Disney patentuje filament utrudniający skanowanie 3D wydrukowanych przedmiotów

Disney od pewnego czasu zwraca na siebie uwagę świata ogłoszeniem jakiejś nowej, nietypowej metody druku 3D, bądź innego rozwiązania opartego o technologie przyrostowe. Tak było w przypadku „szyjącej drukarki 3D” (wciąż nie za bardzo rozumiem ten koncept?), „kopiarki 3D o zawrotnej prędkości”, której proces technologiczny przypominał nieco metodę CLIP, czy projektu humanoidalnego robota, mającego być „miękkim a jednocześnie trwałym„, do którego produkcji miały być również wykorzystane technologie addytywne. O ile wszystkie te pomysły na pierwszy rzut oka wydają się interesujące i bez problemu trafiają na nagłówki portali branżowych, o tyle ich funkcjonalność, bądź rzeczywista przydatność stoi często pod dużym znakiem zapytania?

Tak jest też z najnowszym wnioskiem patentowym, opisującym „metodę druku 3D trójwymiarowych obiektów, które będą trudne do zeskanowania 3D i ponownego wydrukowania” (Patent_US20170151715A1). Tak naprawdę patent dotyczy specjalnego, „antyskanowalnego” filamentu stosowanego w tradycyjnym druku 3D w technologii FDM (i to w niskobudżetowym wydaniu, jak można wywnioskować po zawartych w zgłoszeniu patentowym rysunkach). Filament ma być domieszkowany substancjami, które albo pochłaniają światło, albo odbijają je w niekonwencjonalny sposób w różnych kierunkach.

Mówiąc krótko – Disney zamierza opatentować materiał, który będzie uniemożliwiał, bądź istotnie utrudniał skanowanie 3D wydrukowanych modeli (np. figurek postaci z filmów koncernu). Po co? Teoretycznie po to, aby utrudnić swobodne ich kopiowanie, i co za tym idzie, chronić prawa autorskie do modeli 3D. W praktyce, aby to rozwiązanie zadziałało, musiałyby zostać spełnione dwa warunki:

  • modele 3D musiałyby być chronione przed ich swobodnym kopiowaniem – czyli posiadałyby jakieś zabezpieczenia typu DRM
  • drukarka 3D, na której drukowany byłby taki model, musiałaby korzystać wyłącznie z filamentu z patentu Disneya.

Na chwilę obecną jest to praktycznie niemożliwe do urzeczywistnienia. Znakomita większość drukarek 3D na rynku prowadzi otwartą politykę filamentową (od niedawna nawet Zortrax!) i ostatnia rzecz jaką pragną ich producenci, to wiązanie się z jednym dostawcą, który na dodatek ograniczyłby możliwości swobodnego drukowania modeli przestrzennych. Jeśli chodzi o same modele 3D, to dopóki jakikolwiek koncern medialny nie zacznie egzekwować praw autorskich do swoich projektów, w internecie możemy znaleźć darmowe modele 3D większości najpopularniejszych postaci, przedmiotów lub pojazdów z setek (tysięcy?) filmów.

Disney (bądź powiązana z nim firma) musiałby wypuścić na rynek bardzo funkcjonalną i atrakcyjną cenowo drukarkę 3D, którą kupiłyby przynajmniej dziesiątki tysięcy osób. Drukarka 3D drukowałaby z filamentów dostarczanych w kartridżach – byłyby one domieszkowane wspomnianą substancją utrudniającą skanowanie 3D wydrukowanych modeli. W sieci musiałoby pojawić się mnóstwo atrakcyjnych modeli 3D do wydrukowania, zabezpieczonych DRM (najlepiej przypisanych do konkretnego modelu drukarki 3D).

Czy wy również czujecie się, jakbyście czytali zajawkę opowiadania science-fiction?

Na koniec najważniejsze pytanie: załóżmy, że to wszystko stałoby się faktem – ile osób, które zakupiłyby drukarkę 3D, chciałoby je później dodatkowo skanować? Drukowanie 3D jest wciąż na tyle skomplikowanym z punktu widzenia zwykłego konsumenta procesem technologicznym, że liczba domowych użytkowników drukarek 3D jest wciąż niewielka. Skanowanie 3D to temat bez porównania bardziej skomplikowany – czy naprawdę Disney widzi zagrożenie w tym, że ludzie chwilę po tym jak zaczęli masowo drukować Disneyowe figurki , rzucą się do ich skanowania?

Bez sensu…

Póki co najnowszy patent Disneya możemy zaszufladkować tam, gdzie wszystkie poprzednie – do działu „osobliwości druku 3D„.

Źródło: www.3dprintingbusiness.directory

Scroll to Top