku, muszą inwestować własne pieniądze, zarabiane pracą w innych firmach, czy przy innych zupełnie projektach.

Mamy naprawdę wybitnych specjalistów i masę talentu. Większość z nich rozwija swoje projekty hobbistycznie lub poł-zawodowo, poświęcając na ten cel cały wolny czas i pieniądze. I pchają ten temat do przodu – bez pomocy państwa, bez wsparcia wielkiego biznesu (pomijam sami wiecie kogo). Mimo to, w dłuższej perspektywie czasu wszyscy są skazani na porażkę. Gdy przyjdzie ten dzień i rewolucja konsumencka naprawdę się rozpocznie, wielkie koncerny wytną wszystko jak kombajn zboże. Garstka tych, którzy byli wczoraj w Kielcach, będzie mogła pożalić się na kolejnym zlocie – tym razem „byłych konstruktorów drukarek 3D„, na niewykorzystane szanse i możliwości.

A rząd polski – kolejny lub ten sam, nie będzie tego nawet świadom. Jak to mówią: „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal…

Scroll to Top