Prowadząc serwis opisujący branżę druku 3D, dużo miejsca poświęcam opisom i premierom najnowszych drukarek 3D pojawiających się na rynku polskim i zagranicznym. Czynię to na podstawie lektury niezliczonych tekstów publikowanych w licznych serwisach branżowych, blogach firmowych i forach internetowych, jak również pod wpływem codziennych rozmów i korespondencji mailowych prowadzonych z producentami i dystrybutorami drukarek 3D w Polsce. Od pewnego czasu obserwuję pewne trendy zachodzące w produkcji nowych urządzeń – i co ciekawe, są one diametralnie różne w kontekście rynków światowych, a naszego rodzimego. Oto garść uwag i wniosków płynących z ich analizy…
Kluczową różnicą w podejściu do produkcji pomiędzy większością firm zagranicznych a firm Polskich, to klient docelowy. Światowi producenci drukarek 3D celują w sprzedaż masową i klienta indywidualnego, z kolei polscy producenci nastawiają się na sprzedaż wąsko wyspecjalizowaną i klienta korporacyjnego. Ta różnica w podejściu ma odzwierciedlenie w postaci konstrukcji samych drukarek. Jak można zaobserwować ostatnimi czasy, na rynkach zagranicznych co chwila pojawiają się zapowiedzi drukarek 3D charakteryzujących się praktycznie tymi samymi parametrami:
- prosta, designerska i mocno wyrafinowana konstrukcja często o charakterze zamkniętym
- stosunkowo niewielki obszar roboczy, rzadko kiedy wychodzący poza 20 cm we wszystkich osiach
- kompaktowość konstrukcji i mała możliwość dalszej (samodzielnej) rozbudowy urządzenia
- deklarowana i akcentowana prostota obsługi oraz dostarczanie urządzenia od razu w wersji złożonej.
Na rynku pojawiają się też pojedyncze modele w wersji do samodzielnego montażu, jednakże występują one w tak absurdalnie niskich cenach, że od początku balansują na granicy rentowności przy obecnych zdolnościach sprzedażowych.
Powyższy trend rozpoczął MakerBot w postaci drugiego Replicatora, do którego dołączyły wkrótce Up! i 3D Systems w postaci drukarek 3D serii Cubify. Kolejnymi producentami, którzy podążyli tym śladem byli holenderski Ultimaker i Leapfrog, a następnie gwiazdy Kickstartera – Formlabs i The Form 1, Pirate3D i Buccaneer oraz rodzimy Zortrax. Jednakże wszystkie z w/w drukarek 3D wyglądają dość słabo w porównaniu do konstrukcji zaprezentowanych w ciągu ostatnich kilku tygodni:
I chociaż każde z w/w urządzeń jest póki co dopiero na etapie prototypu (ewentualnie najprawdopodobniej nigdy nie powstanie – jak Makism 3D), to jeżeli mimo wszytko dojdzie do ich pomyślnej realizacji i sprzedaży wyznaczy to kierunek rozwoju konstrukcji drukarek 3D na kolejne lata.
Na rynku polskim sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Rodzimi producenci drukarek 3D chyba pogodzili się z faktem, iż w najbliższej przyszłości ludzie – szczególnie w Polsce, nie będą masowo kupować drukarek 3D do użytku domowego i zamiast na odbiorcach masowych, skoncentrowali się na klientach biznesowych, którzy oczekują diametralnie innych parametrów od kupowanych urządzeń. Polskie drukarki 3D cechują się następującymi parametrami:
- otwarta konstrukcja, wciąż bardzo mocno nawiązująca do RepRapów; trudno znaleźć tu wykwintne rozwiązania estetyczne, wszystko jest podporządkowane funkcjonalności i łatwości rozbudowy i modyfikacji
- duży obszar roboczy, dochodzący niekiedy do absurdalnych jak na RepRapowy FDM wymiarów, na poziomie 30-40 cm w każdej z osi
- gotowość do nanoszenia zmian w konstrukcji i dostosowywania drukarki 3D do indywidualnych oczekiwań klienta
- większość modeli występuje w wersjach do samodzielnego montażu, a wersja złożona jest bardziej opcją niż obowiązującym standardem.
Najpopularniejsze obecnie konstrukcje na rynku polskim spełniają praktycznie wszystkie w/w cechy. Liderami sprzedaży są Omni3D i Profabb, a więc konstrukcje całkowicie otwarte, gdzie RapCraft i jego klony w postaci Architecta i Factory, są wręcz niemożliwe do jakiejkolwiek zabudowy. Profabb występuje w wersji zabudowanej, ale również jako opcja, a nie standard.
Pozostałe wyróżniające się polskie konstrukcje – chociaż do pewnego stopnia zamknięte, nadal nie są kompaktowe jak zagraniczne urządzenia i mogą być w każdej chwili zmodyfikowane i dopasowane do potrzeb danego klienta.
Mamy zatem dwie zupełnie różne koncepcje i pomysły na prowadzenie biznesu. Pierwsza koncepcja to podejście globalne i próba zdobycia Świętego Grala druku 3D, czyli wejścia na masowy rynek konsumencki. Druga, to dość zachowawcze, lecz bardzo realistyczne i – wydaje mi się, zdrowe podejście rynkowe, a więc kierowanie swojego produktu do istniejącego odbiorcy, a nie próba wykreowania go i liczenie na to, że to się uda?
Oddzielną kwestią są również pieniądze. Polscy producenci (może poza Omni3D) dysponują bez porównania niższymi budżetami od większości producentów zagranicznych i nie mam tu bynajmniej na myśli MakerBota czy Ultimakera. Na zachodzie jest zupełnie inna kultura start-upowa jak również świadomość potencjału drzemiącego w druku 3D. Dlatego wejście dużego kapitału w Omni3D jest u nas ewenementem. a zagranicą swego rodzaju standardem. Nie mając odpowiedniego wsparcia finansowego, polskie firmy aby przetrwać, muszą kierować swoją ofertę i dostosowywać ja tam gdzie są pieniądze – czyli do biznesu, który wymaga np. ściśle dopasowanego do swoich potrzeb produktu. Dlatego taki Profabb czy IdeaLab może w Polsce swobodnie wygrać przetarg z takim MakerBotem, podczas gdy już w innym kraju byłoby to raczej nie do pomyślenia…
To co ciekawi mnie najbardziej, to to, które podejście okaże się w końcowym rozrachunku słuszne? Czy naturalne ograniczenia gospodarcze i strukturalne polskich producentów drukarek 3D sprawią, że będą oni prowadzić racjonalną politykę handlową nie dając się podpuścić hype`owi na druk 3D i próbować wejść w rynek konsumencki, który na dzień dzisiejszy nie istnieje, czy też – niestety, prześpią swoją szansę…?